Stwarza to pole do nadużyć - zarówno do niezbyt etycznych zagrywek, np. stosowania botów czy sztucznego zwiększania zasięgów, jak i bardziej niebezpiecznych, np. wpływania na proces wyborczy przez konkretne organizacje, a nawet inne państwa. To, że można na masową skalę bombardować wyborców treściami o dobranej do nich tematyce i tym samym wpłynąć na wynik wyborów, wiemy od lat.
Czytaj artykuł w LEX: Frasunkiewicz Maciej, Co wie o nas internet?>
Social media potężnym narzędziem wpływu na wyborcę
Jasno pokazała to afera Cambridge Analytica - skandal dotyczący nielegalnego wykorzystania danych osobowych około 87 milionów użytkowników Facebooka, ujawniony w 2018 roku. Brytyjska firma Cambridge Analytica, wykorzystując aplikację „This Is Your Digital Life” i dostęp do Facebook API, pozyskiwała dane użytkowników i ich znajomych bez ich wiedzy. Dane te służyły do tworzenia spersonalizowanych kampanii politycznych, m.in. dla Donalda Trumpa i kampanii Brexitu, a także wyborów w kilku państwach w Afryce. Skandal ujawnił sygnalista Christopher Wylie i doprowadził do globalnej krytyki Facebooka, ruchu #DeleteFacebook oraz wysokich kar finansowych – 5 mld dolarów w USA i 500 tys. funtów w Wielkiej Brytanii.
Przeczytaj komentarz praktyczny w LEX: Rakowska-Trela Anna, Oznaczenia terenów i budynków objętych zakazem prowadzenia agitacji wyborczej>
Wydaje się jednak, że nie skłoniło to polskich władz do szczególnej refleksji. Zgodnie z kodeksem wyborczym (art. 105 i 106), agitacja wyborcza to publiczne nakłanianie lub zachęcanie do głosowania w określony sposób, w tym w szczególności do głosowania na kandydata określonego komitetu wyborczego. Może ją prowadzić każdy komitet wyborczy oraz każdy wyborca, ale pod warunkiem, że posiada pisemną zgodę pełnomocnika wyborczego. Dotyczy to także takich działań jak zbieranie podpisów poparcia dla kandydatów. Jednak art. 106 jest problematyczny za sprawą tzw. "wędrującego przecinka", bo wykładnia literalna przepisu pozwala wnioskować, że zgoda pełnomocnika wyborczego potrzebna jest wyłącznie na zbieranie podpisów.
- Wykreślenie przecinka przed słowami „po uzyskaniu” wskazuje, że art. 106 paragraf 1. nakłada na wyborców jedynie obowiązek uzyskiwania zgody pełnomocnika na zbieranie podpisów, a nie agitacji wyborczej. A to oznacza, że agitację wyborczą może prowadzić każdy wyborca niepowiązany z komitetem wyborczym – uważa dr hab. Grzegorz Makowski, wykładowca Szkoły Głównej Handlowej, ekspert Fundacji im. Stefana Batorego. Wskazuje, że konsekwencją takiego stanu rzeczy jest to, że nie obowiązują agitującego takie regulacje jak: obowiązek oznaczania materiałów wyborczych oraz zasady i limity finansowania kampanii.
Czytaj także w LEX Kowalski Patryk, "Test agitacyjności" informacji rozpowszechnianych podczas kampanii wyborczych. Uwagi na tle orzecznictwa sądów powszechnych>
Oszustwo "na babcię"
Fanpage „Streszczam clickbaitowe artykuły, żebyś nie musiał klikać” ujawnił kontrowersyjną praktykę jednego z portali Spotted (rodzaj fanpage'ów, na których publikuje się ogłoszenia dotyczące danej okolicy). Portal opublikował apel o pomoc w odnalezieniu portfela starszej, niepełnosprawnej osoby, co poruszyło wiele osób.
Po tym, jak już zdobył określone zasięgi, zmienił się... w materiał promujący jednego z kandydatów na prezydenta. W efekcie osoby, które w dobrej wierze udostępniły post, nieświadomie rozpowszechniły agitację wyborczą, często niezgodną z ich poglądami. Redakcja podkreśliła, że krytyka nie dotyczyła samego kandydata, bo nie ma żadnych informacji, by to jego klub stał za tą praktyką, skrytykowała natomiast działania administratorów portalu.
Twój głos jest ważny, ale nie na nich
Inną, wywołującą kontrowersję akcją, jest działanie fundacji "Twój głos jest ważny", której celem jest - jak sama deklaruje - "podejmowanie działań na rzecz umacniania polskiej demokracji, poprawy jakości debaty publicznej oraz zwiększania frekwencji wyborczej, a także wzmacnianie i utrwalanie pozycji Polski w strefie cywilizacji zachodniej (euroatlantyckiej) ze szczególnym uwzględnieniem trwałego i niepodważalnego członkostwa w unii europejskiej, NATO oraz strategicznego partnerstwa ze USA".
Fundacja odpowiada za kampanię profrekwencyjną prowadzoną m.in. na portalu YouTube. Opublikowała spoty (i sfinansowała ich wyświetlenie), które nawiązują swoją treścią do głośnych, medialnych afer związanych np. z wydatkowaniem środków z Funduszu Sprawiedliwości. W dużym uproszczeniu spoty zachęcają do pójścia na wybory, żeby PiS nie wróciło do władzy.
Czytaj także artykuł w LEX: Borski Maciej, Czy cisza wyborcza ciągle jeszcze jest potrzebna?>
Luki w przepisach
- Choć formalnie obowiązuje zasada, że kampanię mogą prowadzić tylko komitety, brak jednoznacznych sankcji sprawia, że inne podmioty, różnego rodzaju fundacje lub organizacje zaczęły prowadzić działania o charakterze agitacyjnym - mówi Filip Pazderski, prawnik, socjolog związany z Fundacją Batorego. - W związku z tym nikt nikomu nie broni, żeby tego typu działania prowadzić i wręcz nawet wydawać na nie środki. To zresztą obserwujemy szczególnie w sieci, gdzie w ostatnich tygodniach bardzo się nasiliły działania innych podmiotów niż komitety wyborcze, które albo zachęcają do głosowania na jakiegoś kandydata, albo produkują materiały negatywne – mówi.
Czytaj także w LEX: Zięba-Załucka Halina, Wizerunek polityka a kampania wyborcza>
W efekcie dochodzi do rozmycia granicy między legalną agitacją a działaniami nieobjętymi nadzorem, co budzi poważne wątpliwości etyczne i prawne.
- Brak odpowiednich przepisów wykonawczych i narzędzi kontrolnych sprawia, że PKW i Krajowe Biuro Wyborcze nie są w stanie skutecznie weryfikować, kto rzeczywiście prowadzi kampanię, ani jakie środki są na nią przeznaczane i co zostało włączone do tych wydatków. Komisja opiera się wyłącznie na dokumentach dostarczanych przez komitety wyborcze, a jej możliwości dochodzeniowe są ograniczone. Ewentualne nieprawidłowości mogą być ujawnione dopiero trzy miesiące po wyborach, podczas składania i analizy sprawozdań finansowych – mówi Pazderski. Zaznacza, że nawet to wymaga to zewnętrznych sygnałów lub działań służb śledczych. Pytaniem otwartym jest, czy zechcą zajmować się tymi działaniami. Zwraca uwagę, że obecna sytuacja tworzy przestrzeń do prowadzenia nieformalnych, trudnych do wykrycia kampanii, szczególnie w przestrzeni cyfrowej, gdzie koszty są niskie, a skuteczność oddziaływania, zwłaszcza na młodsze pokolenie, bardzo wysoka. Tym bardziej, że algorytmy socjal mediów promują takie emocjonalne działania.
Cena promocyjna: 62.1 zł
Cena regularna: 69 zł
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 48.3 zł
Nic nie zwolni nas od myślenia
Również konstytucjonalista prof. dr hab. Marek Chmaj wskazuje, że agitacja prowadzona w mediach społecznościowych również nie jest wprost uregulowana, co oznacza, że każdy komitet wyborczy może ją prowadzić według własnego uznania, co de facto wiąże się czasem z rozpowszechnianiem materiałów wprowadzających w błąd.
- W sytuacji, gdy to komitet wyborczy dopuszcza się dezinformacji, istnieją określone mechanizmy przeciwdziałania takim praktykom. Można wówczas żądać sprostowania nieprawdziwych informacji lub zaprzestania wprowadzania wyborców w błąd. Natomiast jeśli chodzi o działania samych wyborców, brak jest takich regulacji - wskazuje prof. Chmaj. Zwraca uwagę, że nie da się zakazać obywatelom wyrażania poglądów w internecie, nawet jeśli mają one charakter agitacyjny. A jeżeli jakieś działania mają charakter zorganizowany, to trudno byłoby to udowodnić. Nie sposób przewidzieć wszystkich możliwych form oddziaływania w internecie, a nadmierna kazuistyka ustawowa byłaby w tym przypadku nieefektywna.
Czytaj artykuł w LEX: Krzywoń Adam, Wolność wypowiedzi w Internecie. O roli mediów społecznościowych i pozytywnych obowiązkach państwa>
- Nawet najlepsze przepisy nie zastąpią myślenia - mówi konstytucjonalista i zaleca krytyczne podejście do czytanych treści - wskazuje. Opowiada się za prowadzeniem akcji profrekwencyjnych. - Udział w wyborach nie jest wyłącznie prawem obywatelskim, ale także obowiązkiem wynikającym z troski o dobro wspólne, o czym mówi Konstytucja. Skoro mamy troszczyć się o wspólnotę, to powinniśmy uczestniczyć w instytucjach demokratycznych, które temu służą - wskazuje. Podkreśla jednak, że o ile akcje profrekwencyjne powinny być dozwolone w czasie ciszy wyborczej, to nie obejmuje to takich, które mogą być odczytane jako poparcie bądź sprzeciw wobec konkretnych kandydatów lub komitetów wyborczych. - To już byłoby ewidentne naruszenie ciszy wyborczej - podkreśla.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Linki w tekście artykułu mogą odsyłać bezpośrednio do odpowiednich dokumentów w programie LEX. Aby móc przeglądać te dokumenty, konieczne jest zalogowanie się do programu. Dostęp do treści dokumentów w programie LEX jest zależny od posiadanych licencji.








