Katarzyna Żaczkiewicz-Zborska: Policja w marcu tego roku zatrzymała dwa transparenty o treści „Andrzej Duda jest kłamcą i krzywoprzysięzcą” oraz „My Obywatele RP oświadczamy, że Andrzej Duda jest kłamcą i krzywoprzysięzcą”. Nie zatrzymała jednak osób, które z tym banerem stały przed pałacem na Krakowskim Przedmieściu. Ściga się ludzi czy transparenty?

Radosław Baszuk:   Ludzie nie tylko nie zostali zatrzymani, ale także nie przedstawiono im zarzutów popełnienia przestępstwa. Za czyny zabronione - przestępstwa i wykroczenia - ściga się ludzi, nie rzeczy. W tym przypadku, zakładając, że mamy do czynienia z poważnym stosowaniem prawa - należało ścigać uczestników zgromadzeń publicznych, którzy pod tymi transparentami demonstrowali. Takie śledztwo, w sprawie znieważenia Prezydenta, formalnie się toczy, rzecz jednak w  tym, że choć nie budzi wątpliwości, kto brał udział w zgromadzeniu, kto trzymał transparent – do dzisiaj nikomu nie przedstawiono zarzutów.

Ale problem jest?

Tak, domagamy się zwrotu transparentów. Uważamy, że ich zatrzymanie było nie tyle zabezpieczeniem dowodów rzekomego przestępstwa, co aktem bezprawnego zaboru cudzego mienia. Szczerze mówiąc, przewidujemy, że mogą się jeszcze przydać.

Czekamy też na rozpoznanie przez sąd zażalenia na postanowienie prokuratora o uznaniu transparentów za dowody rzeczowe i odmowie ich zwrotu. Więcej szczęścia mieli demonstrujący pod takim samym transparentem w Bydgoszczy. Tam prokurator, nie stwierdzając istnienia znamion czynu zabronionego, umorzył już postępowanie w sprawie znieważenia Prezydenta. Mimo umorzenia postępowania chciał jednak przechowywać transparent przez piętnaście lat, aż do przedawnienia karalności, ale po złożeniu zażalenia sam je uwzględnił, a transparent zwrócił.  

Czytaj: Flaga lepiej chroniona niż hymn - ale za jej znieważenie głównie grzywna>>
 

Co można zatem wypisać na transparencie czy plakacie, aby nie obrazić członków rządu lub głowy państwa?

Czy na pewno nam tego nie wolno?  Analiza standardów konwencyjnych stosowanych w orzeczeniach Europejskiego Trybunału Praw Człowieka pozwala na sformułowanie poglądu prawnego, a ja ten pogląd podzielam – że pod pewnymi warunkami wolno. Osoby piastujące funkcję publiczną narażone są na wystanie swoich poczynań pod osąd opinii publicznej i muszą liczyć się z krytyką swojego postępowania. Jest to zjawisko naturalne w państwie demokratycznym Taka krytyka jest społecznie pożądana. Jeżeli podjęta jest w interesie publicznym, jeśli ma cechy rzeczowości, nie przekracza granic potrzebnych do osiągnięcia społecznego celu krytyki – jest chroniona przez prawo. Politycy w sposób nieunikniony wystawieni są na ostrą krytykę publiczną. Oni sami, ale też prawo, muszą zachowywać tolerancję wobec wypowiedzi, które w wypadku osób prywatnych uznalibyśmy nawet za brutalne.

 


Jeżeli na transparencie pisze się trudną i bolesną prawdę, to nie jest to karalne?

W polskim prawie karnym znieważenie bądź zniewaga i zniesławienie są dwoma różnymi czynami zabronionymi. Prawo karne z urzędu ściga znieważenie prezydenta, ale nie ściga z urzędu jego zniesławienia.

Znieważenie oznacza zachowanie, które według zdeterminowanych kulturowo i powszechnie przyjętych ocen społecznych jest wyrazem pogardy, ośmieszenia czy uwłaczenia. Znieważenie ma charakter niezracjonalizowany. To użycie sformułowań obelżywych, godzących w cześć osoby, a przy tym nie poddających się weryfikacji w kategoriach wartości logicznej prawdy lub fałszu.

W wypadku zniesławienia mamy do czynienia z postawieniem zarzutu zracjonalizowanego, dotyczącego postępowania lub właściwości pokrzywdzonego, które mogą go poniżyć w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla zajmowanego stanowiska, zawodu lub działalności. Kryterium rozróżnienia jest sprawdzalność zarzutu. Jeśli jest sprawdzalny, mamy do czynienia ze zniesławieniem, jeśli nie - ze zniewagą.

Nasze transparenty nie znieważały. Ich treść mogła ewentualnie stanowić zniesławienie, czyli pomówienie o postępowanie lub właściwości, które mogły poniżyć Prezydenta w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla zajmowanego stanowiska. Tyle tylko, że kodeks karny stwierdza, że nie popełnia przestępstwa zniesławienia ten, kto publicznie podnosi lub rozgłasza prawdziwy zarzut dotyczący postępowania osoby pełniącej funkcję publiczną.

To dlatego wszczęto postępowanie w sprawie znieważenia, a nie zniesławienia. Choć to ostatnie ścigane jest z oskarżenia prywatnego, prokurator uprawniony jest przecież do wszczęcia postępowania, jeżeli stwierdzi istnienie interesu społecznego w ściganiu. Gdzie znajdziemy bardziej oczywisty interes społeczny, jeśli nie w ściganiu zniesławienia Prezydenta?

Czytaj: Tęczowa flaga na pomniku - znieważenie czy uprawniony protest? >>
 

Dlaczego tego nie robi?

Tak sam pomówiony jak i prokurator, jako oskarżyciel publiczny, nie są zainteresowani procesem, w którym oskarżeni dla wykazania braku bezprawności swoich czynów, realizując prawo do obrony, dowodzić będą prawdziwości zarzutów wskazanych na transparentach. Osobie zniesławionej taki proces mógłby przynieść więcej szkody niż pożytku. W przypadku tych transparentów zapadłby, jak sądzę, wyrok uniewinniający. W języku polskim kłamca to ten, kto świadomie mówi nieprawdę, zaś krzywoprzysięzcą to ten, kto świadomie złamał, naruszył sprzeniewierzył się złożonemu przez siebie przyrzeczeniu, przysiędze. Zarzuty takie są sprawdzalne.

Trybunał Konstytucyjny  w wyroku z 6 lipca 2011 r. stwierdził, że przepis o znieważeniu głowy państwa jest zgodny z ustawą zasadniczą. Kwestionowany artykuł przewiduje surowszą odpowiedzialność od odpowiedzialności przewidzianej za ten sam czyn skierowany wobec obywateli RP. Czyn z art. 216 k.k. zagrożony jest wyłącznie karami nie izolacyjnymi, natomiast czyn z art. 135 § 2 k.k. zagrożony jest karą pozbawienia wolności. I tu zrodziły się wątpliwości, ale TK był konserwatywny. Głowa państwa jest dla społeczeństwa ważna.  

Trybunał, kiedy jeszcze był sądem konstytucyjnym, który spełniał wymagania ustawy zasadniczej i nawiązywał do europejskiej koncepcji takiego sądownictwa, istotnie zachowywał daleko idący konserwatyzm przy ocenie zgodności z konstytucją „wrażliwych” społecznie przepisów karnych, tego i innych, jak choćby przepis o karaniu za naruszenie uczuć religijnych. Konserwatyzm Trybunału nie jest jednak problemem naszych transparentów. One nie znieważały. Nie były obelżywe w sposób niezracjonalizowany. Były krytyką sposobu sprawowania urzędu Prezydenta. Dosadną i ostrą ale weryfikowalną.

Odnosząc się do obecnych demonstracji w sprawie aborcji - na transparentach są obelżywe treści, ale podmiot jest domyślny. Czy wolno wtedy karać?

Zniewaga i zniesławienie muszą mieć mniej lub bardziej, ale jednak określonego adresata. Najczęściej odmieniane na demonstracjach słowo, które ma chyba szansę na wygraną w plebiscycie na słowo roku 2020, mogłoby w najbardziej restrykcyjnej interpretacji stanowić wykroczenie zakłócenia porządku publicznego lub wywołania zgorszenia w miejscu publicznym. Zatem mandat, a w wypadku odmowy przyjęcia mandatu - wniosek o ukaranie do sądu.