Fundacja Viva, 20 grudnia w Dzień Ryby złożyła do kancelarii Premiera RP petycję o wprowadzenie takiego zakazu. Podpisało się pod nią jak dotąd ponad 20 tysięcy osób. - Dzięki kampaniom społecznym Polki i Polacy są coraz bardziej świadomi, że ryby też czują i nie zgadzają się na znęcanie się nad nimi – mówi Magda Góra z Vivy. Organizacja ma na swoim koncie m.in. kampanię „Krwawe święta”.

Aktywiści i aktywistki wskazują obecnie właśnie na polskie targowiska, bazarki i rynki, bo jak mówią, tu nadal ryby umierają w męczarniach - albo przechowywane w niehumanitarnych warunkach, albo w ten sposób zabijane. Jak mówi Cezary Wyszyński, prezes Viva, dlatego organizacja rozesłała też do  urzędów miast apel aby na własnych terenach wprowadziły zakaz handlu żywymi karpiami.  

Czytaj: Po wyroku SN sprzedawcy ukarani za znęcanie się nad karpiami>>

Przepis są, gorzej z wykonaniem

Wyszyński zwraca też uwagę na to co stało się w przypadku sieci handlowych. - Praktycznie została już tylko jedna i to nie cała. Bo w Leclercu zaledwie kilka sklepów sprzedaje żywe karpie, natomiast pozostałe sklepy nie. Problemem są za to obecnie targowiska, bo w takich miejscach o kontrole znacznie trudniej. Zresztą nie chodzi tylko o karpie ale i inne zwierzęta. Można powiedzieć, że to szara strefa - mówi.

Aktywiści nie mają wątpliwości, że potrzebna byłaby interwencja ustawodawcza. -  Chodzi o prosty i łatwy do interpretacji przepis, że zakazuje się sprzedaży żywych ryb w celach konsumpcyjnych. Przy czym warto przypomnieć, że istnieją przepisy, które ewaluowały na przestrzeni lat i karpie chronią. Np. mamy - w ustawie o ochronie zwierząt zakaz transportu ryb w ilości wody uniemożliwiającej im oddychanie. Niestety przez lata Główny Lekarz Weterynarii uznawał w swoich wytycznych, że ta ilością wody to jest zero, i jeżeli włoży się karpia do specjalnej torebki to może oddychać. Ale to się zmieniło w ubiegłym roku, po latach presji, nawet złożyliśmy zawiadomienia do prokuratury, powstała  nowa instrukcja, która nie dopuszcza sprzedawania żywych karpi w torebkach foliowych - mówi Cezary Wyszyński.

Organizacja apelowała, złożyła zawiadomienie do prokuratury i powstała instrukcja, która nie dopuszcza sprzedawania żywych karpi w torebkach foliowych. - Mamy też bardziej ogólne przepisy, że transport zwierząt powinien przebiegać w warunkach, które nie powodują dodatkowego stresu i cierpienia ale potrzebna jest kropka nad i - wskazuje Wyszyński.

 

Pole do popisu dla służb

W podobnym tonie wypowiada się Leszek Sierputowicz, radca prawny. - Przepisy w zasadzie przewidują obowiązek humanitarnego traktowania zwierząt, w tym karpi. W połowie roku zapadł przecież prawomocny wyrok w sprawie sprzedawców, którzy traktowali je w sposób niehumanitarny.  Nie wiem więc czy my potrzebujemy zmiany przepisów, czy bardziej zmiany podejścia. Bo nadal - nawet w telewizji - pojawiają się przebitki, zdjęcia pokazujące jak są trzymane karpie. I to bez komentarza o niehumanitarności, tylko z wskazywaniem na problemy hodowców. Na pewno wymagane byłoby wyczulone egzekwowanie obowiązujących przepisów, przestrzegania - przez policję, straż miejską, właściwe organy przepisów i reakcja obywateli - mówi.

I dodaje, że on osobiście na Wigilię karpi nie je. - Uważam też - i być może tu należałoby wprowadzić zmiany w przepisach - że nie powinno się sprzedawać żywych ryb. Bo nawet jeżeli są przechowywane w wodzie, w odpowiednich warunkach, to w momencie sprzedaży trafiają do worka i przenoszone są - zazwyczaj - w sposób skrajnie niewłaściwy - podsumowuje.

 


Sądy bardziej wyczulone na karpie

W sądach również jednak coś zmienia. Dowodem jest choćby prawomocny już wyrok z połowy tego roku. Sprawa toczyła się ponad 10 lat i dotyczyła pracowników ursynowskiego marketu E. Leclerc, którzy mieli znęcać się nad sprzedawanymi karpiami. Wyrok usłyszały trzy osoby - kierownik i pracownicy działu rybnego. Sąd uznał, że ich zachowanie wobec karpi, które sprzedawali było przestępstwem.

Sprawę prowadziła adwokat Karolina Kuszlewicz, specjalizująca się w prawach zwierząt. Po wyroku wskazywała, że ważny jest w tym przypadku rozgłos, bo ten wyrok powinien zapisać się w doktrynie i trafić do świadomości społecznej. - Mam dużą wdzięczność do sądu, że po tylu latach mojego borykania się w niezrozumieniu ze strony wymiaru sprawiedliwości, dziś dał mi nie tylko przestrzeń na długą mowę o prawach zwierząt, ale merytoryczne oparcie. Mądry sąd to skarb dla praw zwierząt - mówiła.

Choć ostatecznie kara jest mniejsza, niż ta którą orzekł sąd pierwszej instancji. W grudniu 2020 roku Warszawski Sąd Rejonowy skazał on oskarżonych na na kary od 2 lat do 10 miesięcy w zawieszeniu na 2 lata. Pracownicy E. Leclerc odwołali się od wyroku i wskazali, że w sprawie doszło do przedawnienia. Sąd jednak odrzucił ich apelacje. Mimo to skazani otrzymali niższy wyrok. Sprzedawcy dostali 3 miesiące pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata, a kierownik 5 miesięcy w zawieszeniu na 2 lata oraz obowiązek zapłaty zadośćuczynienia na rzecz towarzystwa opieki nad zwierzętami.

Na jednym z etapów tej sprawy wypowiedział się także Sąd Najwyższy, rozpatrując kasację od poprzedniego (nieprawomocnego) wyroku, uniewinniającego sprzedawców. Podkreślił, że katalog określony w przepisie ma charakter otwarty, wskazujący jedynie przykładowe formy znęcania się nad zwierzętami, zaś kluczowa dla oceny zachowania sprawcy pozostaje opisowa definicja znęcania, z której wynika, że przez znęcanie się nad zwierzętami należy rozumieć zadawanie albo świadome dopuszczanie do zadawania im bólu lub cierpień.

SN podkreślił, że nie ulega wątpliwości iż naturalnym środowiskiem ryby jest środowisko wodne, a więc ryby winny być transportowane i przetrzymywane tylko w środowisku wodnym. - Transportowanie i przetrzymywanie ryb w pojemnikach pozbawionych wody, czy też przenoszenie ich w workach foliowych nie jest humanitarnym traktowaniem zwierzęcia i może wyczerpywać znamiona znęcania się nad nim - uzasadniał.