Sprawa została wniesiona do Trybunału przez Francuza, który na powitanie prezydenta Francji w swej rodzinnej miejscowości przygotował plakat z napisem "Casse toi pov’con", co można przetłumaczyć jako "Spieprzaj, ty żałosny fiucie". Zdanie to stanowiło aluzję do wypowiedzi samego prezydenta Sarkozy'ego – Sarkozy tymi słowy zwrócił się kilka miesięcy wcześniej do rolnika, który nie chciał uścisnąć mu dłoni na targach rolniczych. Wypowiedź ówczesnego prezydenta Francji wzbudziła wówczas poruszenie w mediach, by potem wrócić do niego w ten sposób jak bumerang, jednak ze szkodą dla skarżącego, który został ukarany karą grzywny (na szczęście w zawieszeniu) za znieważenie głowy państwa.
Trybunał uznał ten stan rzeczy za naruszenie prawa do wolności wypowiedzi, chronionego w art. 10 Konwencji o prawach człowieka. Trybunał uznał oczywiście, że wypowiedź jako taka, w jej dosłownym brzmieniu, była obraźliwa, lecz wskazał na konieczność postrzegania jej w ogólnym kontekście całej sytuacji. Zdaniem Trybunału powtórzenie słów wypowiedzianych wcześniej przez samego prezydenta nie było po prostu nieuzasadnionym atakiem osobistym na prezydenta, wymierzonym w jego honor i dobre imię jako osoby prywatnej. Kontekst sprawy wskazuje na zaangażowanie polityczne autora i na to, że slogan ten miał charakter wypowiedzi politycznej, co przyznał również sąd krajowy w postępowaniu karnym przeciwko skarżącemu. Wszelkie ograniczenia swobody wypowiedzi politycznych podlegają ścisłej kontroli Trybunału, który uznaje je za uzasadnione jedynie w wyjątkowych okolicznościach. Osoby publiczne świadomie narażają się na zwiększoną krytykę i muszą wykazywać się większą tolerancją na cierpkie uwagi ze strony swych bliźnich.
W omawianej sprawie Trybunał uznał, ze Sarkozy "sam się prosił" o takie potraktowanie. To jego własna wcześniejsza wypowiedź – szeroko komentowana w środkach masowego przekazu – sprowokowała treść plakatu. Skarżący dla wyrażenia swych przekonań politycznych sięgnął po środek prześmiewczy, satyryczny, a satyra jako forma wypowiedzi konsekwentnie i od dawna jest chroniona przez Trybunał na podstawie art. 10 Konwencji. Satyra w sposób naturalny ma prowokować i poruszać odbiorców wypowiedzi, a jej ograniczenia muszą zawsze zostać przeanalizowane z najwyższą uwagą. Wszczęcie postępowania karnego oraz wymierzenie sankcji karnej za takie zachowanie może wpływać zniechęcająco i "wychładzająco" na przebieg publicznej debaty dotyczącej ważnych kwestii zainteresowania społecznego, i jako takie nie może zostać uznane za standard konwencyjny.
Wyrok Trybunału w tej sprawie właściwie można w całej rozciągłości zadedykować polskiemu parlamentarnemu Zespołowi do spraw przeciwdziałania ateizacji Polski, który kilka dni temu wymusił na Telewizji Polskiej przeprosiny za emisję skeczu kabaretu Limo. Satyra, humor, drwina – nawet słabe, nieśmieszne, obraźliwe lub wulgarne – jeżeli są elementem wypowiedzi dotyczących kwestii publicznych, społecznych lub politycznych, z założenia podlegają ochronie wynikającej z gwarancji wolności wypowiedzi. Parlamentarzyści nie mają się co obrażać – jeżeli chcą się obrażać, to powinni zrezygnować z wszelkich funkcji i działalności, które czynią z nich osoby publiczne.
Stan faktyczny tej sprawy przypomina również niesławne "spieprzaj dziadu" Lecha Kaczyńskiego, jednak wersja francuska w większym stopniu dezawuuje hipokryzję władzy. Te same słowa skierowane przez obywatela do prezydenta okazały się bardziej obraźliwe, niż skierowane przez prezydenta do obywatela, i podczas gdy obywatel miał przełknąć "fiuta" w pokorze, to "fiut" prezydencki uruchomił całą machinę karnego wymiaru sprawiedliwości. Tymczasem Europejski Trybunał Praw Człowieka pokazuje, że większe prawo odporu przysługuje w takiej sytuacji obywatelowi – jako osobie prywatnej, która została obrażona – niż prezydentowi (czy też politykom w ogóle).
Omawiany wyrok kwestionuje także zasadność utrzymywania w prawie karnym regulacji penalizujących "znieważenie głowy państwa" (art. 136 §4 polskiego kodeksu karnego). W swym orzecznictwie Trybunał w ogóle ma dość sceptyczny stosunek do wszelkich regulacji prawa karnego, które mają karać za "pomówienie", "znieważenie" lub "obrazę". Trybunał konsekwentnie wskazuje, iż dla dochodzenia praw osobistych takich jak dobre imię, reputacja lub honor, które miały zostać naruszone, w zupełności wystarczą środki prawne przysługujące pokrzywdzonym przed sądem cywilnym. Czy zatem powinniśmy się zacząć przyzwyczajać do myśli, iż "obrażony" nie ma czego szukać przed sądem karnym? Konsekwentna linia orzecznicza Trybunału Praw Człowieka pozwala na coraz odważniejsze stawianie takiej tezy.
Tak wynika z wyroku Trybunału z 14 marca 2013 r. w sprawie nr 26118/10, Eon przeciwko Francji.