ICORN (International Cities of Refuge Network – Międzynarodowa Sieć Miast Uchodźstwa) – to organizacja skupiającą miasta pomagające literatom, którzy z powodu prześladowań nie mogą swobodnie żyć i tworzyć we własnym kraju.
ICORN wraz z Komisją ds. Więzionych Pisarzy PEN International (PEN International WiPC) zorganizowała konferencję w Krakowie. W obradach, które zakończą się w piątek, uczestniczyli przedstawiciele najważniejszych instytucji zajmujących się ochroną wypowiedzi, obrońcy praw człowieka oraz twórcy literatury, w tym pisarze, dziennikarze i blogerzy prześladowani we własnych krajach m.in. z Syrii, Filipin, Wybrzeża Kości Słoniowej, Meksyku, Bahrajnu, Chin czy Sri Lanki.

PAP: Podczas wykładu inaugurującego konferencję Timothy Garton Ash mówił, że w wielu krajach zbyt restrykcyjne prawo przewidujące np. kary za obrazę uczuć religijnych ogranicza swobodę wypowiedzi. Czy tak faktycznie jest i jakie są Pana zdaniem największe zagrożenia dla twórców literatury?
Helge Lunde: Największym zagrożeniem dla wolności słowa nie jest religia, ale opresja państwowa. Czasem państwo – szczególnie dyktatura – używa religii jako wymówki do prześladowania niewygodnych osób: twórców, autorów, pisarzy. Twierdzi się wtedy, że naruszanie porządku religijnego może zakłócić tzw. porządek publiczny, choć tak naprawdę chodzi o naruszanie interesów elity rządzącej.
Timothy Garton Ash mówił, że powinniśmy szanować religię, ale nie powinna ona mieć wpływu na ograniczenie swobody wypowiedzi. Tymczasem w wielu krajach, tych muzułmańskich, ale również takich, w których religią dominującą jest chrześcijaństwo, obserwujemy prześladowania twórców ze względu na rzekome pogwałcenia porządku religijnego.
Przed 1989 r. reżimy w wielu krajach, w Związku Radzieckim i krajach bloku wschodniego ograniczały prawa obywateli, choćby poprzez cenzurę. Teraz obraz jest bardziej złożony. Wielu twórców, którym pomagamy, ma do czynienia z jednej strony z represjami ze strony reżimu państwowego, z drugiej z naciskami ekstremalnych grup religijnych takich jak Al Kaida. Widać to szczególnie mocno w Północnej Afryce: w Egipcie, Tunezji i Maroko. Dobrym przykładem jest sytuacja Kareema Amera – blogera, który gościł przed rokiem w Krakowie, w Egipcie atakowanego jednocześnie przez rząd i przez ekstremistów religijnych. Ale również w Europie zdarzają się takie sytuacje: w Rosji, na Białorusi czy w niektórych krajach bałkańskich.

Międzynarodowa Sieć Miast Pisarzy Uchodźców ICORN, pomaga literatom, którzy z powodu prześladowań nie mogą żyć i tworzyć we własnym kraju. Ile osób obecnie korzysta z tego wsparcia, a ile czeka na taki „literacki azyl” i co im proponujecie?
Do sieci, która powstała w 2005 r. należy obecnie 40 miast oferujących pisarzom bezpieczny azyl. Z ich pomocy korzysta około 40 osób - pisarzy, dziennikarzy, blogerów - prześladowanych we własnych krajach. Pisarz – rezydent przebywa w jednym mieście najdłużej dwa lata. W tym czasie ma zapewnione mieszkanie i środki, które pozwolą mu na samodzielne utrzymanie się i pracę twórczą. Później, taka osoba korzysta z gościny innego miasta albo zwraca się o azyl w miejscu pobytu. Zdarza się, choć bardzo rzadko, że wraca do własnego kraju. Na pomoc czeka kolejnych 30-40 osób.

Podkreślacie Państwo mocno, że ICORN nie jest organizacją dla uchodźców. Kto może skorzystać z waszego wsparcia i jak weryfikujecie, czy rzeczywiście są to osoby prześladowane?
Współpracujemy z PEN International WiPC (Writers in Prison Committee – Komisja ds. Więzionych Pisarzy), który ma znakomitą orientację, kto potrzebuje pomocy, i dysponuje listę ok. 700-800 literatów prześladowanych na całym świecie. Niektóre z tych osób znajdują się w więzieniu, inne są szykanowane. W ICORN posługujemy się bardzo szeroką definicją autora. Mogą się do nas zgłaszać pisarze, poeci, dziennikarze, blogerzy i wydawcy. Muszą złożyć aplikację albo, jeśli nie mogą, ktoś musi to zrobić za nich. Zgłoszenie jest wysyłane do PEN International w Londynie. PEN sprawdza informacje podane w dokumentach i potwierdza, czy dana osoba jest pisarzem i czy rzeczywiście jest prześladowana. Naszym zadaniem jest znalezienie dla takiego twórcy bezpiecznego schronienia

Z jakich krajów pochodzi najwięcej stypendystów? Czy reżimy chętnie się ich pozbywają, czy też boją się ich działalności na Zachodzie?
Obecnie najwięcej osób pochodzi z Syrii, ale pomagamy również pisarzom pochodzącym z Iranu, Algierii, Maroka, Egiptu, Somalii, Afganistanu czy Rosji. Sam proces uregulowania wszystkich koniecznych formalności może trwać niewyobrażalnie długo. Czasami trudno wydostać kogoś z kraju, w którym jest szykanowany, z powodu braku zgody władz. Często musimy czekać na podjęcie decyzji w kraju, do którego pisarz-rezydent jest zapraszany.
Mansur Rajih, przebywający obecnie w ramach ICORN w Stavanger w Norwegii, spędził w więzieniu 15 lat. Został zwolniony z więzienia w konsekwencji międzynarodowych interwencji i tylko pod warunkiem, że bezzwłocznie opuści Jemen. W wielu przypadkach reżim obawia się jednak, że to, co twórcy powiedzą po opuszczeniu kraju, będzie prawdą. I to przeraża.
Wspomniany Mansur Rajih w Stavanger ma swoje biuro zaraz obok mojego. Któregoś dnia usłyszałem dobiegające zza ściany krzyki. Okazało się, że Mansur przez zwykły telefon przemawia właśnie do tłumów zgromadzonych w Sanie, stolicy Jemenu, mówiąc o wolności i ludzkiej godności, o którą nie można przestać walczyć.

Jak często zdarza się, że wracają do swoich krajów?

To niezwykle rzadkie. Pisarze, którzy zamieszkują w nowym miejscu i korzystają z wolności słowa, stają się niepopularni w kraju, z którego pochodzą, i zmniejszają swoje szanse na powrót. Mogą starać się azyl w kraju, do którego przybywają, szukać pracy, np. na uczelni, albo wyjechać do kolejnego miasta. My pomagamy im znaleźć najlepsze dla nich rozwiązanie. Nie tracą jednak przywiązania do rodzimego języka i kultury. A czasem czują się w obowiązku wrócić i walczyć o to, co jest dla nich najważniejsze. Tak było w przypadku Sihem Bensedrine, tunezyjskiej dziennikarki i publicystki, która po wyjeździe z kraju i osiedleniu się w ramach ICORN w Barcelonie, kontynuowała pracę na rzecz wolności słowa, a gdy wybuchła Arabska Wiosna, zdecydowała, że musi wrócić do Tunezji i walczyć razem ze swoimi rodakami.

Pisarze, którym pomagacie znani są zazwyczaj we własnym kraju. Podczas krakowskiej konferencji rozmawiacie państwo o mechanizmach promowania ich twórczości.
Musimy pamiętać o tym, że podstawowym warunkiem popularności jest swoboda wypowiedzi. Pisarze, którym pomagamy, nie mają często możliwości dotarcia do szerszej publiczności ze względu na prześladowania, więzienie czy mechanizmy cenzury. Zapewniając im wolność, pozwalamy także rozwijać ich potencjał i odkrywamy dla świata talenty, których wcześniej nie sposób było dostrzec. Miasta, które goszczą pisarzy, dbają o promowanie ich twórczości. Oni sami robią też wszystko, aby dotrzeć do czytelników.
Pochodząca z Indii Easterine Kire do Tromso przywiozła ze sobą zwyczaj pisania wiersza dla każdej nowo poznanej osoby. Po przybyciu do Norwegii niezwykle szybko nawiązywała nowe znajomości i w krótkim czasie poznała 150 nowych osób, dla których – zgodnie ze swoim zwyczajem – pisywała wiersze. Wszystkie te wiersze pozwoliły jej wydać nową książkę, która błyskawicznie zyskała przynajmniej 150 nabywców.
ICORN ma dwa główne cele – pomagać i promować, ale czasem ktoś potrzebuje bardziej ochrony niż rozgłosu. Niektórzy pisarze pozostawiają w swoich krajach całe rodziny, których bezpieczeństwo uzależnione jest od ich milczenia. Czasem największe talenty nie mogą rozkwitnąć, bo ceną za to byłoby ludzkie życie.
Jeśli jednak mowa o popularności, to nie sposób nie wspomnieć dwóch ludzi, dzięki którym zrodziła się idea ICORN. Salman Rushdie był jednym z pomysłodawców stworzenia naszej sieci i chyba najlepiej znanym na świecie pisarzem, który musiał emigrować i szukać schronienia ze względu na prześladowania. Drugą osobą, która wskazała nam właściwą drogę, był pochodzący z Algierii francuski filozof Jacques Derrida, który w odpowiedzi na narastające w Europie niepokoje związane ze zjawiskiem imigracji wskazał, nawiązując do greckiego polis, właśnie na miasta jako organizmy najlepiej przystosowane do ochrony wolności, a szczególnie wolności słowa.

W jakim kierunku chcielibyście Państwo dalej rozwijać swoją działalność i czy programy pomocy dla pisarzy wymagają zmian, by pomoc była bardziej skuteczna?
Obecnie większość miast należących do ICORN znajduje się w Europie. Naszym największym wyzwaniem jest rozszerzenie sieci o miasta w Stanach Zjednoczonych, Ameryce Południowej, Azji i Afryce. Chcielibyśmy, aby do roku 2020 do ICORN należało 100-150 miast na całym świecie. Współpracujemy także z Komisją Europejską, Europejską Służbą Działań Zewnętrznych, Radą Europy i Organizacją Narodów Zjednoczonych w celu tworzenia sprawnych mechanizmów prawnych, pozwalających na ochronę prześladowanych twórców. Zależy nam też na budowaniu świadomości rządów w tych trudnych kwestiach. W tym celu organizujemy konferencje, takie jak nasze tegoroczne spotkanie w Krakowie, w którym bierze udział 200 osób z 50 różnych krajów. We wrześniu tę wspaniałą atmosferę przeniesiemy do Reykjaviku, gdzie odbędzie się kongres PEN International.

Rozmawiała Małgorzata Wosion-Czoba (PAP)