Czytaj: SN: Sędzia ukarana za błędną interpretację przepisu procedury>>
 

Krzysztof Sobczak: Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego ukarała niedawno sędziego za wyrok. Nie było żadnego zarzutu o naruszenie zasad etycznych czy uchybienie godności sędziego, tylko minister sprawiedliwości uznał wyrok za zły, a sędziowie Izby Dyscyplinarnej to potwierdzili. Spotkał się pan kiedyś z takim orzeczeniem?

Tadeusz Ereciński: Ja jestem przerażony tym, że zamiast normalnej kontroli instancyjnej usiłuje się, często nawet jeszcze przed uprawomocnieniem się orzeczenia, wszczynać postępowania dyscyplinarne przeciwko sędziom w związku z orzeczeniami, które zapadają w procesach. Oburza mnie to, bo to nie jest kwestia odpowiedzialności dyscyplinarnej. Jedyne co można zrobić w takiej sytuacji to jest wytyk jurysdykcyjny za oczywistą obrazę prawa.

To może być podstawą odpowiedzialności dyscyplinarnej?

Może być powodem wytyku, ale wtedy muszą być spełnione przesłanki oczywistego naruszenia prawa. W przypadku tej sędzi z Gorzowa, która została ukarana przez Izbę Dyscyplinarną, nic takiego nie miało miejsca. To jest typowy przykład, gdy przy interpretacji prawa można dojść do różnych wniosków. Jeżeli ten wniosek jest logiczny, to nawet jeśli większość uważa, że jest nietrafny, to nie może to być powodem do jakiejkolwiek odpowiedzialności. A tym bardziej dyscyplinarnej. Dlatego, że sędzia ma prawo do swobody i luzu decyzyjnego, jeżeli przepisy są niejednoznaczne, albo sytuacja faktyczna na tyle jest skomplikowana, że możliwe są różne rozwiązania. O ile znam fakty tej sprawy, to wydaje się, że postępowanie sędziego było trafne. Bo przecież chodziło o zapewnienie obrony osobie, która w toku postępowania karnego nie miała właściwej reprezentacji.

Przypomnijmy, że to był młody człowiek niepełnosprawny intelektualnie.

No właśnie. I dlatego wymagający specjalnej ochrony i wsparcia.

Na ile ten precedensowy wyrok jest ekscesem sędziów Izby Dyscyplinarnej, a na ile skutkiem wprowadzonych niedawno zmian w prawie?

Jako sędziemu Sądu Najwyższego w stanie spoczynku jest mi niezręcznie wypowiadać się na ten temat, wiec tylko przypomnę, że nie byłem zwolennikiem wprowadzania zmian dotyczących postępowań dyscyplinarnych, ani tworzenia tej nowej izby. Uważam, że działający wcześniej system dyscyplinarny dla sędziów był wystarczający, a sędziowie którzy rzeczywiście dopuszczali się deliktów dyscyplinarnych byli karani. Zainteresowanych analizą tego problemu zachęcam do lektury wydanej właśnie książki Michała Laskowskiego, sędziego i rzecznika Sądu Najwyższego pt. "Uchybienie godności urzędu sędziego jako podstawa odpowiedzialności dyscyplinarnej", gdzie jest solidny, a czasem też krytyczny przegląd sądownictwa dyscyplinarnego Sądu Najwyższego. On pokazuje, że wszystkie takie sytuacje w tamtym systemie były prawidłowo rozwiązywane.

 


Ale gdy dochodziło do uchybienia godności, czego w tym przypadku nie było.

Nie tylko gdy dochodziło do uchybienia godności, ale gdy dochodziło do deliktu dyscyplinarnego. W zasadzie każdy delikt dyscyplinarny wiąże się z uchybieniem godności urzędu sędziego. Sędzia nie powinien takich deliktów popełniać.

Merytoryczny błąd w orzeczeniu, jeśli to jest błąd, jest deliktem dyscyplinarnym?

Od tego są sądy odwoławcze i nadzwyczajne środki prawne, które służą do doprowadzenia do tego, żeby orzeczenie było możliwie zgodne z prawem i z faktami. A nie mrożące samodzielność sędziów postępowania dyscyplinarne.

Taki widzi pan cel w tego typu postępowaniach?

Tak, one będą miały ten mrożący skutek i będą prowadzić do konformizmu i braku samodzielności w wykładni przepisów prawa.

Czytaj: Sędzia i prokurator nie mogą być karani za oceny, a nawet za głupotę>>