G. jest Chilijczykiem, który od kilku lat jest w związku z Polakiem i niedawno chciał kupić w Polsce mieszkanie. Problemem było to, że znajdowało się ono na terenie przygranicznym, a zgodnie z przepisami ustawy o nabywaniu nieruchomości przez cudzoziemców, w takiej sytuacji - w celu zapewnienia obronności, bezpieczeństwa państwa i porządku publicznego - obcokrajowiec musi uzyskać zezwolenie Ministra Spraw Wewnętrznych. Aby to zrobić, musi wykazać swoje więzi z Polską.
Minister nie zgodził się, aby G. kupił mieszkanie i wydał decyzję odmowną. G. zaskarżył ją do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Skarga została jednak oddalona. Skargę kasacyjną do Naczelnego Sądu Administracyjnego złożył w tej sprawie rzecznik praw obywatelskich.
NSA 14 września br. wydał w tej sprawie wyrok, w którym podzielił argumenty podniesione w skardze RPO.
Sąd podkreślił, że katalog okoliczności wskazujących na więź z Polską ma charakter przykładowy i otwarty; nie ma więc powodów by ograniczać go do małżeństwa, a pomijać inne związki o charakterze rodzinnym, których efektem jest powstanie więzi z Polską. Taką więź, zdaniem NSA, może także kreować konkubinat osób heteroseksualnych – co potwierdziły już wcześniej w swym orzecznictwie sądy administracyjne - lub związek partnerski osób tej samej płci. W każdym wypadku należy zatem badać, czy taka więź z Polską powstała. Tymczasem, jak zauważył NSA, w sprawie G. minister spraw wewnętrznych takich ustaleń nie poczynił, co uszło uwadze WSA: sąd administracyjny niższej instancji skoncentrował się na fakcie, że polskie prawo nie przewiduje istnienia związków partnerskich, a pominął potrzebę ustalenia faktycznych związków Chilijczyka z Polską . Naczelny Sąd Administracyjny wskazał, że w takim przypadku właściwe byłoby przesłuchanie zainteresowanych osób w celu zbadania, czy cudzoziemiec rzeczywiście takie więzi stworzył.
NSA zwrócił uwagę także na konieczność ważenia interesu ogólnego i indywidualnego, czego w przedmiotowej sprawie nie zrobił minister spraw wewnętrznych – chodziło bowiem o nabycie kilkudziesięciometrowego mieszkania w Gdańsku, a nie kilkudziesięciohektarowej nieruchomości w miejscu strategicznym dla państwa.