Krzysztof Sobczak: Do projektu nowelizacji procedury cywilnej, który przewiduje m.in. powrót do sprawnego przekazywania dzieci za granicę na podstawie Konwencji haskiej, dołączona została opinia Sądu Najwyższego, krytykująca tę propozycję. Czy to opinia sformułowana także w Pani imieniu? 

Marta Romańska: Nie utożsamiam się z nią i nie mam żadnego udziału w jej przygotowaniu.

Czytaj: Skarga kasacyjna nie zablokuje przekazania dziecka w ramach Konwencji Haskiej>>

 Nowelizacja wstrzymująca wydanie dziecka za granicę już obowiązuje>>

Czytaj także w LEX: Białecki Marcin, Przebieg postępowania w sprawach o wydanie dziecka w trybie Konwencji dotyczącej cywilnych aspektów uprowadzenia dziecka za granicę sporządzonej w Hadze 25.10.1980 r. przed sądem I instancji - zagadnienia wybrane>

Transgraniczne sprawy rodzinne - wyroki szybciej, nadal problemy z biegłymi>>
 

Nie chciała się Pani na ten temat wypowiadać, bo jest Pani członkiem Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego, która przygotowała ten projekt?

To oczywiście mógłby istotny argument na rzecz powstrzymania się od wypowiedzi na ten temat, ale nie byłam o to w ogóle pytana i jestem pewna, że przynajmniej 10 sędziów SN orzekających w tych sprawach także nie. W opinii, w nawiązaniu zapewne do zakresu przekazanej do zaopiniowania nowelizacji, mowa jest wyłącznie o wstrzymaniu wykonania prawomocnego orzeczenia na czas do wniesienia i rozpoznania skargi kasacyjnej oraz skargi nadzwyczajnej. Rozwiązania proponowane przez Komisję zmierzały do wyłączenia dopuszczalności skargi kasacyjnej w takich sprawach. Osobnym ciągle powtarzanym postulatem jest uchylenie przepisów o skardze nadzwyczajnej. Gdyby te projekty zostały przyjęte, to debata nad wstrzymaniem wykonania orzeczenia na czas wniesienia i rozpoznania skargi kasacyjnej i nadzwyczajnej stałaby się bezprzedmiotowa.

 

Cena promocyjna: 8.9 zł

|

Cena regularna: 89 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 8.9 zł


Ale na tym zmiana z 2022 roku polegała, by przy pomocy skargi kasacyjnej można było blokować przekazanie uprowadzonego przez rodzica dziecka znajdującego się w Polsce. I tę opinię rozumiem, jako próbę zakonserwowania tego stanu.

Tak to chyba należy rozumieć, bo opinia mówi o potrzebie utrzymania przepisu o wstrzymaniu wykonania orzeczenia do czasu rozpatrzenia skargi kasacyjnej i skargi nadzwyczajnej. Tej opinii sporo jednak brakuje, niestety także merytorycznie. Wstrzymanie wykonania orzeczenia w sprawach o takim przedmiocie jak omawiany, choćby o kilka miesięcy, a w praktyce – nawet o kilkanaście miesięcy, powoduje istotne zmiany w stanie faktycznym sprawy. Dla dziecka paroletniego te kilka, kilkanaście miesięcy to czasem połowa życia, spędzonego tylko z rodzicem, który je uprowadził i w izolacji od środowiska, z którego zostało uprowadzone. W opinii brak analizy orzecznictwa SN w tych sprawach, która by uwzględniała nie tylko odpowiedź na pytanie, w ilu przypadkach SN wydawał w nich kasacyjne orzeczenia, ale – co jeszcze bardziej związane z tematem – w ilu przypadkach te kasacyjne orzeczenia były w istocie motywowane czasem, jaki upłynął od uprowadzenia do momentu, gdy orzeczenie ma być wykonane. Sprawy, o których mówimy, nie są skomplikowane prawnie. Sąd Najwyższy w ostatnich latach objaśnił już, jak należy wykładać przepisy konwencyjne i proceduralne mające zastosowanie w sprawach o nakazanie powrotu dziecka do miejsca, z którego je uprowadzono. W sprawach z Konwencji haskiej do wydania i wykonania orzeczenia musi dochodzić szybko, po zbadaniu wyłącznie tych okoliczności faktycznych, które mają znacznie dla rozstrzygnięcia. Sąd Najwyższy nie prowadzi w tych sprawach postępowania dowodowego. Oczekiwanie w tych sprawach na rozpoznanie przez Sąd Najwyższy nadzwyczajnych środków zaskarżenia komplikuje sytuację dziecka i jego skonfliktowanych rodziców. Niestety, sprzyja też utrwalaniu postawy: sąd, sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie.

Czytaj: Skarga kasacyjna nie zablokuje przekazania dziecka w ramach Konwencji Haskiej>>

Kto przygotowuje takie opinie, które są przekazywane innym organom władzy państwowej i prezentowane publicznie jako stanowiska Sądu Najwyższego?

Przygotowuje je Biuro Studiów i Analiz Sądu Najwyższego, a akceptuje pierwsza prezes. W tym biurze oczywiście pracują dobrze przygotowani eksperci, ale od jakiegoś czasu już dominują ludzie związani z obecnym kierownictwem Sądu Najwyższego i podzielający jego zapatrywania na wykładnię prawa. Wielu prawników z dawnego składu Biura odeszło, bo nie akceptowali wpływu wywieranego na nich przy pracach nad opiniami i stanowiskami. Opinie, które widzę obecnie, są niepodpisane. Zastanawiam się, czy autorzy wstydzą się swoich tekstów, które wychodzą na zewnątrz tylko z podpisem prezes Małgorzaty Manowskiej. Trudno mi zatem powiedzieć czyje konkretnie, poza nią, poglądy prezentują.

Sędziowie Sądu Najwyższego mają jakiś wpływ na te opinie?

Nigdy ich nie przygotowują sędziowie, co zresztą jest zgodne z zasadą, że sędzia o wykładni prawa na tle konkretnego stanu faktycznego powinien się wypowiadać tylko w orzeczeniach, a abstrakcyjnie – w opracowaniach naukowych, lecz nie w opiniach przygotowanych na zlecenie jakiejś instytucji. Wymiar sprawiedliwości sprawowany jest przez składy orzekające w SN. Im większy wpływ na obsadę stanowisk funkcyjnych w SN mają czynniki polityczne, tym większa zależność stanowisk prezentowanych przez SN jako instytucję od poglądów i interesów polityków, z nadania których stanowiska te zostały obsadzone.

Czytaj: SN przeciwny zmianom w wydawaniu dzieci w międzynarodowych sporach rodzinnych>>

Ta zasada obowiązywała zawsze, ale obserwując od około trzech dekad opinie Sądu Najwyższego do różnych projektów legislacyjnych, odnosiłem kiedyś wrażenie, że jednak uwzględniały one dominujący pogląd sędziów na dany temat. Sędziowie nie muszą być cytowani z imienia i nazwiska, wystarczy wziąć po uwagę ich poglądy i trendy w orzecznictwie SN.

Rzeczywiście, wypracowane linie orzecznicze powinny być brane pod uwagę, jeśli to ma być stanowisko Sądu Najwyższego. I też mam takie wspomnienia z przeszłości, że opinie sędziów były w takich stanowiskach uwzględniane. Tej praktyki zdecydowanie zaprzestano mniej więcej wtedy, gdy za poprzedniej władzy powstawały opinie do projektów dotyczących zmian organizacyjnych w Sądzie Najwyższym. Zupełnie wtedy nie liczono się z poglądami prawnymi wyrażanymi przez mających wówczas większość „starych sędziów”, powołanych z udziałem zgodnej z Konstytucją Krajowej Rady Sądownictwa. Wielu ekspertów z BSA SN odeszło wówczas z pracy. A projekt przepisów o postępowaniu w sprawach prowadzonych na podstawie konwencji o cywilnych aspektach uprowadzenia dziecka, przygotowany przez Komisję Kodyfikacyjną, dotyczy zagadnień o dużej wrażliwości społecznej i światopoglądowej. Przepisy te kilka lat temu pod polityczną i światopoglądową presją środowisk wyznających zasadę, że konwencja konwencją, a dziecko rodzica, który uprowadził je do Polski, musi pozostać w Polsce, zostały zmienione, by utrudnić przekazywanie dzieci do państwa uprowadzenia na żądanie zagranicznych sądów. Myślę, że te same środowiska stoją za kontestowaniem rozwiązań mających umożliwić realizację wartości konwencyjnych. Skoro jako państwo przystąpiliśmy do konwencji, to powinniśmy jej przestrzegać, albo wypowiedzieć. Każdy kij ma dwa końce, jeżeli będziemy jako kraj pomijać i wypaczać stosowanie rozwiązań konwencyjnych, to nie może nas oburzać orzecznictwo obcych sądów wytykające naruszenia ustalonych reguł postępowania.

Mówiliśmy, że dobrze by było, gdyby opinia w imieniu Sądu Najwyższego prezentowała dominujący wśród jego sędziów pogląd na dany temat. Ale może w tej opinii właśnie jest dominujący pogląd, bo przecież „nowi” sędziowie, powołani w upolitycznionym przez rządzącą w latach 2015 – 2023 ekipę procesie, są już większością.

Nie wiem, czy takie poglądy dominują wśród większości tych osób. Problem jest jednak taki, że pozostawanie w relacjach zależności nie sprzyja odwadze w wyrażaniu własnych poglądów. Taką zależność wywołuje też zagrożenie, że do władzy, a zatem i do stanowienia prawa, mogą dojść ci, którzy deklarują chęć zweryfikowania tytułów do zajmowania stanowisk. W takim przypadku zawsze pojawia się pokusa głoszenia raczej takich poglądów, które są zgodne z poglądami tych, którym zawdzięczane są stanowiska. Wszyscy pewnie pamiętamy wypowiedź prof. Manowskiej o jej preferencjach co do wyników wyborów.

 

Czyli teraz zaprezentowanie dominującego w Sądzie Najwyższym, gdyby pierwsza prezes chciała to zaznaczyć, poglądu jest już łatwiejsze?

Można tak to określić. Ja pamiętam, że pani Manowska swego czasu, gdy byliśmy jeszcze w SN większością, wprost powiedziała, że jeszcze trochę i nas się czapką przykryje. I chyba tak to teraz traktuje. Przeciętny odbiorca nie zna struktury organizacyjnej SN i zależności w nim. Dobrze by było, żeby opinie o projektach ustaw, które przekazywane są mediom i innym odbiorcom jako „opinie SN o czymś tam” funkcjonowały pod szyldem „opinie Biura Studiów i Analiz SN oraz Prezesa SN”. Wtedy byłoby łatwiej zidentyfikować autora wyrażonych w nich poglądów i na przykład Pan Redaktor nie dzwoniłby do mnie z pytaniem o treść opinii, której nie znam, nie identyfikuję się z nią, a jej autor nie chciał lub nie mógł się ujawnić.