Według części ekspertów takie promieniowanie może być niebezpieczne dla zdrowia. Jak wyjaśniła rzeczniczka NIK Ksenia Maćczak, kontrola obejmuje Katowice, Kraków, Lublin, Poznań i w Szczecin. Jej wyniki mają być znane po wakacjach.

Źródła promieniowania elektromagnetycznego PEM można podzielić na dwa rodzaje: na naturalne - występujące na Ziemi i we wszechświecie oraz sztuczne – wytworzone przez człowieka. Według Światowej Organizacji Zdrowia, sztuczne PEM, czyli to emitowane, są jednym z najbardziej powszechnych i najszybciej rozwijających się czynników zanieczyszczających środowisko. W 2011 r. sztuczne pola elektromagnetyczne zaliczone zostały przez WHO do Grupy 2B (możliwie rakotwórcze).

Kontrola to m.in. efekt debaty eksperckiej, która odbyła się niedawno w siedzibie Najwyższej Izby Kontroli. Jej uczestnicy wskazywali, że państwowy system monitoringu w kwestii badań promieniowania elektromagnetycznego może być nieskuteczny m.in. dlatego, że zdecydowana większość stacji bazowych telefonii komórkowych nie podlega ocenie. Badania opierają się np. o dane przekazywane przez operatorów. Według ekspertów ciągłe narażenie na promieniowanie elektromagnetyczne ma negatywny wpływ na zdrowie.

Janusz Mikuła z Politechniki Krakowskiej uważa, że system monitoringu to "fikcja". Przekonuje, że w Polsce z ochroną przed promieniowaniem elektromagnetycznym jest tak, jak ze służbą zdrowia, "praktycznie nie ma prewencji". Jego zdaniem to wina niefunkcjonującego w praktyce systemu ocen oddziaływania na środowisko inwestycji dot. instalacji emitujących takie promieniowanie.

"Na dzień dzisiejszy 99 proc. stacji bazowych telefonii komórkowych nie podlega ocenie. Opieramy się na danych przekazywanych przez operatorów. Tak samo jest w stosunku do państwowego systemu monitoringu, realizowanego przez Wojewódzkie Inspekcje Ochrony Środowiska - to fikcja. W dużych miastach to jest po 15 punktów pomiarowych, w województwach to jest po 25 punktów wcale niereprezentatywnych dla danego terenu" - wskazał ekspert.

Jego zdaniem taka sytuacja powoduje, że nie wiemy dokładnie, jak rozkłada się promieniowanie elektromagnetyczne i gdzie się ono kumuluje.

Tomasz Wilde z Polskiej Unii Właścicieli Nieruchomości zwraca uwagę, że kłopotem jest ocena stopnia zagrożenia promieniowaniem pola elektromagnetycznego (PEM), ponieważ różnie działa ono na ludzi. Według niego najbardziej narażone są dzieci i osoby starsze, a problemy zaczynają się średnio po 10 latach, "później zaczyna się lawina nadwrażliwości elektromagnetycznej". Objawami takiej nadwrażliwości są m.in. rozdrażnienie, problemy ze snem, brak koncentracji, nadmierne pobudzenie. Długie narażenie na takie pole - jak dodał Wilde - może powodować też choroby onkologiczne.

Z kolei Jacek Stępień z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie wskazuje, że dokładne badania sztucznego pola elektromagnetycznego są trudne do wykonania m.in. ze względu na to, że musiałyby one obejmować wszystkie systemy transmisyjne, jakie są wykorzystywane we współczesnych systemach telekomunikacyjnych. Zwrócił uwagę, że np. są one często kodowane, wykorzystują systemy modulacyjne.

"Musimy znać wartość maksymalną natężenia mocy emisyjnej, która jest wykorzystywana przez operatora w danym zakresie częstotliwości, w danej stacji bazowej. Kłopot polega na tym, że niestety nie mamy zarejestrowanych informacji, które są w pełni wiarygodne na temat mocy emisyjnej danej stacji bazowej" - dodał.

Z kolei Rafał Pawlak z Instytutu Łączności - Państwowego Instytutu Badawczego przekonuje, że wyniki badań przeprowadzonych przez tę instytucję wskazują, że zagrożenie polem elektromagnetycznym dla użytkowników nie jest duże. "Nasze wyniki, nie wskazują na to, by w jakimkolwiek punkcie w otoczeniu punktów dostępowych sieci WiFi można byłoby stwierdzić nawet przekroczenie 50 proc. wartości dopuszczalnych. Tą wartością jest 7 V/m (wolt na metr). Rejestrowane przez nas wartości nie przekraczały 2 V/m" - zapewnił.

Pod koniec grudnia 2015 roku Izba wskazała, że niektóre stacje bazowe telefonii komórkowej powstały bez wcześniejszego przeanalizowania, jak oddziałują one na sąsiednie nieruchomości. Przepisy nie gwarantowały też dokładnego zbadania emisji sygnału na zdrowie i jakość życia ludzi. Kontrola objęła postępowania w wybranych urzędach trzech miast (Krakowa, Warszawy i Lublina) w latach 2009-2014.

"Niejasne przepisy w tym zakresie sprawiały, że nie było podstaw do weryfikowania, czy stacje komórkowe o zwiększającej się mocy nie wpłyną w niedopuszczalny sposób na sąsiednie tereny, w tym także na możliwość ich przyszłego zagospodarowania. Tymczasem zwiększenie mocy anten powoduje zwiększenie zasięgu oddziaływania pól elektromagnetycznych na otoczenie. Może to wpływać m.in. na ograniczenie praw do tych nieruchomości w związku ze znacznym wzrostem promieniowania elektromagnetycznego w miejscach dostępnych dla ludności" - wskazała wówczas NIK.

Za główny problem uznano wtedy to, że nie badano odziaływania stacji bazowych telefonii komórkowej na sąsiednie nieruchomości, w przypadku znacznego (nawet o ponad 800 proc.) zwiększania mocy zainstalowanych anten, ani też w przypadkach zwiększania ich liczby. Oddziaływanie anten na sąsiedztwo analizowano jedynie dla nowo powstających stacji telefonii komórkowej.

Jednym z miast, które od lat próbuje poradzić sobie z kwestią sztucznego promieniowania elektromagnetycznego, jest Kraków. Władze tego miasta od kilku lat przyjmują liczne protesty mieszkańców związane z lokalizacją nowych stacji telefonii komórkowej oraz zwiększaniem mocy anten. Od 2012 r. radni już trzykrotnie uchwalali rezolucje w tej sprawie do władz RP. Zdaniem radnych obowiązujący dotychczas sposób weryfikacji rzeczywistego narażenia mieszkańców na PEM (pole elektromagnetyczne) jest niewystarczający.

W ramach przyjętej polityki miasto stara się też ułatwić mieszkańcom dostęp do informacji o PEM – w Miejskim Centrum Dialogu odbywają się cykliczne spotkania z ekspertem ds. PEM oraz specjalne prelekcje. (PAP)

Ustawa o odnawialnych źródłach energii. Komentarz Aleksander Stawicki

Ustawa o odnawialnych źródłach energii. Komentarz