8 marca 2024 r. w Akademii Nauk Stosowanych w Bielsku-Białej odbywa się Konferencja Naukowa „Nieodpłatna pomoc prawa jako element budowania społeczeństwa obywatelskiego”. Współorganizatorem wydarzenia jest Naczelna Rada Adwokacka. Uczestnicy zastanawiać się będą nad tym, do których założeń wrócić, jakie zmiany są konieczne, jakie rozwiązania pozostawić, by system służył obywatelom. Patronat medialny nad wydarzeniem objęło Prawo.pl.

Czytaj: W Bielsku-Białej o nieodpłatnej pomocy prawnej>>

Nie tylko zmiany, ale i szersze spojrzenie

Dorota Kulińska, adwokat, dyrektor Instytutu Legislacji i Prac Parlamentarnych NRA wskazuje, że system nieodpłatnej pomocy prawnej wymaga nie tylko zmian, ale przede wszystkim szerokiego spojrzenia.

- Zacznijmy od tego, że trzeba popatrzeć na ten rynek kompleksowo, przeanalizować problemy i bolączki, a następnie dostosować to, co chcielibyśmy uzyskać, do możliwości systemu. To jest najważniejsze. Pomysły oczywiście są różne, jak np. powszechna dostępność nieodpłatnej pomocy prawnej – mają one, powiedzmy wprost, pierwiastek mocno populistyczny. Co więcej, nie biorą pod uwagę szeregu różnych problemów, nie tylko prawnych, ale i faktycznych, nad którymi nie można przejść do porządku dziennego. Innymi słowy nieodpłatna pomoc prawna to element większej całości, jaką jest możliwość uzyskania porady prawnej i która wymaga uwzględnienia konieczności kształcenia prawników, przygotowania miejsc do świadczenia pomocy prawnej, analizy uwarunkowań całego rynku prawniczego i wszystkiego co w tym zakresie przynosi nam życie, bez względu na to co mamy wpisane w przepisach - mówi.

Dodaje, że kwestia dostępności to pierwszy istotny problem do rozwiązania. - Pomysły są różne, ale w mojej ocenie nie możemy przyjąć na dzień dzisiejszy, że nieodpłatna pomoc prawna ma być dostępna dla każdego chętnego bez żadnego kryterium. Dlaczego? Bo płaci za tę pomoc państwo, więc ekonomicznie to się nie sprawdzi. Jeśli są osoby, które stać na zapłacenie za udzielenie im pomocy prawnej, to powinny korzystać z tej opcji. To jest bardzo ważny test dla całego systemu. Bo przecież ten system, czyli państwo kształci prawników, adwokatów, radców prawnych i wypuszcza na rynek - np. w Warszawie kilkuset nowych adwokatów co roku. Jeżeli będziemy zakładali, że skoro i tak Państwo płaci za nieodpłatną pomoc prawną to każdy, również przedsiębiorca, który chce rozwiązać spółkę czy założyć biznes, może ją uzyskać nieodpłatnie, to doprowadzimy do sytuacji, w której nowi prawnicy, których kształcimy, którzy za kształcenie w jakimś zakresie płacą, wejdą na rynek i nie będą mieć pracy. Bo po co chodzić do prawnika i mu płacić, jak można uzyskać pomoc darmową - zaznacza.

Czytaj: Bezpłatna pomoc prawna nie dla każdego, ale nie będzie oświadczenia o sytuacji finansowej >>

Pomoc nie trafia tam gdzie trzeba

Zwraca na to uwagę również dr Mariusz Hassa (Kancelaria Adwokacka Hassa), Kierownik Katedry Prawa i Bezpieczeństwa w Akademii Nauk Stosowanych w Bielsku Białej. - Gdy zaczynałem w 2016 r. świadczyć nieodpłatną pomoc prawną, to miałem poczucie, że rzeczywiście pomagam. Mieliśmy  w ustawie ściśle ustalony katalog beneficjentów, osób, które były uprawnione do pomocy w ramach systemu. Były tam osoby, które korzystały z pomocy społecznej, a więc te, które naprawdę potrzebowały takiej pomocy, i których nie było ich stać na odpłatną pomoc prawną. Uprawnione były też osoby poniżej 26 roku życia, które dopiero wchodziły na rynek pracy, miały niewielkie dochody, umowy np. na zlecenie czy studiowały. Uprawnieni byli też seniorzy powyżej 65 roku życia, czy osoby z kartą dużej rodziny. I to była podstawowa różnica. Była grupa beneficjentów, których sytuacja majątkowa była naprawdę nieciekawa i w ramach wsparcia pisaliśmy takiej osobie projekt wniosku o pełnomocnika z urzędu i o zwolnienie z kosztów sądowych - mówi.

Jak dodaje, obecnie osoba, która przychodzi po nieodpłatną pomoc prawną, podpisuje oświadczenie majątkowe, że jej nie stać na opłacenie prawnika, ale z drugiej strony nie chce wniosku o zwolnienie z kosztów sądowych bo przyznaje, że ma wysoki dochód, oszczędności, przedsiębiorstwo, a nawet kilka nieruchomości.

Mecenas dodaje, że bardzo często adwokaci, radcy prawni wskazują, że pomoc nie trafia do osób, które jej naprawdę potrzebują. - To też nas, jako osoby pomagające frustruje, bo nie pomagamy tym, którzy pomocy potrzebują. To również kwestia edukacji - prowadząc zajęcia z edukacji prawnej, docieramy do osób, które tej pomocy potrzebują, ale też do tych, które pomagają nam dotrzeć do potrzebujących. Tak często się dzieje po spotkaniach z sołtysami. Edukacja jest ważna, bo część osób nie zdaje sobie sprawy, że może otrzymać nieodpłatną pomoc prawną, są też takie, które się wstydzą, ale też pokrzywdzeni przemocą, którzy boją się o tym mówić - do nich trzeba dotrzeć - wskazuje.

 

"Nieodpłatna" nie powinno oznaczać minimalnych stawek

Kolejną kwestią, na którą zwraca uwagę mec. Hassa, są stawki dla osób świadczących taką pomoc. - Coraz więcej doświadczonych adwokatów, radców rezygnuje ze świadczenia nieodpłatnej pomocy prawnej. Do niedawna było jeszcze grono osób, które miały kancelarie, ale świadczyły pomoc prawną zarówno w punktach izbowych czy pozarządowych świadczących nieodpłatną pomoc, miały po kilka dyżurów tygodniowych i były - można powiedzieć - w tym zakresie wyspecjalizowane. To było ich źródło utrzymania. W tym momencie ci prawnicy są nadal w systemie, bo trudno od razu się przekwalifikować i znaleźć prywatnych klientów ale - ze względu na stawki - zaczynają odchodzić lub zmniejszać liczbę dyżurów  - wskazuje.

Dodaje, że obecnie stawka to 250 zł za 4-godzinny dyżur brutto. - Jeśli natomiast świadczę pomoc dla organizacji pozarządowej, to ona startując w przetargu na świadczenie takiej pomocy, musi zaoferować m.in. tłumacza języka migowego, zakup papieru do punktu czy ulotki promujące punkt, to wszystko kosztuje - więc de facto stawka dla prawnika często jest niższa. Do tego trzeba doliczyć jeszcze koszty dojazdów, te punktu zazwyczaj nie są tam gdzie adwokat czy radca ma kancelarię, są jeszcze koszty wizyt domowych - to również finansują prawnicy - zaznacza.
 
Kolejną kwestią - jak wskazuje adwokat - jest problem braków w wyposażeniu punktów. - Brakuje podstawowych rzeczy. Na dyżury jedziemy z własnym laptopem, internetem przenośnym. Jak były teleporady, to wykonawca jechał z własnym telefonem komórkowym zastrzegał numer i dzwonił. Bardzo ważna kwestią jest też bezpieczeństwo osób świadczących taką pomoc - zarówno podczas wizyt domowych, jak i w punktach, gdzie przecież zgłaszają się do nas różne osoby. Dlatego w mojej ocenie potrzebujemy rozmowy w szerszym gronie, na temat różnych obszarów - począwszy od beneficjentów tej pomocy, pilnego podniesienia stawek (już dziś są problemy z obsadą punktów lub znalezieniem zastępcy), po kwestie  techniczne - kwituje.