Katarzyna Żaczkiewicz-Zborska: Zaległości Izby Cywilnej SN są największe spośród wszystkich Izb Sądu Najwyższego, prawie 1,5 roku czeka się na rozpoznanie skargi kasacyjnej. Zapowiada pani delegacje sędziów z innych Izb SN i z sądów powszechnych. Jak wielu sędziów powinno wspomóc Izbę Cywilną w takim trybie? 

Joanna Misztal-Konecka:   Rzeczywiście, konieczność oczekiwania na rozpoznanie skargi kasacyjnej dłużej niż rok napawa głębokim niepokojem. Zaległości w rozpoznawaniu spraw w Izbie Cywilnej wynikają, z jednej strony z utrudnień, które pojawiły się w początkowym okresie pandemii, z drugiej zaś, z istotnie zmniejszonej obsady kadrowej Izby. W kompetencjach prezesa izby nie mieści się przenoszenie czy delegowanie sędziów do orzekania w Izbie Cywilnej z innych izb SN ani z sądów powszechnych. Możliwe jest jednak wystąpienie z odpowiednimi wnioskami do pierwszego prezesa SN oraz do Ministra Sprawiedliwości. Moja wstępna ocena sytuacji prowadzi do wniosku, że niezbędne jest stałe orzekanie Izby w składzie określonym w regulaminie, a zatem 36 sędziów. Obecnie w Izbie pozostaje tylko 26 sędziów, przy czym, przede wszystkim ze względów zdrowotnych, nie wszyscy z nich stale orzekają.

Jest pani profesor jedną z niewielu sędziów, którzy na rozprawie korzystają z laptopa. Czy przewiduje pani radykalne unowocześnienie pracy Izby? Może linki na rozprawę, jak w Trybunale Konstytucyjnym?

Jednym z najistotniejszych celów, które sobie postawiłam, gdy ponad rok temu Pani Pierwsza Prezes powierzyła mi kierowanie zespołem odpowiedzialnym za informatyzację Sądu Najwyższego, było podwyższenie komfortu pracy w sądzie przekładające się na jej usprawnienie. Mamy już istotne osiągnięcia w tej mierze, ale to dopiero początek drogi. Wykorzystanie nowoczesnych technologii jest nieuniknione i niezwykle pożyteczne zarazem. Weźmy przykładowo tzw. zdalne rozprawy, które - zwłaszcza w praktyce Sądu Najwyższego - mogą nieść wiele korzyści, zwalniając choćby pełnomocników stron z konieczności odbywania długich podróży do Warszawy z najdalszych nawet krańców kraju. Dostęp publiczności za pośrednictwem internetu do posiedzeń jawnych wymaga jednak znacznej ostrożności z uwagi na konieczność ochrony danych osobowych.

 


W jednym z wywiadów powiedziała pani, że nie wierzy w realizację „czarnego scenariusza”, gdy wszystkie orzeczenia wydane przez „nowych sędziów” okażą się wadliwe, czyli nieistniejące. Podaje pani przykład, że dobro obywateli wymaga, aby orzeczenia były ważne, tak jak te wydane w czasach okupacji hitlerowskiej. Chyba nasze państwo nie jest w aż tak dramatycznej sytuacji? 

Właśnie chciałam zwrócić uwagę na drastyczną różnicę obu tych sytuacji, i w ten sposób sprowokować refleksję niektórych bardziej zaangażowanych uczestników sporu, których wypowiedzi wieszczące wadliwość wydawanych obecnie orzeczeń są zupełnie oderwane od rzeczywistości. Nawet najostrzejszy spór co do istnienia lub braku uchybień w ukształtowaniu organów uczestniczących w procesie powoływania sędziów, nie może być w najmniejszym stopniu porównywany do sytuacji, w której sądownictwo działało z woli i za zezwoleniem władz okupacyjnych. Skoro wtedy orzeczenia okazały się co do zasady ważne, to tym bardziej obecnie nie może być inaczej. Formułowanie teraz odmiennych tez jest czymś niezwykle niepokojącym i trudnym do zrozumienia.

Czytaj:
TSUE: Niebyłe orzeczenia sędziów powołanych przy udziale nowej KRS>>

Prof. Łętowska: Grozi nam podważanie wyroków, a frankowicze stali się zakładnikiem władzy>>
 

Ale poważny konflikt prawny i polityczny istnieje...

Niewątpliwie zaogniony konflikt polityczny, z jakim mamy do czynienia, przysłonił niektórym zachowanie proporcji i zdolność chłodnej oceny rzeczywistości. Z historii Polski wiemy, że podobne spory wewnętrzne istniały w wielu okresach i niejednokrotnie wydawały się ich uczestnikom czymś najważniejszym na świecie. Obecnie jednak o tamtych sporach pamiętają jedynie specjaliści. Mam nadzieję, że tak samo będzie i tym razem, dlatego moim celem jest skoncentrowanie się na tym, co uznaję za swoje podstawowe zadanie, a więc na bezstronnym i sprawnym rozstrzyganiu sporów cywilnych, a obecnie również – na organizowaniu ich rozstrzygania.

Jakie skutki prawne wywołuje orzeczenie TSUE z 6 października w sprawie sędziego Żurka? Co to znaczy dla obywatela, który prowadzi spór albo ma już prawomocny wyrok, a w składzie sądu zasiadał sędzia rekomendowany przez nową Krajową Radę Sądownictwa?

Orzeczenie TSUE, o które pani pyta, stanowi odpowiedź na pytanie składu 7 sędziów Izby Cywilnej SN. Gdy akta sprawy wrócą z TSUE, taki skład będzie musiał wypowiedzieć się co do znaczenia tego orzeczenia dla prowadzonego postępowania i to jest najbardziej bezpośrednia i jedyna oczywista konsekwencja wyroku TSUE. Nie uważam za właściwe, abym jako prezes Izby Cywilnej prognozowała treść przyszłych orzeczeń wydawanych w Izbie. Moją rolą jest jedynie wyznaczenie sędziów, którzy będą dalej prowadzić postępowanie, gdyż z zadającego pytanie składu kilka osób przeszło już w stan spoczynku.

Obserwuję jednak jednocześnie debatę publiczną i wiem, że treść orzeczenia TSUE jest chętnie wykorzystywana w sporze politycznym toczącym się wokół sądownictwa. Wiąże się z tym oczywiście takie odczytywanie treści orzeczenia, jakie jest wygodne dla uczestników sporu. W tych okolicznościach gorąco namawiam do lektury całości wyroku TSUE, a nie wybierania z niego jedynie poszczególnych fragmentów.

Dla mnie pojawiający się pogląd, że wyrok TSUE miałby mieć znaczenie dla ważności orzeczeń wszystkich sędziów rekomendowanych przez – jak wskazała pani – nową Krajową Radę Sądownictwa - stanowi co najmniej nadinterpretację. W wyroku, zarówno w motywach, jak i odpowiedzi, wyraźnie wskazano na kilka kwestii, z których żadna nie może zostać pominięta. Po pierwsze, orzeczenie to zostało wydane w odniesieniu do szczególnej sytuacji, w której sąd krajowy rozpoznaje wniosek o wyłączenie sędziego zgłoszony w związku z odwołaniem innego sędziego kwestionującego decyzję o przeniesieniu go bez jego zgody do orzekania w innym wydziale sądu. Po drugie, ocena co do przesłanek zastosowania interpretacji prawa Unii została uzależniona m.in. od poczynienia przez sąd krajowy ustaleń co do przeprowadzenia procesu powołania sędziego z rażącym naruszeniem podstawowych norm stanowiących integralną część ustroju i funkcjonowania systemu sądownictwa. Po trzecie, warunkiem zastosowania przedstawionej przez TSUE wykładni prawa Unii jest stwierdzenie, że wadliwość procesu powołania sędziego może prowadzić do powstania w przekonaniu jednostek uzasadnionych wątpliwości co do niezawisłości i bezstronności sędziego.

Ocena dwóch ostatnich elementów powierzona została, co kilkakrotnie podkreślił TSUE w swoim wyroku, sądowi krajowemu, a zatem w praktyce składowi siedmiu sędziów Sądu Najwyższego, który postawił pytanie prejudycjalne.

Czytaj: TSUE: Niebyłe orzeczenia sędziów powołanych przy udziale nowej KRS>>
 

Jak ocenia pani krytykę Trybunału Konstytucyjnego dokonaną przez Izbę Karną SN w postanowieniu z 29 września br., w którym trzech sędziów stwierdziło, że Trybunał Konstytucyjny nie ma prawa wkraczać w sferę treści poszczególnych rozstrzygnięć sądów, w tym – Sądu Najwyższego, wydanych na podstawie ustawy?

Jako prezesowi Izby Cywilnej Sądu Najwyższego nie jest mi zręcznie wypowiadać się o poszczególnych wydawanych orzeczeniach, a tym bardziej o orzeczeniach wydawanych w innych izbach. Pozostaje więc stwierdzić, że zasadą funkcjonowania państwa powinien być wzajemny szacunek jego organów i poszanowanie zakresu kompetencji określonego w Konstytucji. Sytuacja, w której jedne organy ignorują funkcjonowanie innych, jest jaskrawym symptomem poważnego kryzysu państwa.

Czytaj w LEX: Trybunał Strasburski a kryzys polskiego sądownictwa. Uwagi prof. Leszka Garlickiego na tle wyroku ETPCz >>

 

Przepisy procedury cywilnej stale są poprawiane. Czasem nadmiarowo. Jest też propozycja, by wnioski dowodowe były wyraźnie wyodrębnione, a nie tylko zawarte w uzasadnieniu. W przeciwnym razie sąd ma ich nie brać pod uwagę. Czy to nie uderzy w obywateli?

Z racji obowiązków sędziowskich i zainteresowań naukowych, procedura cywilna jest mi szczególnie bliska, podobnie jak troska, by była ona sprawnym narzędziem rozpoznawania i rozstrzygania spraw. Sprawności tej i pewności prawa nie służy zbyt częste zmienianie i uzupełnianie przepisów. Równocześnie jednak rzeczą ludzką jest błądzić, lecz jedynie głupiec trwa w błędzie.

Czy zatem rzeczywiście zmiana odnosząca się do formułowania wniosków dowodowych jest niezbędna?

Kwestia ta w rzeczywistości dotyka najbardziej podstawowego pytania o optymalny zakres formalizmu procedury cywilnej. Wydaje się, że obecny poziom skomplikowania przepisów prawa, tak materialnego, jak i procesowego, nakazuje zastanowić się, czy proponowany obowiązek nie powinien dotyczyć wyłącznie profesjonalnych pełnomocników, ewentualnie należy rozważyć potrzebę zapewnienia zastępstwa prawnego przed sądami, zwłaszcza sądami okręgowymi i apelacyjnymi. Gdyby taka regulacja została wprowadzona, nie można byłoby podważać zalet płynących z obowiązywania formalnego wymogu czytelnego wyodrębnienia wniosków dowodowych w piśmie procesowym. To jednak oznacza konieczność myślenia o systemie zapewnienia pomocy prawnej z urzędu podmiotom, które bez swojej winy nie są w stanie ponieść kosztów uzyskania profesjonalnej pomocy prawnej.

Zażalenia poziome, które budziły wątpliwości sędziów też są zmieniane. Pojawia się domniemanie, jeżeli stronie przysługuje zażalenie na postanowienie sądu i nie określono, jaki sąd ma je rozpoznać, to rozpoznaje je sąd drugiej instancji. Czy to słuszne rozwiązanie?

Nie byłam nigdy zwolennikiem tzw. zażaleń poziomych w sądach pierwszej instancji. Uważam, że zażalenie – co do zasady - powinien rozpoznawać sąd drugiej instancji. Pozwala to na ujednolicenie praktyki orzeczniczej co najmniej na poziomie okręgu sądowego.

Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że możliwość zaskarżania zażaleniem wielu decyzji procesowych podejmowanych w toku postępowania może prowadzić do jego znacznego przedłużenia. Dlatego jestem zwolennikiem rozwiązania, w którym decyzje te w szerszym niż dotychczas zakresie będą podlegały weryfikacji w ramach kontroli rozstrzygnięcia merytorycznego, a nie osobno - odwlekając jego wydanie.

Ministerstwo Sprawiedliwości proponuje też np. w nowym art. 148 (1) par. 3 , by strona wyraźnie żądała i to w pierwszym piśmie procesowym przeprowadzenia rozprawy, a więc jawności. Cała reszta ma być przeprowadzona na posiedzeniach niejawnych. To znaczne ograniczenie prawa do sądu, a proponuje się ją jako zmianę kodeksową. Jak pani tę zmianę ocenia?

Moje sędziowskie doświadczenie podpowiada mi, że sprawiedliwość „rodzi się w świetle”. Zwłaszcza zatem w tych sprawach, w których strony toczą spór i na potwierdzenie swoich racji przytaczają liczne twierdzenia i przedstawiają dowody, istnieje społeczna potrzeba, by sprawy rozpoznawane były – jak wymaga tego art. 45 ust. 1 Konstytucji RP – jawnie.

Nie możemy przy tym zapominać, że istnieje szereg postępowań przyspieszonych, w których rozstrzygana jest zapewne większość spraw wpływających do sądów cywilnych. W postępowaniach tych – zwłaszcza nakazowym, upominawczym i elektronicznym postępowaniu upominawczym – rozpoznanie sprawy, ewentualnie pierwszy etap jej rozpoznania odbywa się na posiedzeniu niejawnym. Dlatego nie jest chyba konieczne rozszerzanie możliwości rozpoznania sprawy przez sąd pierwszej instancji na posiedzeniu niejawnym również na postępowanie zwykłe.