Patrycja Rojek-Socha: Jako grupa zawodowych mediatorów i przedstawicieli ośrodków mediacyjnych zwrócili się państwo do Ministerstwa Sprawiedliwości z apelem i propozycjami uregulowania wymagań i kwalifikacji jakie powinni spełniać mediatorzy wpisani do Krajowego Rejestru Mediatorów. Obecny system nie działa?

Jakub Świtluk: Jakoś działa, ale nie działa efektywnie i nie zapewnia odpowiedniego zaufania do mediacji i mediatorów. Zacznijmy od odrobiny historii. Początkowo standardy mediacji, szkolenia mediatorów były określane przez organizacje pozarządowe. Niektóre z organizacji zajmowały się wyłącznie mediacją, miały system szkoleń od ogólnych po specjalistyczne, w odpowiednim wymiarze czasowym, uzupełnionych przez praktyczne staże mediacyjne. Dla innych mediacja była dodatkową działalnością, traktowaną powierzchownie. Listy mediatorów różnych organizacji składane w sądach były więc różnej jakości, bywały także nieaktualizowane. Istniejący bałagan zauważył także ustawodawca i w 2015 roku w ramach dużej nowelizacji procedury cywilnej, dla wspierania polubownych metod rozwiązywania sporów, wprowadzono listy stałych mediatorów, prowadzone przez prezesów sądów okręgowych.

Czytaj: Bez zmian w prawie z mediatorami będzie problem, jak z biegłymi>>

Zobacz procedurę w LEX: Skierowanie stron do mediacji na wniosek stron >
 

Jakie są zasady wpisywania na nie mediatorów?

Mediatorzy są wpisywani decyzją administracyjną prezesa odpowiedniego sądu okręgowego. W ustawie prawo o ustroju sądów powszechnych lapidarnie określono, że powinni mieć wiedzę i umiejętności w zakresie prowadzenia mediacji, a sposób potwierdzenia tych kwalifikacji określi odpowiednie rozporządzenie. I tu znów nieco wspomnień: ówczesne Ministerstwo Gospodarki we współpracy z Ministerstwem Sprawiedliwości zorganizowało spotkania z mediatorami na temat zawartości planowanego rozporządzenia. Byłem wśród postulujących, żeby sprecyzować konkretnie zakres tematyczny i wymiar godzinowy szkoleń, jak również by wymagać odbycia pewnego stażu praktycznego, udziału w kilku mediacjach u boku doświadczonego mediatora. Podnosiliśmy też konieczność ustawicznego doskonalenia.

Czytaj w LEX: Mediacje i postępowanie ugodowe w sprawach cywilnych i gospodarczych >
 

Jaki był efekt?

Ministerstwa szybko ucięły rozmowy wskazując, że wobec deregulacji zawodów prawniczych, trudno stawiać jakieś wymagania przed mediatorami. Nie wykorzystano nawet Standardów Szkolenia Mediatorów uchwalonych (jako niewiążące zalecenia) w 2007 roku przez Społeczną Radę ds. Alternatywnych Metod Rozwiązywania Konfliktów i Sporów przy Ministrze Sprawiedliwości. W rozporządzeniu w sprawie stałych mediatorów tenże minister wskazał tylko przykładowo dokumenty, które mediator musi złożyć przy wniosku o wpis na listę, jak dyplomy, rekomendacje organizacji, publikacje o mediacji. Nie ma żadnego konkretnego progu edukacji i praktyki. W efekcie uzyskać wpis jest łatwo, choćby po przypadkowym kursie miernej jakości, bez szczególnej chęci wykonywania zawodu. Dla adeptów niektórych zawodów może to być dodatkowy punkt w CV, marketingowy efekt kojarzenia nazwiska z instytucją sądu okręgowego. Trudno zresztą winić takie osoby, skoro korzystają z możliwości, jakie dają przepisy. W majestacie prawa stałymi mediatorami zostają nawet osoby, przy których nazwiskach w rubrykach „wykształcenie” i „szkolenia” wpisane są np. studia prawnicze, kurs negocjacji i tylko tyle.

Zobacz procedurę w LEX: Skierowanie stron do mediacji z urzędu >

 


Tymczasem to nie to samo.

Właśnie. Mediator to odrębny zawód, nie dodatek do kwalifikacji prawniczych, psychologicznych, czy praktyki negocjatora. Sam jestem prawnikiem, po psychologicznej podyplomówce i z latami biznesowych negocjacji, więc nie krzywdzę tych profesji. Przy tym zawód mediatora jest również zróżnicowany. Na listach stałych mediatorów przewidziano nawet rubrykę „specjalizacja”, tyle że mało który sąd sprawdza, na jakich podstawach mediatorzy ją deklarują. Można np. znaleźć mediatorów mających wpisane szkolenie z mediacji karnej, ale obok wskazane są mediacja rodzinna i gospodarcza. A przy wspólnych podstawach, to przecież inne typy sporów, sytuacji, kompletnie inny rodzaj komunikacji i emocji, inne szkolenia budują odpowiednie kompetencje. Papier jednak wszystko zniesie.

Zobacz procedurę w LEX: Skierowanie stron do mediacji w sprawach o rozwód i separację >

 

Prezesi sądów nie mogą weryfikować przygotowania i doświadczenia mediatorów?

Nie, bo nie mają realnych uprawnień w tym zakresie. Potwierdziło to orzecznictwo sądów administracyjnych. Co więcej, nie ma nawet trybu aktualizowania list. Mogą być osoby wpisane w 2016 r., które z praktyką mediacji nie miały nic wspólnego, dawno zapomniały o wpisie, a nadal na tych listach figurują, bo nie ma mechanizmu weryfikacji, czy ktoś jeszcze działa, żyje, jest zainteresowany, czy cokolwiek w zakresie mediacji robi. Stąd - w mojej ocenie - te listy stałych mediatorów są wysoce dysfunkcyjne. Także ze względu na sam format – np. lista sądu okręgowego w Warszawie to ponad 600 nazwisk w pliku pdf, więc fizycznie po prostu trudno znaleźć w takiej tabeli osobę, z kwalifikacjami w danym obszarze. Zresztą o tym mówią sami sędziowie koordynatorzy ds. mediacji, którzy na szczeblu sądów okręgowych sprawami mediacji się zajmują.

Czytaj: Romanowski: Zmieniamy prawo rodzinne, by chronić dzieci i usprawnić postępowania>>

Czytaj w LEX: Wspieranie polubownych metod rozwiązywania sporów >

 

Ministerstwo sędziów koordynatorów chwali, ich działanie jest doregulowane?

I tu mamy kolejny problem. Sędziowie koordynatorzy to często pasjonaci z wielkim zaangażowaniem, entuzjaści mediacji, jednak bez realnych uprawnień. Mają rozwijać mediację, zapewniać sprawną komunikację między sędziami a mediatorami, ale żadnych konkretnych narzędzi (choć w toku legislacji w 2015 roku były takie projekty) nie dostali. Sami o tym, a także o niedoskonałości list stałych mediatorów mówili na spotkaniach z Ministerstwem Sprawiedliwości. Korespondowało to z głosami środowisk mediatorów, co do problemów z kwalifikacjami zawodu. Wydaje się, że stało się to kanwą do zaplanowania jesienią 2019 r. Projektu Krajowego Rejestru Mediatorów, który – jak ogłoszono wiosną 2020 ma zastąpić w perspektywie kilku lat listy prowadzone przez prezesów sądów okręgowych. I tu pojawiają się kolejne problemy.

Czytaj w LEX: Mediacja w erze Covid-19 (koronawirusa) >

 

Ale to chyba dobrze, że MS chce uregulować kwestie mediatorów?

Generalnie tak. To dobry kierunek, aby zamiast różnie prowadzonych tabelek czterdziestu sześciu sądów, funkcjonował jeden łatwy w użyciu ogólnopolski rejestr. Tylko jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach, a te budzą obawy od początku Projektu. Obwieszczono likwidację list z kilkuletnim wyprzedzeniem (horyzont Projektu KRM to 2023 r., do tego ścieżka legislacyjna i vacatio legis), a to przecież nie zwiększa zaufania do mediatorów i mediacji. Sam wskazałem wcześniej szereg ich wad, ale listy to jedyne co mamy i będziemy mieć przez najbliższe lata. Od zaufania do nich zależy jak chętnie sędziowie będą kierować do mediacji i jak często strony będą się na te mediacje godzić. A można było przecież ogłosić ulepszenie i integrację, jaką zresztą planowano już w 2015 roku. Ale to drobna, komunikacyjna kwestia. Gorzej, że Projekt rozpoczęto od wybrania partnerów i zabudżetowania środków. W mojej ocenie to trochę tak jakby budowę domu zacząć od dymu z komina.

 

Dlaczego?

Bo określono jakie mają być szkolenia, kto je zorganizuje, ile osób weźmie w nich udział, ale nie wiadomo, jaki mają dać efekt. Dopiero trwa badanie potrzeb edukacyjnych, nie ustalono jak KRM ma wyglądać, jakie informacje zawierać, a zwłaszcza jakich kompetencji od mediatorów wymagać. Już w najbliższych tygodniach rozpoczynają się szkolenia, tylko nie do końca wiemy, w jakim konkretnie celu, jak będą korespondować z wymogami KRM. Nawet dla mediatora tak chętnie uczestniczącego w szkoleniach i szkolącego innych jak ja, to jednak absurd. Kolejna problematyczna kwestia, to sprzeczne sygnały na temat zakresu Projektu. Początkowo mówiono o objęciu szkoleniami i działaniami promocyjnymi mediacji rodzinnej, potem o niej ucichło, pojawił się za to temat spraw pracowniczych. Także w zakresie przepisywania mediatorów z aktualnych list do planowanego Rejestru wystąpił niepokojący szum informacyjny.

Czytaj w LEX: Mediacja i inne sposoby polubownego rozwiązywania sporów w zamówieniach publicznych >

 

Zwiększa obawy mediatorów?

Tak, wielu z nas obawiało się, czy zachowa status mediatora z oficjalnego (tak lub inaczej nazwanego) spisu, ewentualnie pod jakimi warunkami, czy też będzie się musiało od nowa o takowy starać. Ministerstwo Sprawiedliwości zapewniło o „ochronie praw nabytych”. To część mediatorów uspokoiło, ale inni dostrzegli nowy problem. Transfer z list do Rejestru, bez weryfikacji spełnienia kryteriów, które (miejmy nadzieję) zostaną w nim określone, to ryzyko przepisania stałego bałaganu do nowej tabelki. Poza nierównym traktowaniem nowo wpisywanych i „przepisywanych”, to również mieszanie mediatorów mogących wykazać pewne minimalne kwalifikacje i takich, którzy nie musieli ich uzyskiwać, groźne dla zaufania dla naszego zawodu. Negatywnie odebrany był również zamiar oparcia Projektu na walidacjach Zintegrowanego Sytemu Kwalifikacji, o marginalnym obecnie znaczeniu. Dla porządku do listy niepewności dodajmy jeszcze informacje, że KRM nie będzie służyć wyłącznie do wyszukania mediatora, ale że mediatorzy będą mogli się w jego ramach komunikować z sądami.

 

To chyba byłoby dużym ułatwienie?

Oczywiście, nawet bardzo. Tyle że sam Rejestr i Rejestr plus komunikacja tysięcy mediatorów z tysiącami sędziów to przecież diametralnie różne wyzwania informatyczne, różne nakłady czasu i środków, a Projekt KRM już wszak zabudżetowano. To wzmaga niepokój o jakość jego przygotowania Projektu.

Czytaj: Najpierw rozmowa, potem rozstanie - MS chce utemperować polskie rozwody>>
 

Stąd państwa inicjatywa?

Tak. Postanowiliśmy nie czekać biernie na działania Ministerstwa i jego partnerów. Razem z Januszem Kaźmierczakiem z Fundacji Pracownia Dialogu, obecnym prezesem Stowarzyszenia Mediatorów Rodzinnych i Maciejem Tańskim z Fundacji Partners Polska, jednym z pionierów wprowadzających mediację w Polsce od lat 90-tych, zainicjowaliśmy konsultacje środowiskowe. Zaprosiliśmy – w miarę skromnych możliwości i naszej wiedzy – przedstawicieli największych organizacji i sieci mediatorów oraz szczególnie doświadczonych praktyków i szkoleniowców naszego zawodu. Nie wszyscy przyjęli zaproszenie czy wytrwali do końca, niemniej ostatecznie pod Apelem z 9 lutego podpisały się władze kilku ogólnopolskich stowarzyszeń mediatorów, dwie z trzech sieci ośrodków mediacyjnych korporacji prawniczych oraz kilkadziesiąt osób z innych podmiotów, mediujących indywidualnie jak również naukowo zajmujących się mediacją. Nie znam porównywalnego głosu branży mediacyjnej na rzecz jakości naszych kwalifikacji.

 

Co państwo proponują?

Naszym wspólnym zdaniem dla wpisu do KRM powinny być wymagane konkretne przygotowanie teoretyczne, ale i praktyka. Określiliśmy, w pewnych widełkach, jako przygotowanie ogólne 60 do 120 godzin zegarowych szkolenia lub studiów. Poza tą podstawą do wpisu konieczna byłaby również przynajmniej jedna specjalizacja, np. według tradycyjnego podziału na mediacje cywilne, gospodarcze, rodzinne, pracy itd.. Zarówno pierwsza, jak każda kolejna wymagałaby dodatkowej, edukacji w granicach 20-40 godzin. Zatem zakres czasowy minimalnej edukacji mediatora byłby zbliżony do studiów podyplomowych. Chcieliśmy oczywiście zadbać również o jej poziom. Dziś, choć jest i wiele dobrych przykładów, jakość niektórych szkoleń i studiów pozostaje dość dyskusyjna. Mediacji podejmuje się uczyć – często jeszcze w formie wykładu online – np. prawnik czy psycholog, który nigdy nie mediował lub sam dopiero ukończył lepszy czy gorszy kurs. Stąd postulat, aby określić minimalny udział w szkoleniu ćwiczeń praktycznych, a przede wszystkim, aby prowadzący byli praktykami, mogącymi wykazać konkretne doświadczenie mediacyjne i szkoleniowe. Najlepiej prowadzone szkolenie i certyfikaty to jednak zupełnie co innego niż rzeczywista mediacja. Stąd osoba wpisująca się do KRM powinna udokumentować, że już jakieś mediacje prowadziła, optymalnie z doświadczonym mediatorem, ewentualnie w ramach organizacji, poradnictwa obywatelskiego itp. Krajowy Rejestr Mediatorów powinien udostępniać praktyków, nie kandydatów tego zawodu. Naszym zdaniem ważny jest też wymóg systematycznego doskonalenia.

 

Podobnie jak w przypadku radców czy adwokatów?

Właśnie, a także wielu zawodów nieprawniczych. Mediacja nie jest zawodem stricte prawniczym, ale nadążanie za zmianami przepisów ma dla nas istotne znaczenie. Jeszcze ważniejsza jest stała refleksja nad naszym warsztatem i sposobem w jaki funkcjonujemy w środku sytuacji sporu. Stąd pomysł uzależnienia pozostawania w KRM od okresowo „rozliczanego” udziału w superwizjach, szkoleniach, ostatecznie konferencjach. To wszystko ułatwia rozwój, wymianę doświadczeń, unikanie złych nawyków.

 

Czy państwa apel wywołał jakieś reakcje?

Przesłaliśmy propozycje do Ministerstwa Sprawiedliwości i jego partnerów w Projekcie KRM, jednocześnie je również publikując. Krótko po tym na facebookowym profilu Wydziału ds. Mediacji MS pojawiła się ankieta oparta na naszych postulatach. Także dużo bardziej rozbudowana ankieta KUL-u, jednego z partnerów Projektu, wydaje się wyraźnie korespondować z naszymi rozwiązaniami. Nad Apelem debatowała też, o ile wiem generalnie go popierając, Społeczna Rada ds. Alternatywnych Metod Rozwiązywania Sporów przy MS. Cieszymy się więc, że ten głos istotnej części środowiska został usłyszany. Mamy nadzieję, że nie da się go pominąć w dyskusji nad regulacją naszego zawodu. Były jednak też krytyczne reakcje, co ciekawe, często ze strony mediatorów.

 

Co takiego krytykowano?

Głównie wymagania praktycznego stażu, stosowanie nowych wymogów wobec aktualnych mediatorów i ogólnie ograniczenie dostępu do zawodu. Trudno mi się zgodzić z tymi opiniami. Przede wszystkim chodzi o specyficzną część naszego zawodu, czyli mediatorów niejako rekomendowanych sądom. Mediatorem z wyboru stron może być każdy i niech tak zostanie. Ale mediatorem, którego wskazuje swoim autorytetem sąd, powinien być profesjonalista ze spójnie określoną edukacją i praktyką. Jasne, w porównaniu do stanu obecnego będą pewne utrudnienia, ale stan obecny, właśnie jako nieprawidłowy, ma być przecież zmieniony. Szukaliśmy w toku konsultacji sposobów zminimalizowania utrudnień i tak np. zaproponowaliśmy potwierdzanie kwalifikacji i specjalizacji również praktyką (by mediator nie musiał uczyć się tego, co robi od lat) lub walidacją Zintegrowanego Systemu Kwalifikacji, a w razie niespełniania wymogów – jakąś karencję na uzupełnienie kwalifikacji. Dyskutowaliśmy również obowiązek przyjmowania kandydatów na staże przez wpisanych mediatorów (by ułatwić nabycie praktyki), choć to ostatecznie nie zyskało wspólnej aprobaty. Przede wszystkim jednak warto pamiętać, że od wygody poszczególnych mediatorów ważniejsze powinno być zaufanie do zawodu i mediacji, a przede wszystkim dobro stron mediowanych przez nas sporów.

 

Apel jest datowany na 9 lutego, od tego czasu ujawniono projekty zmian przepisów o mediacji.

Zgadza się i – przy wszystkich wątpliwościach wobec tych projektów – jedno nie ulega wątpliwości: temat kwalifikacji mediatorów zyskuje tak na znaczeniu, jak na pilności. Jeśli mediacji ma być więcej (co bezdyskusyjne), to trzeba będzie więcej profesjonalistów naszego zawodu i większej pewności, że znajdzie się ich w urzędowym wykazie. Może więc warto, aby ustawodawca nie czekał na całościowy efekt Projektu KRM, ale teraz zastanowił się nad doregulowaniem naszych kwalifikacje na podstawie istniejącej delegacji ustawowej. Dzisiaj, a nie za 3 czy 5 lat mamy zawalenie sądów sprawami i coraz dłuższe czasy postępowań, spolaryzowanie społeczeństwa i postępujący brak dialogu w sporach dużych i małych. Odpowiedzią, oczywiście nie jedyną, ale ważną i stosunkowo prostą, jest mediacja. Prowadzona przez profesjonalnych mediatorów.

Jakub Świtluk jest mediatorem zawodowym z ponad dziesięcioletnim doświadczeniem, prowadzi kalendarium wydarzeń oMediacji.pl.