Krzysztof Sobczak: Komisja Europejska ogłosiła, że byłaby gotowa zaakceptować Krajowy Plan Odbudowy dla Polski bez czekania na uchwalenie zmian w ustawie o Sądzie Najwyższym, ale polski rząd musiałby zobowiązać się do likwidacji Izby Dyscyplinarnej SN, reformy systemu dyscyplinarnego i przywrócenia do pracy sędziów zwolnionych niezgodnie z prawem. Brzmi to obiecująco?

Krystian Markiewicz: Ja rozumiem, że Komisja Europejska myśli o tym, w jak dramatycznym położeniu jest Polska jeśli chodzi o finanse i gospodarkę i nie chce być oskarżana o brak wsparcia w tym zakresie. I dlatego robi wszystko, szuka różnych rozwiązań, szuka wręcz jakiegokolwiek pretekstu, by w końcu móc Polsce te pieniądze uruchomić.

Czytaj: 
KE uwolni fundusze bez uchwalenia ustawy o likwidacji Izby Dyscyplinarnej, ale chce twardej deklaracji>>
Sejm: Prace nad ustawą o likwidacji Izby Dyscyplinarnej kolejny raz odkładane>>

Ale jeśli Komisja skorzysta z tego pretekstu i da te pieniądze, bo rząd złoży oczekiwaną deklarację, to są podstawy do tego, by takie zapewnienie traktować poważnie?

Odpowiedź jest oczywista, że nie. Przecież słyszeliśmy już zapowiedzi naszych polityków, także prezesa Kaczyńskiego i premiera Morawieckiego w Parlamencie Europejskim, że Izba Dyscyplinarna zostanie zlikwidowana.

W październiku ubiegłego roku, a mamy połowę maja.

No właśnie. Ja to trochę traktuję jak obietnice twardego alkoholika, który obiecuje, że przestanie pić. W odniesieniu do naszych polityków jest to oczekiwanie niczym nie uzasadnione, bo przecież ta ustawa już dawno miała być uchwalona, a wciąż końca tych prac nie widać. A nawet gdyby ona była uchwalona w tej wersji prezydenckiej, to i tak niewiele by zmieniła jeśli chodzi o zasady praworządności. Ona też nie byłaby wykonaniem orzeczeń Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, nie mówiąc już o wyrokach Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.

Ale uchwalenie tej ustawy byłoby przynajmniej twardym faktem, prawem do którego można było się odnosić. Chociażby Izba Dyscyplinarna zostałaby zlikwidowana. A jaką rangę i znaczenie może mieć w sporach o naruszania naszego prawa konstytucyjnego i prawa europejskiego deklaracja rządu, gdy ustawy przez kolejne miesiące może nie być?

W sensie prawnym to nic by nie oznaczało. To zmierza do tego, że mamy przyjąć do wiadomości jakieś zamiary władzy politycznej i mamy być zadowoleni, my sędziowie i całe społeczeństwo, że trochę mniej nas będą bili po głowie. Że po siedmiu latach tej traumy będziemy cieszyć się z tego, że jesteśmy trochę mniej niepraworządni niż dotychczas. Że być może Tuleyę i Juszczyszyna przywrócą do pracy? Że może w składzie sądu dyscyplinarnego będzie jeden legalnie powołany sędzia.

Przy braku zmian ustawowych, a tylko z deklaracją rządu, to nawet nie wiedzielibyśmy na ile jesteśmy mniej lub bardziej niepraworządni. Jeśli nie będzie ustawy to Izba Dyscyplinarna będzie nadal działać, bo przecież zarówno jej członkowie, jak i pierwsza prezes Sądu Najwyższego wielokrotnie stwierdzali, że tylko ustawa może ich zmusić do zaprzestania działalności.

W Sejmie jest projekt ustawy, który uznaje wszystkie wyroki trybunałów. Jest to nasz projekt, przyjęty w ramach Porozumienia dla Praworządności. Zakłada on przywrócenie nas do grona państw praworządnych, ale obecna większość parlamentarna nie zamierza go uchwalić. A my mamy być teraz zadowoleni, że być może uchwalony zostanie projekt prezydenta, który jest jedynie pozorem naprawy praworządności. Gdyby ta ustawa została uchwalona to i tak nie będziemy spełniać standardów praworządności. Ja nie wiem, czy jako sędzia, stając na przykład przed projektowaną w tej ustawie Izbą Odpowiedzialności Zawodowej, nadal mógłbym w niej spotkać obok siebie sędziów legalnie powołanych i tych niespełniających standardów niezależności i niezawisłości, przeniesionych do innych izb Sądu Najwyższego ze zlikwidowanej Izby Dyscyplinarnej. Osoby, które nie powinny w ogóle nosić togi sędziego SN, mają być sędziami. To nie jest żadna naprawa. 

 

Tylko gdyby zmiany nastąpiły na podstawie ustawy, to przynajmniej można by było powoływać się na nią. Ale jeśli jakiekolwiek przywracanie praworządności miałoby następować na bazie deklaracji rządu, to czy na takiej podstawie można na przykład zakwestionować zasiadanie nieprawidłowo powołanego sędziego w składzie orzekającym?

Oczywiście nie można. Bądźmy poważni, kogo na gruncie prawnym, w orzekaniu przez sądy, interesują deklaracje rządu? Jako sędziowie nie możemy powoływać się na deklaracje rządu. Możemy się powoływać albo na uchwalone ustawy, albo na wyroki trybunałów, do których uznawania jesteśmy zobowiązani. Na szczęście o anulowaniu wyroków wydanych przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka jeszcze się nie mówi, więc na nie się powołujemy i będziemy to robić nadal. Z wyroków Trybunału w Strasburgu wynika już wyraźnie, że każdy wyrok z udziałem sędziego powołanego do SN przez upolitycznioną KRS oznacza odszkodowanie, na które składają się wszyscy podatnicy.

Jak więc należy interpretować tę zapowiedź Komisji Europejskiej, że zadowoli się deklaracją polskiego rządu i na tej podstawie uruchomi Krajowy Plan Odbudowy?

Ja to rozumiem w ten sposób, że dla Komisji jest to kłopotliwa sprawa, z której chciałaby jakoś wyjść. Nie jesteście w stanie, albo nie chcecie wprowadzić zmian ustawowych, to dajcie chociaż tę deklarację. Wtedy my ogłosimy postęp, że sprawy idą w dobrym kierunku i uruchomimy fundusze. A polski rząd też wtedy ogłosi sukces. Można nawet zakładać, że pod względem politycznym to dla Komisji nawet lepiej jest bazować na takiej deklaracji niż na ustawie. Lepiej teraz podpisać KPO, zanim ta ustawa zostanie uchwalona. Bo jak zostanie uchwalona nawet w wersji prezydenckiej, to i tak nikt nie obroni tego, że spełnia ona wymogi orzecznictwa TSUE. Wtedy można będzie powiedzieć, że uwierzyliśmy polskim władzom i cały czas czekamy aż wypełnią to swoje zobowiązanie. 

Komisja będzie wtedy miała jeszcze jakieś narzędzia nacisku?

Będzie miała, bo trzeba pamiętać, że tu chodzi o drugą transzę pieniędzy, bo pierwsza już przepadła. A ta druga to nie są pieniądze dawane z góry, jako zaliczki, tylko najpierw Polska będzie musiała określone projekty sfinansować i potem ubiegać się o refundację. Oczywiście spełniając wymagane warunki.

Wtedy może nastąpić ich blokada, gdyby polski rząd nie wywiązał się ze swojej deklaracji?

Oczywiście. Problem będzie, tylko odłożony w czasie. Teraz zostanie podpisane porozumienie w sprawie KPO, obie strony ogłoszą sukces, ale jeśli zmiany dotyczące Izby Dyscyplinarnej i całego systemu dyscyplinarnego nie zostaną wprowadzone, a pozawieszani sędziowie nie zostaną przywróceni do orzekania, to konflikt o praworządność w Polsce wróci ze zdwojoną siłą. Bo z jednej strony przedstawiciele Komisji Europejskiej mówią o kompromisie i tej deklaracji, ale też zapowiadają monitorowanie przestrzegania tych zasad. Zresztą tego samego dnia przewodnicząca Parlamentu Europejskiego powiedziała, że będzie dokładnie sprawdzane, czy Polska spełnia warunki praworządności przed przekazywaniem kolejnych transz funduszy. Może więc się zdarzyć, że wydamy pieniądze na jakieś projekty, a potem nie dostaniemy zwrotu, bo będziemy w takiej sytuacji jak obecnie, gdy władza coś tam deklaruje, ale niekonstytucyjne i niezgodne z prawem unijnym przepisy i instytucje nadal funkcjonują. To trochę jak “zakupy na zeszyt”, gdy na końcu okazuje się, że klient nie ma z czego zapłacić.