W Brukseli odbyła się 8 grudnia 2009 roku konferencja przedstawicieli wszystkich członków UE, poświęcona przestrzeganiu praw człowieka w więziennictwie. Polskę reprezentował na tym spotkaniu Rzecznik Praw Obywatelskich. Janusz Kochanowski nie miał tam łatwego zadania. No bo jak np. wytłumaczyć, że problem przeludnienia w zakładach karnych rozwiązuje się poprzez zmianę w przepisach. Norma na więźnia była 4 m kw., zmieniono na 3 m i przeludnienia już nie ma. Na trochę Europa się od nas odczepi, ale problem wróci. Rzecznik Praw Obywatelskich przywiózł z Brukseli ciekawe materiały, w tym tabelę obrazującą zmiany w liczbie skazanych we wszystkich państwach Unii Europejskiej na przestrzeni ostatnich 10 lat.

Niestety Polska przoduje (negatywnie!) w obu tych dziedzinach. W 1998 roku w polskich zakładach karnych przebywało 54,4 tys. osób, a w 2009 już 85,3 tys. Przed 10 laty było to 141 więźniów na 100 tys. mieszkańców kraju, a obecnie wskaźnik ten wynosi 224 (przyrost o 54 proc.). Jeśli chodzi o liczbę więźniów, to nie jesteśmy rekordzistami, ale zaznaczyć należy, że przed Polską są na tej liście tylko trzy kraje nadbałtyckie. Na Litwie i Łotwie jest 319 więźniów na 100 tys. ludności, a w Estonii 273. Wskaźniki „prizonizacji” w tych krajach wyraźnie odbiegają od standardów unijnych, a bardziej przypominają te z byłego ZSRR. Trzeba jednak zauważyć, że we wszystkich tych krajach liczba osób przebywających w więzieniach systematycznie maleje. Oczywiście, do „przyzwoitego” unijnego poziomu jeszcze daleko.

Polska nie jest jedynym krajem UE, w którym powiększyła się w ostatnich 10 latach więzienna populacja. Wzrosła np. ze 114 do 164 w przeliczeniu na 100 tys. ludności liczba więźniów w podobnej z wielu względów do Polski Hiszpanii. Ze 126 na 154 wzrósł ten wskaźnik także w Anglii i Walii. Już znacznie mniejszy przyrost nastąpił we Francji – z 86 do 102,9, a we Włoszech z 86 na 97. Z utrzymaniem stosunkowo niskiego poziomu prizonizacji mają też państwa, które tradycyjnie postrzegane było jako te, które nieźle sobie z tym radziły. Np. w Holandii liczba więźniów wzrosła z  13,3 do 16,4 tys., a w Szwecji  z 5,9 do 6,8 tys. Państwa te nadal mają niskie wskaźniki na 100 tys. ludności, (Holandia 100, Szwecja 74), ale trend także jest niepokojący.  

Ale nie we wszystkich państwach UE trend jest taki sam. Np. u naszych najbliższych sąsiadów, w Niemczech przez minione 10 lat liczba więźniów zmalała. W 1998 roku było ich tam 78,5 tys., a w tym roku tylko 73,5 tys. A więc mniej niż w Polsce (85 tys.), podczas gdy Niemcy mają ponad dwukrotnie więcej ludności. Zmniejsza się także liczba więźniów w Bułgarii (wskaźnik spadł ze 139 na 124), w Rumunii (z  232 na 125), w Portugalii (ze 144 na 105). Czechom udaje się poziom prizonizacji utrzymywać na tym samym poziomie (209 na 100 tys.), ale jest to ciągle wskaźnik wysoki.

Sytuacji w tej dziedzinie nie da się skomentować prosto i jednym zdaniem. Z większości krajów unijnych napływają sygnały, że liczba więźniów, koszty ich utrzymania, przeludnienie zakładów karnych itd., traktowane są jako poważne problemy. Inicjatywy zmierzające m.in. do zmian w prawie karnym pojawiły się ostatnio np. w Wielkiej Brytanii, we Włoszech, od lat mówi się o tym we Francji. W Polsce też co jakiś czas problem powraca na forum opinii publicznej, ale o jednym kierunku myślenia jeszcze mówić nie można. Wciąż jeszcze silne są tendencje zmierzające do zaostrzania prawa, co musiałoby skutkować powiększaniem populacji przebywającej w zakładach karnych. Z drugiej strony na społeczne poparcie ewentualnego programu budowy nowych więzień, raczej liczyć nie można. Kwadratura koła, ale od problemu nie uciekniemy.