W zamian, dodaje, powinno się rozbudować tzw. Fundusz Wspierający. Banki powinny też móc, zdaniem ZBP, wliczyć wpłaty na fundusz do kosztów uzyskania przychodu.
Podczas czwartkowego, burzliwego posiedzenia podkomisji, zajmującej się projektami ustaw frankowych, prezes ZBP Krzysztof Pietraszkiewicz przedstawił aktualne postulaty środowiska bankowego wobec projektu prezydenckiej ustawy o wsparciu kredytobiorców. Podkomisja pracuje nad tym projektem i, według deklaracji przewodniczącego Tadeusza Cymańskiego, być może skończy prace przed wakacjami.
Piotr Śmiłowicz: Podczas posiedzenia podkomisji ds. ustaw frankowych przedstawił Pan aktualne postulaty ZBP wobec prezydenckiego projektu ustawy o wsparciu kredytobiorców, którym podkomisja ma się zajmować. Co jest najważniejsze?
Krzysztof Pietraszkiewicz: Przedstawiłem aktualny obraz rynku kredytowego, informację o obciążeniu klientów i wskazywałem na to , że należy dokonać pewnych korekt w tym projekcie, by jego przepisy były adekwatne do celu zawartego w tytule ustawy. Zależy też nam na tym, by nie doprowadzać do sytuacji, w ramach której mogłoby dochodzić do rodzaju moralnego hazardu, niejako zmuszania banków do namawiania klientów do przewalutowania kredytów za wszelka cenę, podczas gdy ustawa zakłada pełną dobrowolność i pomoc dla osób najsłabszych ekonomicznie.
W projekcie są dwie sfery - pierwsza to Fundusz Wspierający, dla wszystkich kredytobiorców, do którego, jak rozumiem, ZBP nie ma większych uwag?
Tak, zależy nam tylko, żeby nie było automatycznych umorzeń. Przemyślenia wymaga celowość i sposób rozliczania pożyczek związanych ze sprzedażą mieszkania. Nie znamy pełnego uzasadnienia dla bezterminowego działania Funduszu Wsparcia oraz odstąpienie od koncepcji zwrotu wpłat niewykorzystanych przez FWK, ale o tym będziemy dyskutować.
Najwięcej uwag ZBP ma do tzw. Funduszu Restrukturyzacji, na który mają się składać banki, a który ma pokrywać koszty ewentualnych przewalutowań kredytów denominowanych lub indeksowanych do obcych walut. Podczas posiedzenia mówił Pan m.in., że na mechanizmie przewalutowania zarobią najbogatsi kredytobiorcy.
To jest groźne rozwiązanie, bo ten fundusz ma nie tylko działać bezterminowo, ale też niewykorzystane - przez wpłacający bank - środki miałyby trafiać do innego konkurenta. W związku z tym może to wymuszać sytuacje, że banki będą namawiać klientów, by dokonali konwersji dla konwersji. Tymi, którzy najwięcej by skorzystali na tym mechanizmie, i na to chcemy projektodawcom zwracać uwagę, to ci, którzy posiadają duże oszczędności, a mają zaciągnięte kredyty. Oni mogliby uzyskać wysokie umorzenie i tego samego dnia spłacić cały kredyt. Podczas gdy celem ustawy jest przecież pomaganie tym osobom, które mają kłopoty. Chcemy również przeciwstawić się doprowadzaniu do sytuacji, w wyniku której doszłoby do uprzywilejowania kredytobiorców frankowych względem złotowych. Może się bowiem okazać, że kredyt zaciągnięty w tej samej wysokości 10 czy 12 lat temu nagle dla osoby, która wzięła go w postaci waluty obcej, byłby istotnie tańszy. Tego klienci złotowi i w ogóle podatnicy, jak pokazują wyniki badań, nie akceptują, bo to byłoby naruszenie podstawowych zasad współżycia.
Rozumiem, że mówiąc o dążeniu banków do "konwersji dla konwersji" ma Pan na myśli zawarty w projekcie mechanizm, że kwota wpłacona przez bank do Funduszu Restrukturyzacyjnego, nie wykorzystana do przewalutowania, trafiałaby do innego banku, tego, który szybciej przewalutuje swoje kredyty, zgodnie z zasadą "kto pierwszy ten lepszy". Jeśli więc ten mechanizm wejdzie w życie, banki będą dążyć do przewalutowania za wszelką cenę, oferując klientom, również tym bogatym, najkorzystniejsze warunki.
Tak. Będzie dochodzić do paradoksów, że w jednych bankach będą uszczęśliwiane osoby zamożne, podczas gdy ci ubożsi, w innych bankach, mogliby pomocy nie uzyskać, ale to jest jeden aspekt. Drugi aspekt jest taki, że taki mechanizm może być w ogóle niezgodny z prawem unijnym, bo to byłaby pomoc publiczna. Zamiast tego można by rozszerzyć odpowiednio funkcjonalność Funduszu Wspierającego i przychodzić z pomocą osobom najbardziej potrzebującym. Trzeba przestrzegać także zasadę, że pomoc i wsparcie jest kierowane do osób, które zaciągały kredyt na własne potrzeby mieszkaniowe, a nie na cele inwestycyjne. Jest przecież liczna grupa osób, która zaciągnęła po kilka lub kilkanaście kredytów wysokiej wartości, ewidentnie na cele inwestycyjne. W tych wszystkich sprawach trzeba się też kierować zdrowym rozsądkiem, bo ważna jest stabilność sektora bankowego. Kolejne wyprowadzenie z sektora bankowego kilkunastu miliardów złotych to niebezpieczeństwo dla tego sektora i utrzymania przez niego zdolności do finansowania gospodarki. Wysokość obciążeń polskiego sektora bankowego, nie będę tego ukrywał, jest już dziś dramatyczny.
To, co Pan mówi, może oznaczać, że Fundusz Restrukturyzacyjny, zdaniem ZBP, powinien w ogóle zniknąć z projektu?
Naszym zdaniem można osiągnąć cele ustawy poprzez rozbudowę Funduszu Wspierającego i rezygnację z Funduszu Restrukturyzacyjnego. Przecież w każdej chwili konwersja kredytu może nastąpić. Nie chcemy jednak doprowadzić do tego, że banki będą intensywnie namawiać klientów do przewalutowania, podczas gdy za jakiś czas stopy procentowe mogą pójść w górę i ci klienci mogą mieć znów wysokie raty spłaty kredytów. Poza tym można ten fundusz stworzyć w sposób analogiczny jak działający kiedyś fundusz ochrony środków gwarantowanych, gdzie banki by trzymały środki na ewentualne uruchomienie, gdyby np. kurs waluty gwałtownie wzrósł.
ZBP postuluje też, by wpłaty banków na oba fundusze byłyby traktowane jako koszty uzyskania przychodu w podatku CIT?
Tak, wpłaty na fundusze powinny być kosztem uzyskania przychodu, a umorzenia i wsparcie dla klientów powinny być zwolnione z płaconego przez nich podatku PIT. Trzeba pamiętać, że wejście banków w tzw. kredyty frankowe było w swoim czasie mocno wspierane i stanowczo oczekiwane przez państwo.
Czy będzie Pan chciał spotkać się z przedstawicielami prezydenta, który zgłosił projekt, by przedstawić swoje argumenty?
Na pewno będziemy chcieli przedstawić nasze propozycje i racje przedstawicielom pana prezydenta. Chodzi o to, żeby cała sprawa była rozwiązana jak najlepiej bez emocji, które panują wokół kredytów frankowych. Trzeba pamiętać, że w roku 2018 mamy całkiem inną sytuację niż była trzy lata temu, czy 10 lat temu, po wybuchu kryzysu finansowego. Przecież wynagrodzenia w okresie ostatnich 10 lat wzrosły o ponad 40 proc., ustabilizowała się sytuacja w wielu krajach UE, kurs franka ustabilizował się na poziomie 3,60, od wielu kwartałów utrzymują się ujemne stopy procentowe, dodatkowo obowiązuje tzw. sześciopak, czyli oferta wsparcia banków wobec kredytobiorców. Dodajmy do tego niskie bezrobocie i uruchomienie programu 500 plus. Kredyty frankowe są poza tym w poważnym stopniu spłacone, jeśli chodzi o kapitał, raty są znacząco niższe, niż kredytów złotowych, a jakość portfela kredytów frankowych lepsza niż złotowych. Poza tym 70 proc. kredytobiorców frankowych nie jest zainteresowana dokonywaniem jakichkolwiek działań, bo ich sumaryczne obciążenia są istotnie niższe niż klientów, którzy zaciągnęli kredyty złotowe. (PAP)