Krzysztof Sobczak: Pański kandydat zdobył w ubiegłorocznej edycji konkursu Rising Stars - Prawnicy Liderzy Jutra" pierwsze miejsce. Czy w tym roku też kogoś pan zgłosi?

Jacek Dubois: Tak, zaproponuję swojego kandydata, chociaż pan mecenas Michał Zacharski postawił w tej dziedzinie wysoko poprzeczkę. Trudno będzie go przebić, bo to osoba niepowtarzalna, o wielu talentach, gwiazda trafiająca się raz na lata.

Czytaj: 
Wschodzące gwiazdy świata prawniczego nagrodzone>>
Rusza kolejny konkurs na wschodzące gwiazdy rynku prawniczego>>

 

Dobrze więc, że pan go zgłosił w ubiegłym roku. Czy po tym sukcesie te talenty jego jeszcze bardziej rozbłysły?

Owszem, jeszcze bardziej uważam go za osobę wybitną. Pracując od prawie 30 lat z aplikantami mogę stwierdzić, że to jedna z bardziej wybitnych postaci, z jakimi się zetknąłem, i które w tym wieku osiągnęły tak wiele. Jestem przekonany, że właściwy człowiek znalazł się na właściwym miejscu.

Adwokat Michał Zacharski kontynuuje swoją karierę prawniczą, ma kolejne sukcesy zawodowe, także w działaniach pro bono. A kogo pan teraz chce pokazać światu?

Będzie to kandydatura dla mnie nietypowa, bo nie będzie to karnik, czyli przedstawiciel dziedziny, w której ja się specjalizuję, tylko administratywista. Jest to adwokat Kamil Rudol, który w naszej kancelarii zajmuje się prawem administracyjnym i prawem nieruchomości, czyli dziedzinami mi obcymi, ale też przecież ważnymi. Rekomenduję go, ponieważ jest świetnym fachowcem w swoich specjalnościach, ale jest też bardzo wszechstronnym prawnikiem, a do tego ma wiele pasji, które konsekwentnie realizuje. Jest praktykującym prawnikiem, zajmuje się działalnością naukową, dużo publikuje, ma też ciekawe zainteresowania pozazawodowe, jak choćby tenis, żeglarstwo, snowboard, czy gra na fortepianie.

Wprawdzie zajmuje się obcą dla mnie dziedziną, ale obserwuję od paru lat jego pracę i inne działania, więc uznałem, że to jest odpowiednia osoba do zgłoszenia w tym konkursie.

 

Ma pan takie szczęście, czy może nadzwyczajne umiejętności rekrutacyjne, że do pana kancelarii trafiają tacy utalentowani młodzi prawnicy? Że ma pan tak dobrych współpracowników i ma pan kim chwalić się na zewnątrz.

Mam bardziej szczęście niż jakiś specjalny talent rekrutacyjny. Szczególnie w tych przypadkach. Bo to nie ja wybrałem Michała Zacharskiego, tylko on mnie. To on pewnego dnia zjawił się w naszej kancelarii i powiedział, że chce ze mną współpracować, a ja po krótkiej rozmowie nie miałem wątpliwości, że też chcę z nim pracować. Nie przypisuję sobie jakichś nadzwyczajnych zasług w pozyskaniu mecenasa Zacharskiego. Staram się wybierać najlepszych, ale w tym wypadku nie musiałem szukać, bo los sam przysłał mi kandydata.

Czuje pan obowiązek wypełniania jakiejś misji wobec tych młodych prawników, jako patron wprowadzający ich w zawód, ale też pokazujący ich światu?

W pewnym stopniu tak, chociaż dziś już nie ma takich warunków do pracy patrona z aplikantem jak kiedyś. Gdy ja w latach 80. ubiegłego wieku startowałem w zawodzie, to adwokat miał zwykle jednego aplikanta, z którym przez cztery lata blisko współpracował, często też powstawała na tej bazie bliższa więź, która odciskała się na całym życiu zarówno adwokata, jak i jego aplikanta. O prawniku wychodzącym od dobrego patrona mówiło się, że on jest "z tej stajni", że on kultywuje pewne zasady i nawyki, a więc w konsekwencji jest przedłużeniem historii swojego patrona, gdy ten kiedyś powoli wycofuje się z zawodu.

Może o pana pracy z młodymi prawnikami też tak ktoś mówi, może właśnie trwa budowa tej dobrej "stajni"?

Mam taką nadzieję i gdyby tak było, to uznałbym to za jeden ze swoich sukcesów życiowych. W każdym razie staram się dawać moim współpracownikom jak największe wsparcie i stymulować ich rozwój. A jeśli jest okazja zarekomendować któregoś ze współpracowników gdzieś na zewnątrz, jak choćby w konkursie "Rising Stars", to bardzo chętnie to robię. I potem im kibicuję i cieszę się, gdy zostaną docenieni. Ubiegłoroczny sukces Michała Zacharskiego w tym konkursie bardzo mnie ucieszył. Jestem z niego niezmiernie dumny.