Nawiązując do wtorkowej akcji polskich mediów przeciwko planowanemu przez rząd wprowadzeniu dodatkowego podatku od przychodów z reklam, resort finansów poinformował, że zainteresowane podmioty rynkowe do 16 lutego mogą zgłaszać własne uwagi i propozycje merytoryczne do projektu ustawy dotyczącego składki od reklam. Chodzi o projekt ustawy o dodatkowych przychodach Narodowego Funduszu Zdrowia, Narodowego Funduszu Ochrony Zabytków oraz utworzeniu Funduszu Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów.

- Projekt ustawy znajduje się na wstępnym etapie prac. Rozpoczęliśmy jego prekonsultacje, aby dać podmiotom rynkowym możliwość wpływu na ostateczny kształt proponowanych rozwiązań. Żadne propozycje nie zostały jeszcze przyjęte. Kierujemy się przede wszystkim zasadami dialogu. Dlatego podmioty rynkowe od 3 do 16 lutego, mogą zgłaszać własne uwagi i propozycje merytoryczne – poinformowało MF.

Zobacz również:
Rząd szykuje podatek od reklamy, media protestują >>
Konstrukcja podatku od reklamy niezgodna z prawem UE >>

 

Będzie dodatkowy podatek

Rząd nazywa nową daninę składką, w rzeczywistości będzie to jednak podatek.

- W krajowym porządku prawnym przyjmuje się, że składka to okresowe świadczenie pieniężne członka stowarzyszenia lub ubezpieczonego, ponoszone przez wszystkich i przeznaczone na wspólny cel. Tego celu w opisie projektu ustawy dostępnym na stronie BIP Kancelarii Prezesa Rady Ministrów nie ujawniono, a to w mojej ocenie najważniejszy element świadczący, że nie mamy do czynienia z żadną składką. Jest to oczywisty przykład wprowadzenia podatku, spełnia wszystkie jego elementy definicyjne z art. 6 Ordynacji podatkowej - jest to publicznoprawne, nieodpłatne, przymusowe oraz bezzwrotne świadczenie pieniężne na rzecz Skarbu Państwa, wynikające z ustawy - w praktyce - podatkowej - twierdzi prof. Robert Suwaj z Politechniki Warszawskiej.

Zakres opodatkowania podatkiem od reklam

Z projektu wynika, że do zapłaty składki od reklamy konwencjonalnej obowiązani będą dostawcy usług medialnych, nadawcy, podmioty prowadzące sieci kin, podmioty umieszczające reklamę na nośniku zewnętrznym reklamy oraz wydawcy świadczący usługi reklamy na terytorium Polski. Projekt przewiduje objęcie składką przychodów z reklamy przekraczających kwotę 1 mln zł z tytułu nadawania reklamy w telewizji, radiu, wyświetlania reklamy w kinie oraz umieszczania reklamy na nośniku zewnętrznym reklamy, a w przypadku reklamy zamieszczanej w prasie kwotę 15 mln zł. Stawka ma być uzależniona od sposobu świadczenia usługi (prasa, pozostałe media) oraz rodzaju reklamowanych produktów. Stawki podstawowe wyniosą w przypadku prasy 2 proc. dla przychodów nieprzekraczających 30 mln zł i 6 proc. w zakresie przychodów powyżej tej kwoty – po uwzględnieniu kwoty wolnej od składki, a gdy przedmiotem reklamy będą towary kwalifikowane stawki te wyniosą odpowiednio 4 proc. i 12 proc.. W przypadku mediów innych, niż prasa stawki podstawowe wyniosą 7,5 proc. od przychodów nieprzekraczających 50 mln zł i 10 proc. w zakresie przychodów przekraczających tą kwotę – po uwzględnieniu kwoty wolnej od składki, a gdy przedmiotem reklamy będą towary kwalifikowane, stawki te wyniosą odpowiednio 10 proc. i 15 proc. Składka ma być rozliczana w okresach półrocznych i odrębnie określono zasady obliczenia składki za pierwsze sześć miesięcy obowiązywania ustawy (drugie półrocze 2021 r.).

Prof. Adam Mariański, doradca podatkowy, adwokat, Przewodniczący Krajowej Rady Doradców Podatkowych, zwraca uwagę, że nałożenie na media podatku od reklamy oznacza podwójne opodatkowanie.

- Wpływy z reklam są już bowiem obciążone CIT. Nie ma znaczenia, że CIT to podatek dochodowy, a nowa danina jest podatkiem liczonym od przychodu. Obciążane są te same środki, mamy więc ten sam przedmiot opodatkowania. Wpływy z reklam rzutują przecież na podstawę opodatkowania CIT - podkreśla prof. Mariański. Jego zdaniem, nowa danina narusza konstytucyjne zasady równości i sprawiedliwości. Nawet gdyby wszystkie media, w tym publiczne, były nią objęte, to nie ma żadnego uzasadnienia, aby odstępować od konstytucyjnych granic opodatkowania. A tym bardziej nie ma uzasadnienia dyskryminacyjne traktowanie jednej z branż. Oczywiście niekonstytucyjności nowego podatku nie zmienia nazwanie go składką.

 


Nadzieja w TSUE

Patrząc w środę na czerń stron głównych serwisów informacyjnych warto się zastanowić nad tym, w jaki sposób ewentualne wprowadzenie tzw. składki od reklamy ma się do obowiązków wynikających z traktatów europejskich. Na myśl przychodzi w szczególności art. 110 Traktatu o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej, który zakazuje dość szeroko rozumianej dyskryminacji podatkowej oraz przepisy ustanawiające swobody – przede wszystkim świadczenia usług i przedsiębiorczości. Dlaczego? Bo nawet jeżeli okazałoby się, że tzw. składkę od reklamy (która, nie ma co się oszukiwać, jest podatkiem, stosować się ma do niej ordynacja podatkowa, etc.) mają płacić wszyscy gracze rynku mediów, to jej przeznaczenie, w obecnym kształcie projektu wyraźnie faworyzuje pewne grupy podmiotów (i nie mówię tu o NFZ, a pośrednio jego beneficjentach, bo im to „się zwyczajnie należy”, choć niekoniecznie „w tym trybie”) – tłumaczy Mateusz Janion, adwokat, wspólnik w kancelarii Loewen Legal Hub.

Jego zdaniem, po raz kolejny znajdujemy się więc w sytuacji, w której prawo unijne może okazać się jedynym realnym punktem odniesienia, gdy państwo z (choćby pozornie) bezstronnego arbitra przeistacza się w uczestnika rynku. W ocenia Mariusza Janiona istnieją podstawy, by twierdzić, że przepisy unijne zakazujące dyskryminacyjnego opodatkowania i gwarantujące swobodny przepływ usług i przedsiębiorczości stoją na przeszkodzie wprowadzeniu rozwiązania zaproponowanego w projekcie. Ekspert zwraca uwagę, że w niedawnym wyroku C-555/19 TSUE potwierdził, że konieczność zachowania pluralizmu w mediach może uzasadniać ograniczenie swobody świadczenia usług. - Z jednej strony podkreślenie wagi pluralizmu medialnego w UE to ważny głos w kontekście pewnej głośnej w ostatnim czasie transakcji na rynku medialno-paliwowym. Z drugiej strony ten – słuszny w zamierzeniu pogląd – może brzmieć złowieszczo, jeżeli weźmie się pod uwagę, jak nieostrym pojęciem jest pluralizm i jak łatwo jest tę nieostrość instrumentalnie wykorzystywać (paradoksalnie w dążeniu do monopolizacji przekazu dla określonych grup odbiorców) - wskazuje nasz rozmówca.