Kolejne nowelizacje przynoszą coraz to nowe propozycje wsparcia albo modyfikacje już istniejących form pomocy. Coraz trudniej się w nich połapać. Choć przedsiębiorcy są pewni obaw o przyszłość swoich firm, to jednak ostatnie regulacje prawne zapewniają zdecydowanie większe wsparcie właśnie im, a nie pracownikom - wskazują prawnicy. Pracodawcy mogą liczyć na maksymalnie trzymiesięczne dofinansowanie wynagrodzeń pracowników w związku z przestojem ekonomicznym albo obniżonym wymiarem czasu pracy (tzw. świadczenie postojowe). Także od wynagrodzeń zleceniobiorców, którzy w tarczy antykryzysowej zostali zrównani w prawach z pracownikami.  Gdy już skorzystają z dofinansowania... mogą zwolnić pracowników.

Komentarz: 1 Maja - koniec rynku pracownika, rośnie przewaga pracodawców>>
 

 

Nie ma równego traktowania uczestników rynku pracy

Przedsiębiorcy dostali od państwa zwolnienie (na trzy miesiące) z obowiązku płacenia składek na ubezpieczenie społeczne, a ci, którzy nie łapią się na tę formę pomocy (z uwagi np. na wysokość obrotów), mogą wystąpić do ZUS o odroczenie – na trzy miesiące – płatności składek, rozłożenie ich na raty a nawet umorzenie.

Także samozatrudnieni dostaną zwolnienie ze składek ZUS. Choć nie wszyscy, bo decyduje o tym wysokość przychodów. No i jest jeszcze 5 tys. złotych pożyczki dla mikroprzedsiębiorców, która będzie mogła być umorzona, jeżeli sytuacja firmy się nie poprawi.

Czytaj również: Rząd robi wyłom w przepisach o prawie do urlopu wypoczynkowego

Tymczasem pracownicy w "prezencie" od rządu dostali obniżone wynagrodzenia, których wypłaty mogą domagać się od niewypłacalnego w kryzysie spowodowanym epidemią koronawirusa pracodawcy. I możliwość zwolnienia z pracy, do których może dojść już 1 lipca, czyli po zakończeniu trzymiesięcznego okresu pobierania przez pracodawcę dofinansowania do ich wynagrodzeń. Wszystko dlatego, że wyłączone zostało stosowanie art. 13 pkt 2 ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z ochroną miejsc pracy, a to jest równoznaczne z usunięciem gwarancji zatrudnienia dla pracowników po skorzystaniu przez pracodawców z dofinansowania.  Przepis, który na to pozwala zaproponował sam rząd już w projekcie tarczy antykryzysowej, a parlament uchwalił. Nie zakwestionował tego również prezydent Andrzej Duda, dzięki którego podpisowi - ustawa obowiązuje od 18 kwietnia.

W celu walki z koronawirusem dopuszczalne jest też ograniczenie nieprzerwanego dobowego odpoczynku, zawarcie porozumienia o wprowadzeniu systemu równoważnego czasu pracy, zawarcie porozumienia o stosowaniu mniej korzystnych warunków zatrudnienia pracowników, niż wynikające z umów o pracę zawartych z tymi pracownikami - w zakresie i przez czas ustalone w porozumieniu.

Do tego rząd chce dołożyć pracownikom możliwość spędzenia połowy bieżącego urlopu wypoczynkowego (odpowiednio 11 dni przy urlopach 26-dniowych i 8 dni w przypadku urlopów 20-dniowych) w terminie wygodnym dla pracodawcy. Taka propozycja pojawiła się w projekcie jednej z najnowszych modyfikacji tarczy antykryzysowej.

 

- To jest zamiana postojowego na urlopowe, a właściwie ukryta forma postojowego, kosztem pracownika – mówi dr hab. Monika Gładoch, prof. UKSW, kierownik Katedry Prawa Pracy, radca prawny. Jej zdaniem, poważnym problemem jest nierówność w traktowaniu pracowników, zleceniobiorców i samozatrudnionych. – Na dodatek niszczy się relacje między pracodawcą a pracownikiem. Państwo zabrania przedsiębiorcom prowadzenia działalności gospodarczej, a winę za niepłacenie wynagrodzeń próbuje przerzucić na pracodawców. To jest zadanie socjalne państwa. Jeżeli rząd w drodze rozporządzenia zakazuje prowadzenia działalności gospodarczej, to niech za to zapłaci, a nie szuka oszczędności w firmach, np. chcąc zabrać pracownikom urlop – zaznacza prof. Gładoch.

 

Sprawdź również książkę: Kodeks pracy. Przepisy >>


Czas na integrację

- Dzisiaj powodów do świętowania nie ma chyba nikt – ocenia Michał Kibil, adwokat, partner zarządzający w kancelarii Kibil i Wspólnicy. Znaczną część przedsiębiorstw dotknął kryzys. Aby utrzymać się na rynku, firmy prowadzą znaczne redukcje kosztów, w tym tną etaty.

Jak tłumaczy, przygotowany przez rząd pakiet rozwiązań dla nikogo nie jest doskonały. Ani dla osób zatrudnionych na podstawie umów cywilnoprawnych, które oczywiście otrzymały wsparcie (jak nigdy dotąd), ale u których poziom wsparcia nie zrekompensował w pełni utraconych zarobków. Ani dla pracowników, którzy musieli mieć zmniejszane wymiary czasu pracy albo obniżane wynagrodzenia przestojowe, aby pracodawca mógł otrzymać dofinansowanie do ich wynagrodzenia. Ani wreszcie dla samych pracodawców, dla których udzielana pomoc jest kroplą w morzu potrzeb.

 

- Święto Pracy w tym roku powinno być traktowane jako dzień, w którym wszyscy się jednoczymy, niezależnie czy jesteśmy pracownikami, pracodawcami czy kontraktorami. Dzień, w którym wspólnie dążymy do osiągnięcia jednego wspólnego celu – przetrwania zakładu pracy. Dziś konieczne jest wspólne podejmowanie (często ciężkich) decyzji w których pracownicy, kontraktorzy i pracodawcy będą wykraczać poza swoje strefy komfortu, wypracowywanie rozwiązań, które będą wymagały kompromisu, rzadko będąc rozwiązaniami cieszącymi którąkolwiek stronę dialogu i traktowanie siebie jak partnerów a nie wrogów – zaznacza adw. Kibil. I dodaje: - Dobry przykład dialogu w zakładach pracy powinna dać Komisja Trójstronna. Dzisiaj, jak nigdy, powinna ona zmierzać przy opiniowaniu nowych przepisów do osiągnięcia najlepszego z możliwych kompromisów.

Według adw. Michała Kibila, sam rząd z okazji Święta Pracy też mógłby się wykazać pewną wrażliwością przy tworzeniu nowych przepisów i nie przedstawiać propozycji wzbudzających skrajne emocje u reprezentacji pracowników i pracodawców. - W pierwszej tarczy była przewidziana dodatkowa trzymiesięczna ochrona miejsc pracy dla wszystkich, którzy ratowali się dofinansowaniem, na którą pracodawcy zareagowali jak byk na czerwoną płachtę. W trzeciej z kolei zaproponowano uproszczone zwolnienia pracowników, które musiały wzbudzić emocje w związkach zawodowych. I z jednej, i z drugiej propozycji finalnie się wycofano – zauważa adw. Kibil. I dodaje: - Tak skrajne propozycje narzucane partnerom społecznym bez wcześniejszych konsultacji we wspólnym gronie w efekcie usztywniają ich stanowiska i zmuszają do obrony własnych interesów, co nikomu nie służy.

 


Po koronawirusie rynek pracy będzie inny

Zdaniem prof. Moniki Gładoch, rynek pracownika zakończył się wraz z początkiem kryzysu spowodowanego epidemią koronawirusa. - Jeżeli pójdziemy dalej w stronę ograniczania uprawnień pracowników i łatwiejszego ich zwalniania, to rynek pracy będzie się pauperyzował. Odejście od prawa pracy na rzecz prawa zatrudnienia stanie się faktem w ciągu kilku najbliższych lat. Ludziom po kryzysie trudno będzie wrócić do pracy, a jeżeli już, to wrócą do niej nie jako pracownicy, lecz jako samozatrudnieni lub na umowach zlecenia – uważa prof. Gładoch.

Jak podkreśla, żeby przeciwdziałać negatywnym skutkom kryzysu na rynku pracy, konieczne jest działanie. I to szybkie. – Na stole powinny się już pojawić propozycje zmian w zakresie czasu pracy, w tym równoważnego czasu pracy i instytucji dzielenia się pracą. Nie liczyłabym też na inspirację ze strony rządu, a raczej organizacji wspierających przedsiębiorców. Tymczasem mam wrażenie, że ciągle jesteśmy w hibernacji - tu nie ma na co czekać, trzeba działać  – kwituje prof. Gładoch.

Czytaj również: Rząd wycofuje się z części niekorzystnych dla pracowników rozwiązań w tarczy 4