Dużymi krokami zbliża się chwila prawdy o rynku pracy i tak naprawdę dopiero teraz dowiemy się, jak duże piętno odcisnęła na nim pandemia. Przede wszystkim jednak okaże się, ile miejsc pracy udało się uratować dzięki kolejnym tarczom antykryzysowym, tarczom finansowym oraz zwolnieniu z opłacania składek na ubezpieczenia społeczne i ulgom przyznawanym przez ZUS (odroczeniu terminu płatności czy rozłożeniu ich na raty).

- Wszyscy czekają na to, co się wydarzy i czy rząd dosypie jeszcze pieniędzy. W stanie zawieszenia i niepewności są branże zamknięte przez rząd, jak chociażby gastronomia – mówi adwokat dr Liwiusz Laska, b. przewodniczący Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Pracy, pełnomocnik Związku Metalowców i Hutników. I dodaje: Problem jest, ale nikt nie chce go zdefiniować, bo wszyscy czekają na to, co się wydarzy, np. czy umorzona zostanie pomoc finansowa udzielona przedsiębiorcom w ramach tarczy finansowej.

Jaka będzie stopa bezrobocia?

- Bezrobocie rejestrowane na koniec lutego br. wynosiło 6,5 proc. Wzrost stopy bezrobocia w miesiącach zimowych ma charakter sezonowy i był obserwowany również w poprzednich latach. Ten rok może jednak być na rynku pracy pod wieloma względami wyjątkowy – mówi serwisowi Prawo.pl Monika Fedorczuk, ekspert ds. rynku pracy w Departamencie Pracy Konfederacji Lewiatan. Jak podkreśla, próby ograniczenia rozprzestrzeniania się wirusa spowodowały administracyjne zamknięcie branż takich jak gastronomia, zakwaterowanie, turystyka. Inne segmenty gospodarki również negatywnie odczuły wpływ kolejnych wersji „zamrożenia” gospodarki czy zmianę konsumenckich nawyków – nie są organizowane imprezy masowe, zarówno rozrywkowe, jak i targi, kongresy, konferencje. Wiele aktywności przeniosło się z rzeczywistości do świata on-line, czego przykładem mogą być choćby szkolenia dla pracowników, czy nawet cała edukacja.

- Dla wielu firm dużym wyzwaniem jest przetrwanie w sytuacji dużej niepewności odnośnie możliwości prowadzenia działalności i podejmowanych z niewielkim wyprzedzeniem decyzji o kolejnych wersjach lockdownu. Od początku pandemii pomoc publiczna miała na celu utrzymanie wcześniejszego poziomu zatrudnienia, co w dużej mierze – patrząc na obecną sytuację – się udało, również z uwagi na  jednoczesne zaangażowanie środków i oszczędności przedsiębiorców – uważa Monika Fedorczuk. Według niej, kolejne zamrożenie gospodarki to nie tylko problem braku dochodów i braku wiążącej odpowiedzi na pytanie, czy i kiedy będzie kolejna tarcza i kogo obejmie. To również, jak twierdzi, wyzwanie związane z brakiem perspektyw – trudno jest pracodawcom utrzymywać wcześniejszy poziom zatrudnienia jeśli nie wiadomo czy i kiedy będzie można rozpocząć działalność i na jaką skalę.

Jak podkreśla Krzysztof Inglot, prezes Personnel Service i ekspert ds. rynku pracy, utrzymujące się niskie bezrobocie ma kilka przyczyn. - Część osób, która w pandemii straciła pracę, znalazła ją w innych miejscach. I tu swoistą poduszką powietrzną dla Polaków byli wyjeżdżający z kraju Ukraińcy. Luka, jaką po sobie zostawili, ułatwiła bezrobotnym znalezienie pracy w sektorach, w których dominowali pracownicy ze Wschodu - mówi. I dodaje, że skalę bezrobocia pomogły ograniczyć też tarcze antykryzysowe, które wymogły na firmach utrzymanie dotychczasowego poziomu zatrudnienia. Trzeba jednak pamiętać, że statystyki GUS nie obejmują części Polaków, którzy w momencie utraty pracy nie zarejestrowali się w urzędzie i obecnie pracują „na czarno”.

W ocenie dr Sławomira Dudka, głównego ekonomisty Forum Obywatelskiego Rozwoju, niepotrzebna jest narracja optymistyczna, bo w różnych zestawieniach dane są prezentowane w odmienny sposób, co może prowadzić do różnych wniosków. - Stopa bezrobocia to jeden ze wskaźników. Tymczasem niska stopa bezrobocia, którą tak podkreśla rząd porównując Polskę z innymi krajami Unii Europejskiej, to również efekt kryzysu demograficznego – mówi dr Sławomir Dudek. I dodaje: Jeśli spojrzymy na dane BAEL za IV kwartał 2020 r. i porównamy do całego ubiegłego roku to wyjdzie nam skrajna polaryzacja i dualizm na rynku pracy, gdzie spadło zatrudnienie w firmach prywatnych o ok. 180 tys. osób i o tyle samo wzrosła liczba pracowników samozatrudnionych.

Zdaniem dr Sławomira Dudka, bardzo ostrożnie należy podchodzić do danych. Bo, jak zaznacza, pandemia mocno odbiła się na pracownikach niewykwalifikowanych i osobach z wyższym wykształceniem, tzw. białych kołnierzykach. I tu mechanizmy mogą być różne. Część była wypychana pod pewnym przymusem na samozatrudnienie, które po wprowadzeniu małego ZUS przez rząd jest jeszcze bardziej opłacalne podatkowo przy niskich dochodach, ale wielu bezrobotnych też wzięło sprawy w swoje ręce i zaktywizowało się w formie właśnie samozatrudnienia, ale nie w celu optymalizacji podatkowej.

 

Kazimierz Jaśkowski, Eliza Maniewska

Sprawdź  

Koniec rynku pracownika…

- Pamiętajmy, że przed pandemią główną bolączką dla pracodawców był niedobór pracowników. Obecnie sytuacja się zmieniła: mamy okres konsolidacji, nie ma oznak ani rynku pracownika, ani rynku pracodawcy. Nie doszło do masowych zwolnień, tylko nieznacznie spadł popyt na pracę, niewiele wzrosło bezrobocie. Szczególnie cieszy fakt, że po raz pierwszy mamy najniższy poziom bezrobocia w UE. Jest ono na tyle niskie, że może spaść nieznacznie, maksymalnie o 2 pkt. Procentowe – mówi prof. Paweł Wojciechowski, główny ekonomista Pracodawców RP. Według niego, poza zapasem siły roboczej wśród obecnych bezrobotnych większe rezerwy tkwią jednak wśród osób zawodowo biernych, ale nie poszukujących pracy, zwłaszcza w grupie wiekowej 50+.

- Po pandemii nie wrócimy tak szybko do rynku pracownika – z wyjątkiem niektórych branż, gdzie praca wymaga wysokich kwalifikacji – uważa prof. Wojciechowski. Według niego, należy oczekiwać przede wszystkim wzrostu wydajności pracy, w mniejszym stopniu wzrostu poziomu aktywności zawodowej, w tym spadku bezrobocia. - Kryzys stał się okazją do przyspieszonej cyfryzacji, firmy coraz bardziej skłonne są inwestować w nowe technologie i będą wymagać określonych wysokich kwalifikacji technicznych w połączeniu z umiejętnościami cyfrowymi. Rok temu mniej niż 5 proc. pracowników pracowało zdalnie, dziś już dwa razy więcej i wydaje się, że tak już pozostanie – podkreśla prof. Paweł Wojciechowski.

Monika Fedorczuk zwraca natomiast uwagę na dwa problemy, przed którymi stoi polski rynek pracy. Pierwszym z nich jest zapowiedź właściwie całkowitego zamknięcia tych branż gospodarki, które dawały pracę dużej grupie osób, często bez doświadczenia czy formalnych kwalifikacji, zaczynającym swoją karierę zawodową. - Znaczący odsetek osób pracujących w branżach objętych zapowiedziami całkowitego lockdownu raczej nie znajdzie pracy w innych sektorach gospodarki bez przekwalifikowania. Kelner nie stanie nagle na stanowisku produkcyjnym. Dlatego też, istnieje duże ryzyko, że dla wielu osób pracujących w branżach o sezonowości zapotrzebowania na pracę, nie znajdzie zatrudnienia na wiosnę – uważa Fedorczuk.

Drugim problemem, jej zdaniem, jest duże zróżnicowanie terytorialne polskiego rynku pracy. - W czasie pandemii różnice te pogłębiają się – tam, gdzie lokalny rynek pracy jest stabilny, z obecnością wielu, również dużych firm, sytuacja epidemiczna nie ma większego wpływu na stopę bezrobocia (np. duże miasta). W tych powiatach (a po części również i województwach), gdzie bezrobocie przed pandemią było wyższe lub znacznie wyższe niż średnia dla kraju, liczba bezrobotnych znacząco rośnie, co może być spowodowana – wyjaśnia Fedorczuk. Ponieważ, jak twierdzi, obecna niepewność raczej nie sprzyja nowym inwestycjom, a polskie problemy z wykluczeniem transportowym nie zostały rozwiązane, osoby, które tracą pracę z powodu upadłości lub ograniczenia działalności przez obecnego pracodawcę, mogą mieć problemy ze znalezieniem nowego, szczególnie stałego, zatrudnienia.

 

Sprawdź również książkę: Kodeks pracy. Komentarz ebook >>


… i sztucznie utrzymywanych miejsc pracy?

Zdaniem dr Laski, trudno jest przewidzieć sytuację, jaka zapanuje na rynku pracy, gdy skończy się pomoc. Bo ona zależy od wielu czynników (np. czy firma otrzymała wsparcie), a każda branża jest inna. I o ile w ubiegłym roku pracodawcy w pierwszej reakcji na pandemię zwalniali pracowników na umowach cywilnoprawnych, terminowych, z którymi po prostu nie przedłużano umów, o tyle teraz zatrudniani pracownicy są pracownikami etatowymi, na utrzymanie których pracodawca otrzymał dofinansowanie. – Mamy dużo sztucznie utrzymywanych miejsc pracy, do tego dochodzą działania pozorowane, gdy osoby samozatrudnione czy prowadzące działalność gospodarczą robią cokolwiek, byleby tylko móc otrzymać pomoc. Tak więc dopiero, gdy skończy się wsparcie dowiemy się, jak trudna jest sytuacja na rynku pracy. To już teraz może wiedzieć rząd, który na bieżąco ma dostęp do danych GUS o produkcji, danych ZUS czy informacji z urzędów skarbowych – podkreśla dr Laska.

Także Monika Fedorczuk jest zdania, że przewidywania dotyczące przyszłości polskiego rynku pracy są niezwykle trudne. - W porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej mamy niską stopę bezrobocia. Nadal odczuwane są przez część branż (np. produkcję) trudności z pozyskaniem pracowników, co jest efektem m.in. sytuacji demograficznej. Utrzymuje się wysoki popyt na prace pracowników spoza UE. Z drugiej strony – niedopasowanie kompetencyjne i niska mobilność wewnątrz kraju pracowników z Polski stanowią istotną barierę zatrudniania - mówi.

W ocenie eksperta ds. rynku Pracy Konfederacji Lewiatan, dla sytuacji na rynku pracy w najbliższych miesiącach kluczowe znaczenie będą miały takie czynniki, jak długość trwania i „głębokość” kolejnego zamrożenia gospodarki, zakres i dostępność pomocy ze środków publicznych oraz skuteczność i tempo programu szczepienia. - W ramach planowanej reformy polityki rynku pracy konieczne jest wspieranie środkami publicznymi zarówno mobilności zasobów pracowniczych, jak i skuteczne, łatwo dostępne, zorientowane na potrzeby rynku pracy formy podnoszenia i zmiany kwalifikacji zawodowych – podkreśla Monika Fedorczuk.