W czwartek w Sejmie odbyło się pierwsze czytanie obywatelskiego projektu nowelizacji ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych oraz niektórych innych ustaw w celu wprowadzenia renty wdowiej. Projekt został skierowany do sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny, co zarekomendowały kluby PiS, KO i KP.

Nowelizacja dotyczy wprowadzenia nowej reguły zbiegu prawa do nabytej z tytułu bycia wdową lub wdowcem renty rodzinnej, wojskowej renty rodzinnej, policyjnej renty rodzinnej lub renty rodzinnej z ubezpieczenia społecznego rolników z innymi świadczeniami emerytalno-rentowym.

W obowiązującym stanie prawnym w przypadku zbiegu prawa do kilku świadczeń emerytalno-rentowych obowiązuje zasada wypłaty jednego świadczenia. Oznacza to, że w razie posiadania jednocześnie prawa do kilku świadczeń emerytalno-rentowych w różnych kombinacjach, można pobierać tylko jedno z nich, zaś kolejne będzie zawieszone.

-  Jest to wygodne dla państwa i czytelne dla obywateli - każdy ma jedno świadczenie i koniec - mówi dr Tomasz Lasocki z Katedry Prawa Ubezpieczeń na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Jak wskazuje, w ostatnich latach spada jednak akceptacja dla obecnego rozwiązania, które odczytywane jest jako niesprawiedliwe zwłaszcza względem wdów i wdowców, którzy uważają, że wypadałoby oddać przynajmniej część środków zmarłego – nawet, jeśli wdowa/wdowiec ma swoje uprawnienia.

- Realizacja koncepcji opartej na „odpłacie za wkład” wniesiony przez zmarłego wymagałaby jednak pominięcia np. dopłaty do minimalnego świadczenia czy tej części świadczeń mundurowych, które przysługują z tytułu osobistych uprawnień – tzn. przekraczają wysokość potencjalnej emerytury tej osoby z ZUS – podkreśla Tomasz Lasocki.

Sprawdź w LEX: Jak rozliczyć w Polsce norweskie dochody z tytułu wypłaty wdowiej renty? >>

Czytaj również: Dodatek wdowi albo renta wdowia – dwa sposoby na poprawę sytuacji emeryckich gospodarstw domowych>>

Emeryci zyskaliby na nowym rozwiązaniu

Emeryci po śmierci współmałżonków często odczuwają duże uderzenie po kieszeni, gdy z jednej emerytury muszą utrzymać mieszkanie, samochód czy inne wydatki, które wcześniej obciążały dwie osoby. Obecnie renta rodzinna w przypadku, gdy umrze jeden ze współmałżonków, wynosi 85 proc. wyższego świadczenia. OPZZ przygotował projekt ustawy zmianie ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych oraz niektórych innych ustaw w celu wprowadzenia renty wdowiej, a po zebraniu 200 tys. podpisów przekazał go do Sejmu.

Sprawdź w LEX: Czy renta wdowia wypłacana z niemieckiego systemu ubezpieczeń podlega opodatkowaniu w Polsce? >>

Projekt zakłada, że w przypadku śmierci jednego z małżonków pozostała przy życiu osoba miałaby zachować swoje świadczenie i powiększyć je o 50 proc. renty rodzinnej po zmarłym małżonku lub pobierać rentę rodzinną po zmarłym małżonku plus 50 proc. swojego świadczenia. Wysokość renty wdowiej ma być jednak limitowana i według projektu nie może przekroczyć trzykrotności miesięcznej kwoty przeciętnej emerytury wypłacanej przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych ostatnio ogłoszonej przez Prezesa Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.

Czytaj w LEX: Charakter prawny wspólności małżeńskiej a prawo do renty rodzinnej - linia orzecznicza >>

- Oceniając sam projekt czy też ideę renty wdowiej należy co do zasady określić to rozwiązanie jako dobre i potrzebne. Adresuje ono rzeczywisty dzisiejszy problem, gdzie – głównie kobiety po śmierci męża emeryta zostają same, często z bardzo niskim świadczeniem, co powoduje zauważalne pogorszenie warunków życia takiej wdowy – mówi  dr Marcin Wojewódka, radca prawny, wiceprezes spółki Instytut Emerytalny.

Jak wskazuje dr Tomasz Lasocki, który konsultował ten projekt, chodzi w nim o udzielenie zabezpieczenia społecznego osobie, która wskutek śmierci osoby najbliższej, może nie być w stanie utrzymać gospodarstwa domowego. Autorzy wyszli z założenia, że jeśli ktoś umiera, to część kosztów się obniża, np. na wyżywienie, ale cześć nie, np. wydatki na mieszkanie nie spadają. Z tej przyczyny zdecydowali, że po śmierci jednego z małżonków druga osoba może zachować swoje świadczenie i powiększyć je aż o 50 proc., ale równocześnie wprowadzili limit świadczeń.

- W ten sposób zabezpieczeni będą przede wszystkim ci, którzy znaleźliby się w najtrudniejszej sytuacji. Zatem jeśli dwie osoby mają emeryturę minimalną, to po śmierci jednej z nich druga otrzyma 150 proc., ale gdy obie otrzymywały emeryturę w wysokości 6 tys. zł, to osoba, która pozostała przy życiu, nie otrzyma 9 tys. zł, ale 7,5 tys. zł – tłumaczy dr Tomasz Lasocki.

Czytaj w LEX: Skibińska Małgorzata - Po śmierci pracownika >>

 

Nowość

Skąd wziąć pieniądze na świadczenia?

Problem natomiast wiąże się z tym, że każde kolejne świadczenie wiąże się z kosztami, a tutaj w grę wchodzi jeszcze kwestia systemowa.

- Renta wdowia byłaby kolejnym odejściem od wprowadzonej kilkadziesiąt lat temu zasady, zgodnie z którą indywidualna emerytura jest pochodną wysokości składek odprowadzanych w okresie aktywności zawodowej. Przesuwanie czy to 50 proc. czy to 25 proc. świadczenia zmarłego na rzecz pozostającego przy życiu współmałżonka jest kolejnym wyłomem z tej zasady (inne to np. waloryzacja kwotowa, czy tzw. 13 i 14) - wskazuje dr Marcin Wojewódka.

Nie wiadomo też, ile miałyby wynieść wydatki związane z wypłatą nowego świadczenia, a jest jasne, że jeśli świadczenie ma komuś pomóc, to musi wiązać się z dodatkowymi kosztami po stronie Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. - Boję się, że będą to grube miliardy złotych w skali roku, które w jakiś sposób trzeba znaleźć w budżecie państwa. Jak na razie nie odnalazłem nigdzie sensownego wytłumaczenia, w jaki sposób to zrobić – mówi dr Marcin Wojewódka.

Czytaj w LEX: Renta rodzinna po zmarłym byłym mężu tylko, jeśli ustalono alimenty >>

Projekt nie wskazuje, że uprawnienie miałoby być powiązane ze wzrostem składki rentowej, a zatem ten koszt poniesie budżet z dotychczasowych środków.

- Ponieważ ten ostatni jest deficytowy, to koszt zostanie sfinansowany ze zwiększenia deficytu – wyjaśnia dr Tomasz Lasocki. I podkreśla, że nie ma w polskim systemie projektów – z jednym wyjątkiem - które podnosiłyby obciążenia, a pokazywały, skąd to sfinansować i ten projekt też tego nie pokazuje. - Najsensowniejsze byłoby zwiększenie składki, ale najpierw ZUS musiałby oszacować, o ile te składki trzeba by podnieść. Jest to o tyle trudne, że ZUS nie gromadzi danych o tym, ile konkretni małżonkowie pobierają w sumie świadczeń – mówi dr Lasocki.