Czytaj: Rząd zdecydował o pracach nad prostą spółką akcyjną>>

Rozmowa z prof. dr hab. Andrzejem Kidybą z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie

Krzysztof Sobczak: Po wielu zapowiedziach i dość długich pracach rząd przyjął projekt dotyczący prostej spółki akcyjnej. Od początku krytykował pan tę ideę, czy teraz widząc projekt zmienia pan zdanie?

Andrzej Kidyba: Nie zmieniłem zdania, konsekwentnie uważam, że to nadal jest projekt tak samo ułomny jak był. Może trochę wygładzony, ale to wciąż jest projekt, którego nie powinno być. Zarówno na początku jak i na końcu powinien być wyrzucony do kosza. Nie nadaje się do zastosowania, a przewidziana w nim forma nie będzie żadną prostą spółką. A po drugie to jest zupełnie niepotrzebny byt. Nigdzie nie świecie czegoś takiego nie ma, a u nas wprowadza się konstrukcję zupełnie niepotrzebną. Gdyby to jeszcze wprowadzono odrębną ustawą, niech sobie ktoś próbuje to robić gdzieś tam na boku, to przynajmniej nie rozwaliłoby systemu. Bo taki właśnie będzie skutek tej zmiany.

Inną ustawą, czyli obok systemu spółek miałoby funkcjonować coś "spółkopodobnego"?

Mogłoby funkcjonować coś takiego nietypowego i to byłoby lepsze niż rozbijanie systemu spółek. Bo to będzie demontaż kodeksu. To będzie spółka antysystemowa. Ani ona nie jest prosta, ani akcyjna. A gdy wejdzie w życie będziemy mogli obserwować bomby, jakie będą wybuchały na skutek stosowania tej konstrukcji. Afera GetBacku, Amber Gold i inne podobne mogą okazać się mało znaczącymi historiami w porównaniu do tego, co może nam przynieść prosta spółka akcyjna. To jest tylko kwestia czasu.

 


Spodziewa się pan, że na podstawie tych przepisów powstaną byty poza odpowiednią kontrolą, trudne do sprawdzenia, niebezpieczne dla ich kontrahentów?

Tak właśnie będzie, ponieważ ten projekt nie przewiduje prawdziwych mechanizmów kontrolnych. Przy takiej konstrukcji prawnej mogą powstawać bańki, które później będą znikać. Będzie tak, jak kiedyś było ze spółką beznominałową. Tworzy się taką konstrukcję tylko dlatego, że ktoś trzy lata temu powiedział, że coś takiego trzeba stworzyć bo wynika ze Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju i teraz nikt nie jest w stanie tego zahamować, włącznie z Ministerstwem Sprawiedliwości, które od początku oprotestowywało ten projekt i próbuje, w miarę możliwości go wygładzać. Typowy projekt realizowany na zlecenie polityczne, a będący na służbie rządu prawnicy je wykonują.

Jaki to interes, na czym on polega? Nawet jeśli nie uznajemy tego interesu, to dobrze by było wiedzieć, co on ma załatwić.

Wydumane koncepcje i ambicje i niezrozumienie istoty systemu prawa spółek.

Przedstawiciele Ministerstwa Przedsiębiorczości i Technologii twierdzą, że projekt realizuje oczekiwania i postulaty środowisk biznesowych, a szczególnie związanych z rynkiem start-upów.

Chciałbym zobaczyć te postulaty i ich uzasadnienia. To zasłona dymna. Chciałbym też dowiedzieć się, jaka skala przedsiębiorców naprawdę to popiera. A jeśli to robią, to na pewno nie wiedzą, jakie skutki może przynieść ta zmiana. Obserwuję bacznie ten rynek, mam wiele kontaktów z przedstawicielami biznesu i nie odbieram takiego oczekiwania. To zostało wrzucone na początku kadencji obecnego rządu i jak widać nie ma możliwości odwrotu, bo polityczna wola jest istotniejsza od merytorycznych argumentów.

Ulepiono śnieżną kulę, która toczy się przybierając rozmiary lawiny, której nie można już powstrzymać?

Tak właśnie jest i jesteśmy świadkami irracjonalnego działania. Poza ekipą pracującą gdzieś tam w ministerstwie przedsiębiorczości to w zasadzie wszyscy przedstawiciele nauki są przeciw. O czym świadczy ogromna liczba krytycznych uwag zgłoszonych do tego projektu. Charakterystyczne jest, że autorzy tego projektu nie bardzo się ujawniają. Tak nie można opracowywać systemowych zmian w prawie. Czarno to widzę. Poczekamy to zobaczymy skutki tej regulacji. Można będzie wtedy powiedzieć: "a nie mówiłem". Tylko co to za pociecha, gdy dojdzie do jakichś nieodwracalnych szkód? Mam nadzieję, że te moje i innych ekspertów ostrzeżenia zostaną zapamiętane.