Choć Polska ma olbrzymie osiągnięcia w produkcji aut elektrycznych, to może na ich masową produkcję naszej gospodarki nie stać. Piszemy to bez złośliwości, bo jest nisza, w której polskie pojazdy elektryczne radzą sobie na rynku wyśmienicie. Nie od dziś na elektryczne wózki golfowe mówi się Melexy. Spółka z Mielca, bez kapitału wielkich koncernów, wprowadziła na rynek mały pojazd elektryczny dla służb sprzątających – w sam raz na wąskie ulice centrów starych miast i do stref ograniczonego ruchu. Nie ma tu spektakularnej promocji państwa jak w przypadku gry resentymentem i odgrzewania „ikony polskiej motoryzacji”, która miała pojawić się jako Syrenka z Kutna – najpierw spalinowa, a później elektryczna.

 

 

Póki co jednak o projekcie najmocniej pamięta Centralne Biuro Antykorupcyjne, które badało dotacje na reaktywację polskiego przemysłu motoryzacyjnego – wdrożenie pojazdu osobowego Syrenka. Nie utrzymaliśmy na rynku własnej marki motoryzacyjnej, zakłady w Polsce to montownie wielkich koncernów, tzw. krajowa myśl techniczna skończyła się wraz z upadkiem Daewoo FSO, a na teren dawnej fabryki od dawna ostrzą sobie zęby deweloperzy. Wciąż słyszymy o elektrykach, ale państwo nic nie robi, by system prawny wspierał te wodorowe, choć powinno, bo po pierwsze to przyszłość motoryzacji, a po drugie zobowiązało się do tego w Krajowym Planie Odbudowy (KPO)

Czytaj również: Rząd hojniej wesprze zakup i leasing samochodów elektrycznych >>

Sprawdź też: Dończyk Mateusz i in. "Odnawialne źródła energii. Poradnik dla inwestorów oraz wytwórców energii" >

 

Moda na elektryki może się skończyć, warto myśleć o wodorowych

Jeszcze trochę i auta elektryczne na baterie staną się passe. Odkryto bowiem, iż elektryki generują korki tak samo jak auta spalinowe. Do tego tak samo jak spalinówki generują unos wtórny, czyli pył gromadzący się na jezdni wzbijany ponownie w powietrze w wyniku turbulencji generowanych przez pojazdy i wchodzący w skład smogu. Do tego trzeba jakoś zutylizować akumulatory, na co nie ma genialnego pomysłu. Norwegia, przodownik w sprzedaży elektryków, właśnie rozważa ograniczenie przywilejów dla tych aut i promocję transportu zbiorowego.

U nas na szczęście uchwalono dopłaty i do aut elektrycznych, i do  wodorowych. Tyle, że z tymi drugimi jest pewien problem eksploatacyjny. Samochód na wodór to też auto na prąd, tyle że wytwarzany samodzielnie z wodoru. Energia wytworzona dzięki przemianie chemicznej wodoru i tlenu zasila silnik elektryczny, ładuje akumulator, wprawia auto w ruch, a jedynym produktem ubocznym jest woda.

Problem w tym, że nie ma publicznie dostępnych stacji wodorowych, czyli nie ma gdzie tankować tych niskoemisyjnych i przyjaznych środowisku aut. W mediach czasem słychać głosy, że w Warszawie lub w Trójmieście powstanie pierwsza stacja wodorowa. Nawet jakby powstały dwie stacje, będzie problem z użytkowaniem takich aut. Póki co te stacje budują się tylko „medialnie”. W praktyce są na etapie zdobywania pozwoleń, a problemem w finalizacji inwestycji może być brak regulacji prawnych.

Prawo wodorowe potrzebne jak tlen

W Polsce o prawie wodorowym na poważnie mówi się od połowy 2020 roku. Było kilka konferencji, zapowiedzi, już ustawa miała być tuż tuż… Teraz Polska nałożyła na siebie ciekawe kamienie milowe w KPO. W punkcie B2.1. Załącznika do wniosku dotyczącego decyzji wykonawczej Rady w sprawie zatwierdzenia oceny planu odbudowy i zwiększania odporności Polski (COM/2022/268przyjęliśmy obowiązek stworzenia ram regulacyjnych funkcjonowania wodoru jako paliwa alternatywnego w transporcie poprzez wprowadzenie przepisów dotyczących budowy, bezpiecznej eksploatacji i modernizacji stacji wodoru, a także organów odpowiedzialnych za dopuszczanie do użytku stacji wodoru i ich niezbędną kontrolę techniczną oraz ustanowienie system monitorowania i kontrolowania jakości paliw wodoru wykorzystywanego do napędu pojazdów. Realizacja działania miała zostać zakończona do 30 grudnia 2021 r. Szereg innych kamieni milowych także dotyczy inwestycji w technologie wodorowe, które nie nastąpią bez odpowiedniego systemu prawnego.

Koreańska marchewka, czyli wzorowa ustawa

Ponieważ opóźnienie jest znaczne, a poza zapowiedziami medialnymi naszym zdaniem niewiele się dzieje, jeszcze na jesieni zeszłego roku przekazaliśmy Ministerstwu Klimatu i Środowiska, modelową ustawę o promocji gospodarki wodorowej i zarządzaniu bezpieczeństwem wodorowym uchwaloną w Korei Południowej i stawianą jako światowy wzór regulacji dotyczących wodoru. Póki co z nieznanych nam przyczyn niewiele to pomogło, bo polskiej ustawy jak nie było tak nie ma. Może groźba niewykonania kamieni milowych i już półroczne opóźnienie, nakaże poważnie przysiąść do pracy na prawem wodorowym. Bo to jest Polsce potrzebne jak tlen.

 

Dr Karol Pachnik (pierwszy od lewej) jest adwokatem, który prowadzi własną kancelarię w Warszawie.

Grzegorz Prigan jest adwokatem, prowadzi kancelarię Laurifer Prigan we Wrocławiu.