Rozmowa z prof. Katarzyną Grzybczyk z Katedry Prawa Cywilnego i Prawa Prywatnego Międzynarodowego Uniwersytetu Śląskiego, autorką książki "Ikony popkultury a prawo własności intelektualnej. Jak znani i sławni chronią swoje prawa"

Krzysztof Sobczak: Kultura popularna to wielka różnorodność form twórczych, których ciągle przybywa. Czy prawo autorskie radzi sobie z tym, czy nadąża za tymi zmianami?

Katarzyna Grzybczyk: Różnorodność form twórczych zawsze była wyzwaniem dla regulacji prawnoautorskich, które raczej starały się nadążać za rzeczywistością, niż ją wyprzedzać. W wielu obszarach prawo autorskie jest nieadekwatne do oczekiwań społecznych i zachodzących zmian, z drugiej strony jednak, pojemne konstrukcje prawne pozwalają wybrnąć z wielu trudnych sytuacji. 

 
Inspiracja i nawiązania do innych utworów to stały element twórczości. Stwierdza pani w książce, że w kulturze popularnej  to szczególny problem - czy do opanowania przez prawo?

Nie, uważam, że nie. I nie wiem, czy prawo powinno dążyć do tego, by zabronić inspirowania się i czerpania z cudzej twórczości. Obserwując zmiany społeczne i technologiczne, ułatwiające dostęp i korzystanie z cudzej twórczości, nie wyobrażam sobie aby zabronić młodzieży pisania fanfików, robienia kolaży, miksowania muzyki czy tworzenia memów. Dość trudno wytłumaczyć, że jest to korzystanie z cudzej twórczości naruszające prawo autorskie, w sytuacji, gdy niemal wszyscy tak robią, robi się to dla zabawy lub z „miłości” do autora i do tego niezarobkowo. Myślę, że powoli zbliża się czas zredefiniowania założeń regulacji prawnoautorskich i pojęć takich jak twórca, utwór czy dozwolony użytek.     

Bohaterem jednego z rodziałów ksiązki jest Andy Warhol i pop art, a wykorzystywanie i przerabianie innych utworów to element tego nurtu. Daje się ustalić kiedy ma miejsce naruszanie cudzych praw, a kiedy to nowa twórczość?

Z treści książki można wywnioskować, że twórcy inaczej rozumieją twórczość, niż prawnicy. Andy Warhol nie zdawał sobie sprawy z tego, że jego działalność może być plagiatem. Cały nurt w sztuce, głownie amerykańskiej, tzw. appropriation art, oparty jest na zawłaszczaniu cudzej twórczości. Dla prawników to raczej plagiatowanie, choć patrząc na amerykańskie orzecznictwo nie zawsze, a dla twórców to sztuka. Myślę zatem, czy ocena konkretnego stanu faktycznego pod kątem naruszenia cudzy praw autorskich jest dużo bardziej skomplikowana, niż mogłoby się wydawać przeciętnemu odbiorcy.

                                                                       Ikony popkultury a prawo własności intelektualnej., Katarzyna Grzybczyk

W tradycyjnym modelu kompozytor pisał utwór muzyczny i on był jego autorem. Dziś często jest to "ciąg technologiczny" w którym udział ma jeszcze aranżer, producent, wykonawca, może jeszcze jacyś fachowcy. Czy prawo autorskie ma sposoby na rozdzielenie tych składników, ustalenie uprawnień poszczególnych elementów tego ciągu.

Jeśli chodzi o rozdzielenie tych składników, to regulacje prawne sobie z tym radzą poprzez określenie przedmiotu ochrony. Twórca to jest ten, który tworzy faktycznie, producent, to ten, który utrwala utwór muzyczny - mówiąc w pewnym uproszczeniu). Większym problemem jest określenie wkładu twórczego poszczególnych osób w powstanie utworu, a tym, co rzeczywiście zamiesza w prawie autorskim jest sztuczna inteligencja, czyli algorytmy „tworzące”, czy może produkujące utwory. Już teraz pojawiają się kwestie autorskoprawne związane z prawami do utworów muzycznych generowanych komputerowo. W polskim prawie brakuje normy prawnej, regulującej taką sytuację.   

Sukces rynkowy dzieła zależy nie tylko od jego artystycznej wartości ale też od działań marketingowych i wielu innych - (np. głośny skandal). Kto wtedy jest autorem tego sukcesu – autor, wykonawca, menedżer organizujący taką akcję - i jak należy traktować wkład twórcy?

Na całe szczęście sukces rynkowy utworu nie wpływa na zakres uprawnień autora i ochronę utworu. Łatwo sobie wyobrazić, jak wyglądałaby wówczas nasza kultura i sztuka i czym bylibyśmy karmieni. Więc choć „autorami” sukcesu może być wielu specjalistów, to autorem utworu jest wciąż tylko twórca.
Nieco inaczej ta sytuacja wygląda w amerykańskim systemie copyright, który z założenia wspiera komercyjne wykorzystanie utworów. Tam rzeczywiście, co mam nadzieję, widoczne jest także w mojej książce, sukces rynkowy przekłada się w pewnym zakresie na zwiększoną ochronę utworu.  

Czy sprawa Andrzeja Sapkowskiego i gry "Wiedźmin" to przykład takiego trudnego sporu o wkład poszczególnych uczestników "procesu technologicznego" w sukces dzieła?

Nie znając szczegółów sprawy trudno powiedzieć coś sensownego. Z pewnością jednak dużym uproszczeniem jest twierdzenie, że stworzenie gry komputerowej w oparciu o cudzą książkę automatycznie uprawnia twórcę tej ostatniej do partycypacji w zyskach. Co do zasady tak, natomiast udział elementów przejętych z książki w tworzeniu świata wirtualnego będzie moim zdaniem bardzo trudny w ocenie. Nie wszystkie elementy gry zostały przejęte z książki, zaś nawet te, które zostały przejęte, nie muszą być chronione, jak np. elfy, wampiry czy czarodziejki. Poza tym powstaje pytanie o źródło sukcesu finansowego gry: czy jest nim oparcie się na znanym utworze literackim czy rozwój technologiczny i wzrost zainteresowania grami komputerowymi jako takimi. Może jest tak, że pan Sapkowski był i jest niezwykle popularny, a może po prostu „miał farta”. 

Katarzyna Grzybczyk, doktor habilitowany nauk prawnych, profesor Uniwersytetu Śląskiego, jest autorką i współautorką wielu publikacji z zakresu prawa cywilnego, autorskiego i prawa reklamy. Podczas 22. Międzynarodowych Targów Książki w Krakowie będzie gościć na stoisku Wolters Kluwer Polska (B8), gdzie w piątek 26 października o godz. 14.00 spotka się czytelnikami i będzie podpisywać swoją najnowszą książkę Ikony popkultury a prawo własności intelektualnej. Jak znani i sławni chronią swoje prawa"

Czytaj także:  Prof. Markiewicz: Za parę lat i małpa może zostać twórcą >>