Spadek obrotów tysięcy firm działających w Polsce jest już faktem. Ekonomiści alarmują, że 780 tysięcy osób zagrożonych jest utratą pracy lub znacznym zmniejszeniem dochodów. Koronawirus zamknął sklepy, zakłady fryzjerskie, gabinety kosmetyczne, stomatologiczne, skasował plany biur podróży, firm eventowych, urwał łańcuchy dostaw, co w niedługim czasie zatrzyma produkcję.

Pierwszym najbardziej widocznym problemem będzie brak gotówki. Obecnie najwięcej naszych pieniędzy ma budżet państwa - to na te środki liczą wszyscy. Bo tak naprawdę rząd w specustawie podzieli to, co mu wpłacaliśmy w formie podatków, składek, opłat. Jak to zrobi? Tak naprawdę wciąż nie wiadomo, i to jest największy minus tzw. tarczy antykryzysowej.

Nie oszukujmy się - nie wszystkich da się objąć pomocą. Trzeba wybrać tych, którzy mają szansę dotrwać do nowej ery po Covid-19, na nowo rozkręcić swoją działalność, stworzyć miejsca pracy. Pewnie za pół roku będą to branże, które gwarantują nam podstawowe, niezbędne produkty i usługi. Na zbytki stać będzie niewielu, może póki co kilku producentów maseczek i żeli.  W uzasadnieniu do specustawy zwanej tarczą antykryzysową brakuje mi właśnie wskazania kogo i dlaczego chcemy i powinniśmy ratować, kto jest w stanie przeżyć przy mniejszej kroplówce lub ukierunkowanych zamówieniach publicznych, a kogo ratować nie warto. Ale to nie wszystko. Wiele wskazuje, że nie ma skoordynowanych działań dotyczących potrzeb szpitali, przychodni, czy innych służb, a na przykład procedury dotyczące produkcji przywołanych już atestowanych maseczek są skomplikowane. Brakuje prostej, konkretnej informacji, jakie potrzebujemy dla przychodni, jakie dla  policjantów i innych służb. Dlaczego nie można szybko uprościć wymogów i centralnie zlecić ich produkcji małym i średnim firmom w Polsce tak, aby mogły przetrwać przynajmniej przez jakiś czas. Łódź i okolice starają się organizować we własnym zakresie, ale pomoc państwa byłaby tu niezwykle istotna. Oddolne inicjatywy pod hasłem krawcowe szyją dla szpitali nie wystarczą.

Czytaj również: Są projekty ustaw wprowadzających tarczę antykryzysową  >>

Co gorsza, z przygotowanego projektu wynika niestety, że kryterium pomocy będzie jedno: kto pierwszy, ten lepszy. Wnioski o dofinansowanie do wynagrodzeń mają być rozpatrywane według daty wpływu, do wyczerpania środków. A nawet błyskawiczne ich złożenie, nie gwarantuje szybkiego wsparcia. Do ustawy trzeba wydać rozporządzenia – tych jeszcze nie ma. Ponadto wnioski będą akceptować urzędy, do których za chwile zapuka tysiące Polaków liczących na zasiłek dla bezrobotnych. Jednocześnie tysiące wniosków trafią do urzędów skarbowych i ZUS o odroczenie płatności. Jak szybko je rozpatrzą? Aż strach myśleć. A na dodatek nie będzie już można poskarżyć się na zbyt wolne młyny biurokracji. W praktyce więc to nie będą dopłaty do wynagrodzeń tylko refundacja. Co więcej, brakuje sprawnego, cyfrowego państwa, w którym zestandaryzowane wnioski można złożyć online, i taką drogą otrzymać decyzje.  Taki system pozwala też mieć od ręki zbiorcze dane do podejmowania decyzji przez rząd. Tak działają np. urzędy w Wielkiej Brytanii. Tam też licząca ponad 300 stron specustawa (jedna!), jest publicznie dostępna, jasna, przejrzysta, każdy po spisie treści, znajdzie to, czego szuka. Zacznie obowiązywać z dniem uchwalenia. Tam jednak rząd wspierają dobrze wynagradzani urzędnicy i eksperci. Polska nie inwestuje w dobrych urzędników, co wyraźnie pokazała obecna sytuacja.

 

Choć społeczeństwo zaczęło żyć wolniej, to rząd i administracja muszą działać szybko i rozważnie dzielić nasze pieniądze. Problem w tym, że z ponad 20 ministrów, nie licząc premiera, odznakę za sprawność może dostać zaledwie kilku. Tym nielicznym brakuje zaś zaplecza eksperckiego, które przedstawi rzetelne dane, pozwoli wskazać nowe kierunki działania, oddzielić lobbystów od propaństwowych doradców. W tej trudnej sytuacji wyróżnia się resort rozwoju, który staje się ministerstwem do zadań specjalnych - udało mu się skoordynować prace poszczególnych resortów i urzędów. Chodzi jednak o to, by inni, też zaczęli myśleć jak uprościć, jak i komu pomóc, bez czekania na reprymendę jak ta, którą otrzymał ZUS od Adama Abramowicza, rzecznika małych i średnich przedsiębiorców za skomplikowane wnioski o odroczenie płatności. To naprawdę jest możliwe. Wystarczy dobrze dobrać kadry.

Skoro, mimo ogromnego oporu lekarzy, mamy e-recepty, e-zwolnienia, a także wnioski on-line o 500 plus, to możemy też mieć e-urzędy i e-sądy. Te ostatnie to z pewnością pieśń przyszłości, teraz ważne jest, by pomoc państwa zadziałała szybko i tam, gdzie przyniesie efekt. W przeciwnym razie polscy przedsiębiorcy zaczną upadać, zanim się połapią w gmatwaninie ustaw, rozporządzeń, odwołań do innych przepisów, wniosków, zaświadczeń, oświadczeń, załączników...

Pytanie, czy rząd wie, którzy mogą upaść pierwsi. Komu zabraknie na czynsz, składki ZUS i podatki, a kto przeżyje, i skorzysta z tych tarczowych 212 miliardów złotych? Czy wie, kto w pierwszej kolejności wymaga wsparcia. W przeciwnym razie plan ratunkowy będzie wyglądał tak, jak na Titanicu - szansę na przeżycie będą mieli tylko ci, którzy pierwsi wskoczą do szalupy.