Sejmowa podkomisja chce zmienić kwalifikację elektrowni wiatrowej o mocy ponad 500 kW i uznać je jako budowlę. Jakie mogą być skutki tej zmiany? Czy w ten sam sposób kwalifikuje się inne podobne urządzenia – np. maszty telefonii komórkowej? Jak wygląda to w innych krajach UE?

Maciej Kruś, radca prawny z kancelarii SSW Spaczyński, Szczepaniak i Wspólnicy: Należy podkreślić, że propozycja ta jest wadliwa. Obecnie Prawo budowlane do obiektów budowlanych zalicza części budowlane urządzeń technicznych oraz fundamenty pod maszyny i urządzenia jako odrębne pod względem technicznym części przedmiotów składających się na całość użytkową. Wolno stojące maszty antenowe kwalifikuje się jako obiekty budowlane. W skład elektrowni wiatrowej wchodzą zarówno części budowlane (np. maszt, fundamenty), jak również urządzenia techniczne o kluczowym znaczeniu dla funkcjonowania elektrowni wiatrowej. Zatem elektrownia wiatrowa jako całość nie powinna stanowić obiektu budowlanego. Brak jest uzasadnienia dla wprowadzenia tej fikcji prawnej.



Kolejną sprawą jest zmiana kwalifikacji dróg dojazdowych do elektrowni wiatrowych. Co spowoduje wprowadzenie wymagania, aby drogi takie miały status publiczny? Czy to, że obecnie drogi dojazdowe nie mają statusu dróg publicznych rodzi problemy prawne?


MK: Ta propozycja jest błędna, gdyż byłby to nieuzasadniony wyjątek w stosunku do ogólnej reguły, zgodnie z którą działka budowlana ma mieć dostęp (niekoniecznie bezpośredni) do drogi publicznej. Oznacza to, że dostęp może być również zapewniony m. in. przez drogę wewnętrzną. Autorzy propozycji nie podają powodu, dla którego w przypadku elektrowni wiatrowej wymagany byłby bezpośredni dostęp do drogi publicznej. Biorąc pod uwagę charakter tej inwestycji (w porównaniu choćby do inwestycji mieszkaniowych) wymóg ten byłby sprzeczny z zasadą równości wobec prawa.


Co oznaczać może przyznanie organizacjom społecznym o zasięgu lokalnym statusu strony postępowania w sprawie wydania pozwolenia na budowę? Czy tego typu rozwiązanie znane jest w przypadku innych inwestycji na terenach gminnych?

MK: Oznaczać to może przeciąganie terminu uzyskania ostatecznego pozwolenie na budowę. Jest to rozwiązanie nieznane w przypadku innych inwestycji. Podkreślenia wymaga, że prawo do udziału na prawach strony organizacje ekologiczne mają na wcześniejszym etapie przy ustalaniu środowiskowych warunków realizacji przedsięwzięcia.

Jakie jeszcze mogą wynikać z tego rozwiązania prawne kłopoty?

MK: Wobec braku definicji pojęcia „organizacja społeczna o zasięgu lokalnym” organ prowadzący postępowanie mógłby mieć znaczące trudności w ustaleniu, które organizacje społeczne są stronami w postępowaniu w sprawie wydania pozwolenia na budowę. Dodatkowo, projekt zmiany stanowi, że organizacje społeczne o zasięgu lokalnym są stronami przedmiotowego postępowania, a nie że mogą przystąpić do postępowania na prawach strony, co w przypadku pominięcia któreś z organizacji oznacza, że postępowanie mogłoby zostać wznowione. W konsekwencji mogłoby to wpłynąć na trwałość decyzji administracyjnych. Wydaje się, że proponowany zapis gwarantowałby organizacjom o zasięgu lokalnym szersze prawa niż dużym organizacjom o ugruntowanej pozycji. Oznaczałoby to, że organizacje te nie byłyby taktowane w sposób równy.


Pojawia się w projekcie także konieczność przeprowadzania rozprawy administracyjnej w toku procedury sporządzania projektu studium. Czy z punktu widzenia istniejących przepisów prawnych tego typu rozwiązanie jest zasadne?

MK: Rozprawa administracyjna jest środkiem postępowania administracyjnego i tylko w ramach tej procedury jest stosowana. Zastosowanie tej instytucji w procedurze sporządzania studium albo planu miejscowego będzie owocowało mieszaniem dwóch różnych procedur, co spowoduje perturbacje formalne. Jest to także niepotrzebne, gdyż w obecnym stanie prawnym w toku sporządzania studium i planu miejscowego obligatoryjnie przeprowadza się dyskusję publiczną, w której mogą wyrazić swoją opinię wszyscy zainteresowani.


W ostatnim raporcie NIK o farmach wiatrowych mowa jest o tzw. praktykach korupcjogennych – między innymi o tym, że prywatni inwestorzy nie powinni finansować projektów planu zagospodarowania przestrzennego w gminach. Mowa jest też o tym, że w żadnej ze skontrolowanych gmin nie wykorzystano referendum przy decydowaniu o lokalizacji farm. Czy istotnie są to praktyki „korupcjogenne” czyli niezgodne z prawem?

MK: Te tematyka budzi kontrowersje dlatego warto odwołać się do orzeczeń sądów administracyjnych. W kilku stwierdzono, że przyjęcie przez gminę od inwestora pieniędzy na sporządzenie planu miejscowego nie powoduje ich nieważności oraz, że gmina nie może żądać pieniędzy ale może je przyjąć (WSA w Poznaniu II SA/Po 482/11, WSA w Gdańsku II SA/Gd 799/07, NSA II OSK 996/12).

W kwestii wykorzystania instytucji referendum warto zauważyć wyrok NSA z dnia 20 marca 2014 r. (II OSK 344/14), w którym sformułowano tezę, że „uznanie dopuszczalności wniosku referendalnego odnoszącego się do formułowania założeń planistycznych sprzeciwiałoby się obowiązującym przepisom ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, które w szczegółowej procedurze, przyznając uprawnienie do rozstrzygania tej kwestii organowi uchwałodawczemu, gwarantują udział lokalnego społeczeństwa w ściśle określonych formach, wśród których nie wymienia się referendum lokalnego”. Zatem, zorganizowanie referendum lokalnego w przypadku uchwalania planu miejscowego bądź studium byłoby niezgodne z powołanym orzeczeniem NSA.