W poniedziałek 4 listopada 2019 roku podczas rozprawy w Sądzie Okręgowym w Warszawie pełnomocnicy państwa Dziubaków podtrzymali, że wnoszą o unieważnienie umowy kredytowej. Nie wystraszyli się żądań banku, ich zdaniem niedostatecznie umotywowanych. Ten w piśmie poinformował, że w przypadku unieważnienia umowy, zażąda od nich 477 tys. zł za bezumowne korzystanie z kapitału przez 11 lat, 321 tys. zł odsetek z tego tytułu, a ponadto zagroził pozbawieniem mieszkania. Okazuje się jednak, że nie w każdym przypadku unieważnienie umowy będzie dla kredytobiorców niekorzystne. W przypadku unieważnienia, bank i konsument muszą się bowiem liczyć z koniecznością zwrotu wszystkich otrzymanych świadczeń pieniężnych. Pozostaje jednak pytanie - jak będą one rozliczane. Sądy dopuszczają dwie metody – jedna jest bardziej korzystna dla banków, druga - dla frankowiczów. 

 

Teoria salda - korzystniejsza dla banków

Zgodnie z teorią salda - pieniądze zwraca ta strona, która uzyskała większą korzyść. Gdy kredyt nie jest spłacony w całości, może okazać się, że żądanie zapłaty zostanie oddalone, a bank zacznie dochodzić części pozostałej do spłaty. Teorię salda zastosował m.in.: sędzia Kamil Gołaszewski - ten, który zadał pytania do TSUE w sprawie frankowej.  W listopadzie 2018 r. unieważnił umowę kredytu indeksowanego, ale frankowiczom zasądził tylko to, co nadpłacili ponad otrzymaną kwotę (wyrok z 10 października 2018 r., sygn. XXV C 695/17). Sąd uznał, że bank ma zwrócić jedynie ok. 24,5 tys. zł, a nie żądane 78 tys. złotych.  Gorzej jest, gdy tak jak w sprawie państwa Dziubaków, nie spłacili oni jeszcze kredytu. W tym przypadku wyszłoby, że to oni mają jeszcze dopłacić bankowi. Obecnie mają do spłaty jeszcze ok. 170 tys. złotych kapitału.
– Obawiamy się takiego scenariusza – mówi Agnieszka Plejewska, adwokat, pełnomocnik państwa Dziubaków w rozmowie z Prawo.pl. Prawnicy frankowiczów jednak uważają, że w przypadku kredytów frankowych teoria salda nie ma zastosowania. Powinna być bowiem stosowana teoria dwóch kondykcji.

Teoria dwóch kondykcji - lepsza dla frankowiczów

Zgodnie z teorią dwóch kondykcji - każda ze stron zgłasza żądanie zwrotu odrębnie, bez automatycznego kompensowania przez sąd. - Skoro strona domagała się zapłaty, a bank nie, to sąd powinien zasądzić zgodnie żądaniem pozwu, a bank musi sam się martwić o swoje należności składając powództwo wzajemne, podnosząc zarzut potrącenia lub zatrzymania – mówi Mariusz Korpalski, radca prawny, partner w kancelarii Komarnicka Korpalski. Podobnie uważa Marcin Szymański, adwokat, partner w kancelarii Drzewiecki Tomaszek. Ich zdaniem sądy nie powinny obliczać salda, tylko właśnie stosować teorię dwóch kondykcji. Dlaczego?
Bo skoro sąd stwierdza nieważność umowy, to oznacza, że była ona nieważna od samego początku, a zatem strony rozliczają się z tego, co było w dniu jej zawarcia. Gdy zaś okaże się, że kredytobiorca kredytobiorca rozlicza się z bankiem z tego, co otrzymał w momencie wypłaty kwoty kredytu – tłumaczy mec. Plejewska.

Mec. Korpalski zauważa, że inaczej dochodzimy do sytuacji, w której bank bierny w toku sprawy jest wspierany przez sąd, który za bank podnosi zarzut potrącenia lub zatrzymania. - Każda inna strona procesowa nie mogłaby liczyć na takie szczególne względy. A bankowi trudno odmówić rozeznania w kwestiach prawnych - dodaje mec. Korpalski. 

Jak sprawę rozstrzygnie sędzia Gołaszewski, będzie wiadomo dopiero w nowym roku. Podczas rozprawy w poniedziałek Ireneusz Stolarski, radca prawny, pełnomocnik banku przekonywał, że nieważność jest bardzo dolegliwa dla kredytbiorców. Jego zdaniem  sąd powinien rozważyć utrzymanie umowy i uzupełnienie luki po usunięciu abuzywnej klauzuli.