O przygotowanym przez agencję detektywistyczną raporcie nt. składowania w mieście nielegalnych odpadów przez zorganizowane grupy przestępcze, bytomski samorząd informował już w ub. tygodniu. Prezydent Bartyla przedstawił autorów zamówionego na początku tego roku opracowania. Poinformował też, że materiał – po zakończeniu jego analizy przez prawników – przekaże w przyszłym tygodniu organom ścigania.

Bartyla deklarował też, że od początku swojej kadencji walczy z nielegalnymi odpadami. Jak podkreślał, ponieważ droga administracyjno-prawna jest "wysoce nieskuteczna", zdecydował się na "niestandardowe działanie", prosząc o pomoc prywatną agencję detektywistyczną. "Powstał bardzo dobry, szczegółowy materiał" - ocenił prezydent sygnalizując, że ze względu na dobro dalszych czynności, nie może zdradzać jego szczegółów.

Powiedział też, że w Bytomiu, jak i całym województwie, jest wiele terenów zdegradowanych - wymagających niwelacji, utwardzenia i zapewnienia odpowiedniej nośności pod kątem ich nowego zagospodarowania. Zaznaczył, że "nie zawsze firmy, które prowadzą działalność związaną z ich rewitalizacją działają zgodnie z prawem" - zamiast odpadów nieszkodzących środowisku i ludzkiemu zdrowiu, pojawiają się tam np. odpady niebezpieczne.

Dyrektor generalny Agencji Bezpieczeństwa Gospodarczego Dariusz Woźnicki (były wiceszef Centralnego Biura Śledczego, który wcześniej współtworzył wydział antykorupcyjny śląskiej policji) mówił, że przygotowany przez nią raport ma być dla organów ścigania "materiałem wspomagającym".

Ponad trzystustronicowe opracowanie - według Woźnickiego – obrazuje nielegalną działalność "na dużą skalę". Dodał, że udokumentowanych zostało co najmniej kilkanaście przypadków. "Jeżeli służby odpowiednio zadziałają, te rzeczy zostaną ujawnione – po prostu muszą zostać fizycznie odkopane i szczegółowo zbadane" - zaznaczył przedstawiciel firmy.

"Niektóre rzeczy lały się – więc są to jakieś substancje chemiczne: rozpuszczalniki, farby, które są najdroższe w utylizacji" - mówił Woźnicki akcentując, że utylizacja niektórych substancji, wśród nich niesprzedanych produktów, jest bardzo droga – często droższa niż koszt ich wyprodukowania. "Niestety opłaca się to załatwiać w inny sposób i niektórzy z tego korzystają, a ponieważ kary są po 2 tys. zł, obawa jest niewielka" - sygnalizował.

Jak dodał legalne pozbycie się ciężarówki szkodliwych odpadów to koszt rzędu 5 tys. zł. "Jeśli w niektórych przypadkach można było wysypać gdzieś 20 takich samochodów dziennie, schować coś, zmielić, zakopać - to oznacza czysty zysk rzędu 100 tys. zł dziennie. To pokazuje też, jakimi pieniędzmi można operować, dobierając sobie prawników, system ochrony itd." - mówił.

Jego zdaniem Bytom, podobnie jak inne miasta Górnego Śląska, jest podatny na taki proceder – tylko dużych rekultywowanych terenów jest tam kilkanaście. "Nie było przypadkiem, że samochody nawet na gdańskich numerach przejeżdżały 600 km, żeby wyrzucać śmieci na terenie Bytomia. Mamy przypadki, gdzie praktycznie cała Polska tu się wysypywała" - relacjonował Woźnicki. "To jest związane z nieuczciwością osób, które zamiast rekultywować, robiły coś innego" - wskazał dodając, że takie firmy prowadziły też działalność na terenie innych miast.

Prezydent Bytomia akcentował, że związany z nielegalnymi odpadami proceder trwa od wielu lat. "Sprzyja temu polskie ustawodawstwo, które daje duże pole do nadużyć. Od dłuższego czasu w gronie samorządowców mówimy o potrzebie zmian systemowych, wprowadzeniu instrumentów, które pozwolą nam skutecznie działać" - mówił, postulując powołanie - wobec skali procederu - specjalnych służb do walki z taką działalnością.

Woźnicki i Bartyla wśród problemów prawnych związanych z walką z nielegalnymi odpadami wymieniali nieuporządkowanie procedur administracyjnych – i w tej sferze brak jednego gospodarza terenu. Prezydent Bytomia powiedział, że w niektórych przypadkach, dla których wydał decyzję ws. odpadów, okazywało się, że inną decyzję, choć dotyczącą tego samego terenu – wydawały służby marszałka. "Uważam, że organem uprawnionym do takiej decyzji powinien być prezydent, burmistrz, wójt" - ocenił Bartyla.

Zapowiedział też, że "niebawem zaproponuje konkretne rozwiązania prawne" - na podstawie dotychczasowej praktyki Bytomia związanej z odpadami – które przekaże "osobom mającym inicjatywę ustawodawczą".

Według wcześniejszych informacji bytomskiego magistratu od stycznia 2013 r. wydano 22 decyzje dotyczące umieszczania odpadów na terenie miasta (w tym wypełnianie terenów niekorzystnie przekształconych, utwardzanie powierzchni terenu, obróbka na powierzchni ziemi przynosząca korzyści dla rolnictwa lub poprawę stanu środowiska). Połowę wydał prezydent miasta, połowę – marszałek woj. śląskiego. Obecnie obowiązuje 9 zezwoleń wydanych przez marszałka oraz 6 wydanych przez prezydenta Bytomia.

Przeciwko nielegalnemu składowaniu odpadów w Bytomiu protestują mieszkańcy, którzy zarzucają bierność władzom i instytucjom. Część z nich przyłączyła się do lokalnej inicjatywy o nazwie "Bytom to nie hasiok" (śmietnik – PAP), która m.in. opublikowała mapę lokalizacji nielegalnych składowisk, wzywając do zaangażowania w sprawę właściwych służb.

Sprawa jest też jednym z wątków lokalnego sporu politycznego, w którym bytomscy radni zdecydowali niedawno o przeprowadzeniu referendum gminnego ws. odwołania prezydenta Bartyli, w związku z nieudzieleniem mu absolutorium z wykonania budżetu za 2016 r. Ma ono odbyć się jeszcze w tym roku.

Mateusz Babak (PAP)