„Dachów nie projektuje się na potrzeby odśnieżania” - powtarzał kilkakrotnie adwokat. Zakwestionował też bezstronność biegłych, powołanych w tej sprawie.

Pawilon MTK zawalił się w styczniu 2006 r. podczas targów gołębi pocztowych. Zginęło 65 osób, a ponad 140 zostało rannych, 26 z nich doznało ciężkich obrażeń. Na dachu hali zalegała warstwa śniegu i lodu.

Sąd Okręgowy w Katowicach kontynuował w poniedziałek wysłuchiwanie mów końcowych w trwającym ponad siedem lat procesie, w którym odpowiadają m.in. byli szefowie spółki MTK i projektanci hali, którym prokuratura zarzuca przyczynienie się do katastrofy. Już drugą rozprawę przemawiał mec. Grzegorz Słyszyk - obrońca Nowozelandczyka Bruce'a R.

„Oskarżony R. jest osobą bardzo odpowiedzialną i poważną. Nie twierdzi, że nie odpowiadał – kolegialnie – za sprawy techniczne” - powiedział adwokat i zarazem zaznaczył, że jego klient miał podwładnych, którzy decydowali o szczegółach technicznych firmy.

Dużą część wystąpienia obrońca poświęcił jednemu z nich - Dariuszowi M., świadkowi w procesie, który był przełożonym dyrektora ds. technicznych MTK Adama H. (jednego z oskarżonych). Słyszyk podkreślał, że Bruce R. miał pełne zaufanie do M. i na nim polegał, sam bezpośrednio nie zajmował się kwestiami technicznymi. Adwokat określił M. mianem „egzekutora” - osoby decydującej w sprawach technicznych MTK.

Słyszyk zarzucił prokuraturze brak spójności i naruszenie zasady legalizmu, bo pominęła Barbarę H., która także była członkiem zarządu MTK i - jak zaznaczył adwokat - nie była pozbawiona władzy nad spółką. Zastrzegł, że jego zdaniem także Barbara H. nie powinna ponosić odpowiedzialności w związku z katastrofą.

Adwokat przekonywał, że projektując i budując halę nie przewidywano, iż będzie ona wymagała „permanentnego odśnieżania”. Jak powiedział, użytkownik „nie miał szczęścia” do inżynierów, projektantów i nadzoru budowlanego. Według Słyszyka, nie miał też świadomości zagrożenia. „Użytkownik w granicach swojej nieświadomości został pozostawiony z tym problemem” - powiedział adwokat i powtórzył, że hala miała ważne pozwolenie na użytkowanie.

Według Słyszyka, wbrew aktowi oskarżenia nie ma dowodów na to, że Bruce R. przed katastrofą wiedział o tym, że na dachu zalega gruba warstwa śniegu i lodu (według prokuratury świadomość zagrożenia potwierdzają m.in. wysyłane między szefami MTK wiadomości). Adwokat przytoczył też opinię jednego z biegłych, według którego odśnieżanie dachu przed katastrofą stanowiło zagrożenie dla zdrowia i życia wykonujących te prace osób.

Jak wynika ze śledztwa, na krótko przed katastrofą dach został częściowo odśnieżony. Według prokuratury, prace przerwano po wyczerpaniu limitu środków na ten cel. Jak mówili obrońcy powołując się na biegłych, nierównomierne usuwanie śniegu i lodu zainicjowało katastrofę, bo naruszyło statykę pawilonu. „Gdyby w czasie odśnieżania hala się zawaliła, optyka prokuratury byłaby inna” - powiedział mec. Słyszyk i pytał, czy sąd jest w stanie ustalić, czy i jak odśnieżanie faktycznie przyczyniło się do katastrofy.

Mec. Słyszyk pytał retorycznie, czy sposób użytkowania hali polegał również na odśnieżaniu dachu. Powołując się na opinię specjalistów, podkreślił, że „dachu nie projektuje się na potrzeby odśnieżania”.

Pod koniec rozprawy mec. Słyszyk wyraził wątpliwość co do bezstronności biegłych. Powołał się przy tym na akta z innego procesu. Jeden z biegłych miał przyznać, że specjaliści, którzy wydawali w tej sprawie opinię zostali poproszeni przez prokuraturę o współredagowanie pytań, zadawanych później świadkom i oskarżonym. „Nie zdziwiłbym się, gdyby biegli współredagowali treść zarzutów” - powiedział Słyszyk.

Odnosząc się do samych opinii i przesłuchania biegłych adwokat ocenił, że eksperci nie wyjaśnili wielu wątpliwości. Mówił m.in. o kwestii szkód górniczych i ich ewentualnym wpływie na zaistnienie katastrofy. Słyszyk przekonywał, że sześciocentymetrowe rozpełznięcie się gruntu pod halą mogło prowadzić do mikrouszkodzeń konstrukcji i w konsekwencji zawalenia się hali.

Następna rozprawa – we wtorek. Słyszyk ma wtedy kontynuować swoją mowę, po nim wystąpią kolejni obrońcy.

Przed katastrofą usuwanie śniegu i lodu z dachu hali zalecali: projektant pawilonu - który jest jednym z oskarżonych - i rzeczoznawca, który sprawdzał budynek po kolejnej awarii, na krótko przed tragedią. Na poprzedniej rozprawie Słyszyk wyraził przekonanie, że trudno jednak zakładać, by te opinie i zalecenia były wiążące dla użytkownika, bo przepisy nie regulują, w jaki sposób należy je traktować. Według niego nie da się wskazać, z czego miałby wynikać obowiązek odśnieżania dachu hali.

Katowicka prokuratura okręgowa zamknęła śledztwo w tej sprawie latem 2008 r. Proces ruszył w maju 2009 r. Z 12 oskarżonych osób na ławie oskarżonych zasiada obecnie 9. Jeden z 12 oskarżonych dobrowolnie poddał się karze, inny zmarł w trakcie procesu, a sprawa kolejnego została wyłączona do odrębnego postępowania ze względu na stan zdrowia.

Prokurator, która przemawiała w ubiegłym tygodniu, zażądała 10 lat więzienia dla Jacka J. - autora projektu wykonawczego hali. Został on oskarżony o umyślne sprowadzenie katastrofy. Dla b. szefów spółki MTK, budowniczych pawilonu i rzeczoznawcy budowlanego, który wydał ekspertyzę po jednej z awarii hali, prokuratura żąda po 6 lat pozbawienia wolności. Takiej samej kary prokuratura domaga się dla Marii K., która była powiatowym inspektorem nadzoru budowlanego w Chorzowie i - zdaniem oskarżenia - nie dopełniła swych obowiązków.

Z opinii biegłych wynika, że główną przyczyną katastrofy były błędy w projekcie wykonawczym pawilonu. Odbiegał on znacząco od sporządzonego prawidłowo projektu budowlanego. Aby ograniczyć koszty, projektanci błędnie określili współczynnik kształtu dachu, błędnie też zaprojektowali przykrycie dachowe i słupy podtrzymujące konstrukcję.

Hala MTK od początku zdradzała swoje wady. Do pierwszej awarii doszło jeszcze w trakcie jej budowy - w styczniu 2000 r. Już wtedy konstrukcja dachu ugięła się pod naporem śniegu. Przedstawiciele generalnego wykonawcy hali - Arkadiusz J. i Andrzej C. - nie wpisali tego do dziennika budowy i nie powiadomili inspektora nadzoru budowlanego - podawała prokuratura, która uważa, że ci oskarżeni powinni byli zweryfikować projekt wykonawczy i wzmocnić konstrukcję hali.

Usłyszeli zarzuty sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa zaistnienia katastrofy budowlanej i sprowadzenia samej katastrofy. Dwa lata później dach hali znowu się ugiął, zerwały się śruby podtrzymujące dźwigary i konieczna była naprawa. Dokonano jej na podstawie ekspertyzy rzeczoznawcy budowlanego Grzegorza S.

Zdaniem prokuratury nie zweryfikował on całości obliczeń statycznych pawilonu, nie sprawdził pozostałych dźwigarów, a jedynie ten uszkodzony. Zdaniem oskarżenia, S. powinien był wystąpić o rozbiórkę pawilonu. Prokuratura zarzuca mu sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy.

Według prokuratury, kiedy na krótko przed katastrofą dach hali po raz kolejny ugiął się pod naporem śniegu, członkowie zarządu MTK - Bruce R. oraz Ryszard Z. i dyrektor techniczny spółki Adam H. - mieli świadomość zagrożenia, a mimo to nie zrobili niczego, by je zażegnać. Wiedzieli, że to kolejna awaria dachu, a rzeczoznawca ostrzegał przed niebezpieczeństwem – podkreśla prokuratura.

Zalecenia rzeczoznawcy, które oznaczały de facto wyłączenie hali z użytkowania, nie zostały wykonane, odśnieżanie dach zostało przerwane. Prokuratura zarzuciła szefom MTK umyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy oraz nieumyślne doprowadzenie do niej.

Na ławie oskarżonych zasiadła też inspektor nadzoru budowlanego w Chorzowie Maria K. Prokuratura zarzuciła jej nieumyślne sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy oraz niedopełnienie obowiązków na kilka lat przed katastrofą - powiadomiona w 2002 r. przez straż pożarną o ugięciu się dachu nie podjęła żadnych czynności w celu kontroli stanu budynku lub wyłączenia pawilonu z użytkowania.

Spośród oskarżonych do winy przyznał się tylko b. koordynator techniczny MTK Piotr I., który w dniu targów gołębi nie polecił otwarcia drzwi ewakuacyjnych, co jednak nie skutkowało śmiercią żadnego z poszkodowanych. Dobrowolnie poddał się karze za narażenie wielu osób na śmierć lub uszczerbek na zdrowiu.(PAP)