Przypomnijmy: nowelizacja ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych z 2022 r. wprowadziła coroczną waloryzację wynagrodzeń pracowników ochrony zdrowia. Jest ona powiązana m.in. z kwotą przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia brutto w gospodarce narodowej. Kierownicy podmiotów medycznych są zobowiązani do podwyższania wynagrodzeń zgodnie z wyliczeniami przewidzianymi w ustawie 1 lipca każdego roku. Ostatnie podwyżki weszły w życie w tym roku w przewidzianym terminie. Może się jednak okazać, że to ostatni taki przypadek, a przynajmniej w niezmienionej formie.

Rozmowy trwają, kilka propozycji na stole

O tym, że w resorcie zdrowia toczy się dyskusja w kontekście zmian w sposobie stosowania ustawy podwyżkowej, wiadomo od dawna. Nie inaczej jest po zmianie kierownictwa ministerstwa, o czym mówiła podczas XXI Forum Rynku Zdrowia Jolanta Sobierańska-Grenda, minister zdrowia.

- Musimy przymierzyć się z tym tematem, który w przestrzeni publicznej jest najtrudniejszy – musimy usiąść do stołu z interesariuszami i porozmawiać na temat losów ustawy o najniższym wynagrodzeniu. W jakim kierunku ona powinna być, być może, zmieniona. Tak naprawdę przez te ostatnie trzy miesiące (Jolanta Sobierańska-Grenda jest na stanowisku ministra zdrowia od lipca br. – przyp. red.) nie było u mnie chyba nikogo w Ministerstwie Zdrowia, kto by nie mówił o tym, że ta ustawa wymaga zmiany. Więc widać, że ona swoją rolę spełniła w systemie, mamy więcej w tej chwili osób, które chętniej podejmują pracę w zawodach medycznych, i o to nam chodziło, i bardzo dobrze, bo takie były cele tej ustawy. Natomiast dzisiaj musimy usiąść, i być może będzie to wymagało niepopularnych decyzji, natomiast trzeba dokonać zmian w ustawodawstwie – podkreśliła w czasie sesji inauguracyjnej.

Wiadomo też, że resort zdrowia rozważa różne scenariusze zmian. Sobierańska-Grenda wskazała, że zbierane są obecnie głosy, postulaty i oczekiwania środowiska. W grę wchodzi jednak na pewno „zamrożenie” (a więc czasowe niestosowanie) ustawy podwyżkowej na najbliższe dwa lata. Mniej radykalną propozycją jest przesunięcie wejścia w życie kolejnej podwyżki z lipca 2026 r. o pół roku, a więc na koniec roku. Jedną z kwestii, za którą ustawa od dawna jest krytykowana, zwłaszcza przez kierowników podmiotów medycznych, jest termin, w jakim podwyżki wchodzą w życie. To, że wypada on w połowie roku, jest często trudne z punktu widzenia planowania budżetu placówek, głównie ze względu na piętrzące się zobowiązania finansowe.  

Inną propozycją, o której mówiła minister Sobierańska-Grenda, jest ustalenie górnej granicy zarobków medyków w drodze ustawy. Jak przypomniała, obecnie tzw. ustawie kominowej (ustawie o wynagradzaniu osób kierujących niektórymi podmiotami prawnymi) podlega jedynie dyrektor szpitala albo zarząd spółki, pracownicy są natomiast poza jej zakresem. Minister zaznaczyła też, że rozmowy toczą się przy udziale Katarzyny Kęckiej, wiceminister zdrowia – bo istotnym aspektem ewentualnych zmian jest kwestia różnicowania wynagrodzeń pielęgniarek w zależności od posiadanych kwalifikacji.

 

Kontrakt kosztem przywilejów pracowniczych

Ustawa podwyżkowa budzi duże emocje również w odniesieniu do kosztów, z jakimi wiąże się dla podmiotów leczniczych. Szacuje się bowiem, że często to pieniądze na wynagrodzenia pochłaniają dużą część budżetów szpitali. Z drugiej strony, podwyżki obejmują tylko pracowników ochrony zdrowia zatrudnionych na podstawie umów o pracę, tymczasem rośnie liczba tych, którzy pracują na podstawie umów cywilnoprawnych. Niektórzy mówią o tym, że właśnie kontrakty są sposobem na cięcie kosztów, jak podkreśla jednak w rozmowie z serwisem Prawo.pl dr Marcin Pakulski, zastępca dyrektora Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. NMP w Częstochowie, były członek ministerialnego zespołu ds. zmian systemowych w ochronie zdrowia oraz były prezes NFZ, diagnoza nie jest taka prosta. Trzeba przy tym przypomnieć, że wspomniany szpital jest jednym z trzech najbardziej zadłużonych w Polsce (o przyczynach ekspert szerzej wspomina w wywiadzie, który opublikujemy w najbliższą środę, 29 października).

Dr Pakulski zaznacza, że podstawową przyczyną gwałtownego wzrostu liczby umów cywilnoprawnych w szpitalach jest zbyt mała liczba lekarzy pracujących w lecznictwie zamkniętym w porównaniu do minimalnych potrzeb. Jednocześnie pozwalają one omijać niektóre „sztywne” przepisy kodeksu pracy, który nie znajduje zastosowania w przypadku kontraktów. To jednak powoduje powstawanie nierówności. - Lekarz nie pracuje mniej, czyli tak jak wszyscy inni pracownicy, ale dodatkowo w niedzielę w święta oraz w nocy. Wyższe koszty w niektórych przypadkach umów cywilnoprawnych są nie tylko przeliczeniem dodatkowych godzin w pracy, ale równocześnie wynagrodzeniem za brak ochrony w przypadku choroby, brakiem płatnych urlopów, a także kosztem poświęcania swojego zdrowia i czasu na regenerację i odpoczynek. W mojej ocenie, to patologiczna sytuacja wymuszona przez system niedoborów kadr zasobów i finansów – podkreśla dr Pakulski.

Zaznacza też, że cięcie kosztów poprzez zatrudnianie na umowach cywilnoprawnych zamiast o pracę jest mitem. - W miejsce przepracowanych tzw. lekarzy kontraktowców należałoby zatrudnić większą liczbę lekarzy na etatach za odpowiednie wynagrodzenie. Powinno się ono kształtować się obecnie w widełkach od 20 tys. do 30 tys. złotych. No, ale lekarzy nie ma – wskazuje.

Czytaj również: Podwyżkowy pat w ochronie zdrowia trwa, szpitale bez pieniędzy

Wynagrodzenia medyków: Szykują się zmiany, ale porozumienia brak

 

Cena promocyjna: 127.2 zł

|

Cena regularna: 212 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 127.2 zł