W piątek, 4 grudnia, Narodowy Fundusz Zdrowia rozpoczął nabór placówek medycznych do Narodowego Programu Szczepień przeciwko wirusowi SARS-CoV-2. Szczepienia mają ruszyć w lutym, Polska ma zakontraktowane 45 milionów dawek.- Wyszczepienie pierwszych czterech grup tj. 6-6,5 mln osób powinno zająć około 2-3 miesięcy – mówi Michał Dworczyk, szef kancelarii premiera. Chodzi o pracowników służby zdrowia, mieszkańcy domów pomocy społecznej i zakładów opiekuńczo-leczniczych, osoby w wieku 60 plus oraz pracujące przy Covid-19. W sumie szczepienia mają objąć do 80 proc. populacji - według premiera Mateusza Morawieckiego i do 60 proc. - według Adama Niedzielskiego, ministra zdrowia. Tyle, że z ogłoszonych przez NFZ warunków wynika, że realizacja strategii szczepień nawet na minimalnym poziomie może się nie udać. Wszystko przez zbyt wygórowane warunki dla przychodni.

 

15 minut na szczepienie

Szczepienia będą prowadzić placówki medyczne, które zostaną zakwalifikowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Ich listę mamy poznać już 17 grudnia. By na nią trafić, trzeba zadeklarować wykonywanie szczepień przez co najmniej 5 dni w tygodniu przez jeden zespół szczepiący oraz co najmniej 180 szczepień w tygodniu, czyli 36 dziennie. Z tym, że pomieszczenie, w którym jest wykonywane szczepienie oraz punkt badań są wietrzone raz na godzinę przez co najmniej 5 minut. Zakładając, że przychodnie pracują od godz. 8 do godz. 18, czyli przez 10 godzin, odliczając czas na wietrzenie, wychodzi, że na obsłużenie jednej osoby przychodnia będzie miała góra 15 minut. – To mało – ocenia osoba, która co roku szczepi się na grypę. - Gdy przychodzę na szczepienie przeciwko grypie oczekuję, że zostanę dokładnie przebadana, ale także, że lekarz przekaże mi wszystkie informacje, w tym o możliwych niepożądanych efektach. Zwykle trwa to ok. 20 minut. Szczepionka przeciwko kornowirusowi jest nowa, nieznana, więc zakładam, że moja dyskusja z lekarzem, mimo że jestem przekonana, zajmie więcej czasu  – dodaje. 
Jacek Krajewski, szef Porozumienia Zielonogórskiego, nie ma wątpliwości, że najtrudniejsze będzie przekonanie pacjentów, co zajmuje czas i wymaga cierpliwości. – Kto chce się zaszczepić i tak się zaszczepi, przekonać trzeba nieprzekonanych, a ludzie generalnie boją się szczepień – mówi Krajewski.  Jakub Kowalski, radca prawny, wspólnik w Kancelarii Radców Prawnych Mirosławski, Galos, Mozes., uważa, że aby zachęcić społeczeństwo do szczepień, należy przewidzieć zwolnienia od nakazów zakazów wprowadzanych rozporządzeniem epidemicznym dla osób zaszczepionych (oraz odrowieńców) jako osób "bezpiecznych" dla innych i (a także zabezpieczonych przed innymi). - Absolutne minimum "przywilejów" dla zaszczepionych to zwolnienie od możliwości objęcia kwarantanną (tak jak obecnie jest w przypadku ozdrowieńców) - uważa mec. Kowalski. Ale czas przeznaczony na szczepienie i przekonanie społeczeństwa to nie jedyny problem.

Dodatkowy personel i pomieszczenie

W punkcie szczepień musi zostać wyznaczona osoba koordynująca ich wykonywanie, zapraszająca poszczególne osoby do poczekalni i pilnująca zachowania dystansu pomiędzy nimi. Jednym słowem, musi być ktoś, kto zapewni porządek, by osoby w poczekalni zachowały między sobą odległość 1,5 metra. By dostać się do programu, trzeba też zapewnić jeden zespół wyjazdowy, złożony z lekarza lub felczera i pielęgniarki. By wyrobić limit 180 szczepień, jeden zespół nie wystarczy, chyba, że w teren będzie jeździł w weekendy lub wieczorami. Ponadto należy oddzielić osoby szczepione od pozostałych pacjentów, np. poprzez wyodrębnienie lokalu i ciągów komunikacyjnych lub rozdzielenie harmonogramów przyjęć. Co najważniejsze, udział w programie szczepień nie może powodować utrudnienia w dostępności do świadczeń pozostałych pacjentów. Jacek Krajewski uważa, że małe przychodnie nie mają szansy na spełnienie tych wszystkich wymogów i wzięcie udziału w programie. – Jak w małej praktyce mamy rozdzielić pacjentów? Gdyby było ciepło, moglibyśmy ustawić namiot na zewnątrz, ale teraz temperatura spada poniżej zera. Jedocześnie musimy obsługiwać innych pacjentów, czasami trzeba zrobić EKG, pobrać szybko krew. Te warunki zostały źle określone. Większość małych poradni, przy dużej chęci uczestnictwa w akcji, nie spełni ich – mówi Krajewski.

 


W efekcie może się okazać, że osoby z małych miejscowości, by się zaszczepić, będą musiały dojechać do dużych ośrodków.  – Jeśli państwo chce, aby większość społeczeństwa nie zaszczepiła się, to program się sprawdzi, bo zaproponowane warunki nie ułatwiają dostępu do punktu szczepienia – kwituje Krajewski. Jego zdaniem NFZ musi uwzględnić możliwości organizacyjne i kadrowe podmiotów POZ, ale też pamiętać o innych pacjentach, bo akcja szczepień na tak wielką skalę nie może się odbywać ich kosztem. Mec Kowalski zwraca uwagę na inną kwestię. - Przede wszystkim kluczowe będzie to jaki status prawny uzyska szczepienie przeciwko sars-cov-2. Raczej nie będzie szczepieniem obowiązkowym. Jeżeli nie znajdzie się także na liście szczepień zalecanych, a stosownej zmiany w dotyczącym szczepień rozporządzeniu póki co brak, to nie będą się do niego odnosiły np. wymogi dotyczące kwalifikacji lekarskiej. I jeśli wziąć poważnie zalecenie prof. Horbana, by przeciwwskazaniem była wyłącznie infekcja z wysoką gorączką to wydaje się, że lekarska kwalifikacja może być zwyczajnym marnowaniem potencjału. Wszak brak gorączki można stwierdzić bez udziału lekarza - zauważa mec. Kowalski. Kolejny problem to logistyka.

Kto dowiezie szczepionki

Jako pierwsza do Polski ma trafić szczepionka firm Pfizer i BioNTech. Europejska Agencja Leków ma ją zatwierdzić 29 grudnia. Gdy dostanie zielone światło, trzeba będzie ją najpierw dostarczyć do Polski, potem do centrów logistycznych dysponujących chłodniami, dystrybucja ma się odbywać przez 21 regionalnych centrów krwiodawstwa i krwiolecznictwa i dopiero trafią do przychodni. Tej szczepionki nie kupimy więc w aptece i zaniesiemy sami do przychodni. Zgodnie z informacjami podawanymi przez brytyjski rząd musi być ona przechowywana w temperaturze od -80°C do -60°C. Po rozmrożeniu można ją przechowywać do pięciu dni w temperaturze od 2°C do 8°C lub do 2 godzin w temperaturze do 25°C. Jak spełnić te wymagania?  - Cała logistyka jest organizowana przez kilka podstawowych podmiotów z naszymi ministerstwami oraz Agencją Rezerw Materiałowych na czele. Cały proces ma być zorganizowany w sposób szybki  - zapewnia premier Mateusz Morawiecki. Tyle, że szczegółów brak, nie wiadomo jaka firma będzie je transportować, ile miejsca jest w chłodniach centrach krwiodawstwa. Wiadomo już zaś, że łódzka spółka Bionanopark  w specjalnych lodówkach, z temperaturą do minus 120 stopni jest w stanie pomieścić kilkanaście tysięcy dawek. Nie wiadomo jednak, czy jest uwzględniana w planach rządu. A dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. walki z COVID uważa, że ta operacja logistyczna będzie bardzo skomplikowana.
- To nie będą proste transporty – ocenia Grzesiowski.  Według Jacka Krajewskiego to będzie wręcz gigantyczna operacja logistyczna, do której trzeba się dobrze przygotować, bo problemem będzie też przechowywania milionów dawek w przychodniach POZ w odpowiednich warunkach. Dlatego dr Grzesiowski nie ma wątpliwości, że operacja szczepienia Polaków zajmie co najmniej rok. Trzeba też bowiem pamiętać, że w przypadku szczepionki Pfizera wymagane są dwie dawki, druga jest podawana po 21 dniach od pierwszej, zaś według danych brytyjski odporność uzyskuje się dopiero po miesiącu od pierwszej dawki. Łatwiejsza w obsłudze ma być szczepionka amerykańskiej firmy biotechnologiczna Moderna,  którą EMA ma się zająć 11 stycznia. Ją należy przechowywać jedynie  w - 20 st. C.