Ministerstwo Zdrowia pracuje nad stanowiskami zgłoszonymi do projektu ustawy o jakości ochrony zdrowia i bezpieczeństwie pacjenta. Jego poprawiona wersja ma się pojawić pod koniec tego roku. Uwag jest bardzo dużo, ale najwięcej emocji budzi nowa instytucja autoryzacji. To obowiązkowe potwierdzenie przez Narodowy Fundusz Zdrowia spełnienia warunków do udzielania świadczeń szpitalnych, będąca warunkiem podpisania kontraktu z NFZ. Eksperci widzą w niej dobre strony, ale pod warunkiem, że będzie doprecyzowana i obejmie wszystkie podmioty ochrony zdrowia. Bo jak zauważa Jarosław Fedorowski, prezes Polskiej Federacji Szpitali, póki co jest to projekt o jakości w szpitalach. - Chcemy zrobić wszystko, żeby ustawa o jakości była realizowana - podkreśla dr Andrzej Mądrala, wiceprezydent Pracodawców RP. - Dlatego zależy nam na tym, aby wszystkie uwagi były nie tylko zauważone, ale miały też odbicie w finalnym dokumencie – zaznacza.

 

Brak autoryzacji zamknie drzwi do finansowania z NFZ

Autoryzacja, w przeciwieństwie do akredytacji, będzie obowiązkowa, ale tylko dla szpitali udzielających świadczeń ze środków publicznych. Mają jej udzielać dyrektorzy oddziałów wojewódzkich Narodowego Funduszu Zdrowia  w formie decyzji administracyjnej na 5 lat. - Warunkiem będzie jednak prowadzenie wewnętrznego systemu zapewnienia jakości i bezpieczeństwa oraz spełnienie wszystkich kryteriów autoryzacji, w tym wymagań dla świadczeń gwarantowanych, określonych w tzw. rozporządzeniach koszykowych – mówi Adam Twarowski, radca prawny i wykładowca z zakresu prawa medycznego i ochrony zdrowia w Uczelni Łazarskiego. Chodzi o warunki realizacji danego świadczenia, w tym dotyczących personelu medycznego i wyposażenia w sprzęt i aparaturę medyczną, mając na uwadze konieczność zapewnienia wysokiej jakości świadczeń, a których mówi art. 31 d ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych. 

Spełnienie co najmniej w 95 proc. kryteriów pozwoli uzyskać tzw. autoryzację warunkową na rok. W przypadku odmowy udzielenia autoryzacji, kolejny wniosek szpital będzie mógł złożyć dopiero po roku od dnia w którym decyzja stała się prawomocna. Wydanie decyzji będzie poprzedzone m.in. wizytą autoryzacyjną w podmiocie leczniczym. Póki co jednak nie są znane kryteria autoryzacji, te określi dopiero minister zdrowia w rozporządzeniu. A brak autoryzacji oznacza brak finansowania z NFZ. Umowy z NFZ szpitali, które jej nie uzyskają w ciągu 3 lat od dnia wejścia w życie ustawy, będą obowiązywać tylko do końca okresu, na który zostały zawarte. 

 


Potrzebne, ale trudne przepisy dla szpitali, zwłaszcza powiatowych

Władysław Perchaluk, prezes Związku Szpitali Powiatowych Województwa Śląskiego, uważa, że projekt odbiega od realiów. Dlaczego? Jego zdaniem większość szpitali nie spełnia w 100 proc. kryteriów autoryzacji, bo ich na to nie stać, szczególnie w zakresie wyposażenia i kadry. Jego zdaniem placówki nie zdążą się dostosować w ciągu trzech lat, które przewiduje projekt, co w praktyce będzie oznaczało, że przestaną działać. Zadania nie ułatwia im też pandemia.

Z kolei Andrzej Matyja, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, ma wątpliwości, co do przepisu, który dopiero po roku pozwala wystąpić o autoryzację podmiotowi, któremu jej odmówiono. - W przypadku szpitali opierających swoją działalność na świadczeniach szpitalnych finansowanych ze środków publicznych, oznaczać to będzie w wielu przypadkach odpływ kadr i wymuszone zakończenie działalności – dodaje Matyja.
O tym, że to będzie poważny problem jest przekonany także dr Andrzej Mądrala. - Tymczasem projekt nic nie mówi o zasadach organizacji opieki w sytuacji, gdy brak autoryzacji uniemożliwi realizacje świadczeń. Nie precyzuje, kto i na jakich zasadach zabezpieczy dostęp do świadczeń dla pacjentów szpitala, któremu odmówiono autoryzacji – podkreśla.
Stanisław Iwańczak, pełnomocnik dyrektora ds. Bezpieczeństwa Pacjentów w Katowickim Centrum Onkologii, który od czterech lat walczy o procedury poprawiające bezpieczeństwo pacjenta, także uważa, że przepis ograniczający prawo do złożenia wniosku o autoryzację jest niewłaściwy i może mieć negatywne konsekwencje dla pacjentów, ze względu na dostęp do opieki zdrowia. - Możliwość usunięcia uchybień nie jest uzależniona jedynie od czasu, warto się zatem pochylić nad zmianą tego przepisu - wskazuje.

Zagrożenie w pozbawieniu finansowania widzi też dr Robert Mołdach z Instytutu Zdrowia i Demokracji. - Brak autoryzacji oznacza brak kontraktu, co w praktyce przełoży się na naciski władz samorządowych na decyzje NFZ. Ten mechanizm pojawił się w Instrumencie Oceny Wniosków Inwestycyjnych w Sektorze Zdrowia (IOWISZ). Mimo negatywnej opinii dyrektora oddziału NFZ o celowości inwestycji, wojewoda wydawał pozytywną decyzję. Skoro to zadziałało tak w przypadku inwestycji, dlaczego nie zadziała w przypadku groźby likwidacji szpitala – pyta Mołdach. Dlatego jego zdaniem autoryzacja powinna być prowadzona w ogóle przez niezależny podmiot. - W przeciwnym wypadku NFZ może być poddawany naciskom, których sile będzie mu trudno się oprzeć - ocenia.

Brak przepisów o odwołaniu

Eksperci krytykują też przepisy o odwołaniu od decyzji dyrektora oddziału NFZ. - Ustawodawca pozbawia wnioskodawcę możliwości odwołania się od decyzji dyrektora oddziału wojewódzkiego NFZ wskazując, iż decyzja przez niego wydana jest ostateczna – zauważa Andrzej Matyja. W efekcie nie można się od niej odwołać, np. do prezesa NFZ, a także złożyć wniosku o ponowne rozpatrzenie sprawy.

Z kolei w przypadku skargi do sądu administracyjnego oddalona w czasie zostaje prawomocność decyzji, a zatem podmiot nie będzie mógł się ponownie ubiegać o autoryzację, dopóki sprawa się nie zakończy, co może trwać kilka lat, a nie rok.

Zdaniem Andrzeja Mądrali, by uniknąć negatywnych konsekwencji takiej sytuacji, należy wdrożyć szybką ścieżkę odwoławczą.  - Skoro decyzja ma być ostateczna, to odmawiająca autoryzacji wykluczy podmiot z publicznego finansowania świadczeń opieki zdrowotnej.  Należy uzupełnić przepisy o możliwość szybkiej i dedykowanej procedury odwoławczej od decyzji o autoryzacji. Spełnienie wymogów formalnych powinno autoryzować podmiot automatycznie – uważa Mądrala. 

Co z jakością w przychodniach rodzinnych i specjalistycznych

Eksperci podkreślają, że sam pomysł wprowadzenia instytucji autoryzacji nie jest zły, tylko wymaga dopracowania, jest zbyt ogólny. Pomysł wdrożenia autoryzacji chwali dr Małgorzata Gałązka-Sobotka, dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego. Jej zdaniem obecnie NFZ w zasadzie w ogóle nie sprawdza jakości świadczeń zdrowotnych, czyli zarazem efektywności wykorzystania publicznych pieniędzy, które przekazuje placówkom medycznym. Tymczasem ona, jako pacjent, właśnie oczekuje, by NFZ autoryzował jakość. Przyznaje tylko, że  projekt nie zawiera  szczegółowych kryteriów pomiaru jakości świadczeń, a to oznacza, że placówki nie wiedzą na co się przygotować. Andrzej Mądrala także wskazuje, że jego minusem jest brak kryteriów jakie muszą spełnić szpitale, aby uzyskać autoryzację, minimalnych wymogów wewnętrznego systemu zapewnienia jakości i bezpieczeństwa oraz zasad i trybu monitorowania jakości świadczeń. Mimo minusów ich zdaniem taka autoryzacja powinna też objąć inny podmioty systemu ochrona zdrowia. . Co więcej, autoryzacja powinna dotyczyć wszystkich podmiotów, a nie tylko szpitali. – Dlaczego nie autoryzujemy świadczących ambulatoryjną opiekę specjalistyczną oraz podstawową opiekę zdrowotną? Chodzi o to, aby NFZ kontraktował jakość. Gdyby autoryzował wszystkie podmioty, wiedziałby, jaki poziom reprezentują przed podpisaniem kontraktu  – podkreśla dr Małgorzata Sobotka-Gałązka. Ogólnopolska Federacja Onkologiczna wręcz wnioskuje o objęcie systemem jakości i bezpieczeństwa cały system opieki zdrowotnej, bez zawężania do lecznictwa szpitalnego. - Koordynacja opieki zdrowotnej wymaga zintegrowanej standaryzacji i bezpieczeństwa wszystkich podmiotów medycznych - podkreśla Dorota Korycińska, prezes zarządu OFO. Tyle, że tu mogą się pojawić przeszkody organizacyjne i finansowe. 

36 osób do autoryzacji, ponad 500 szpitali

Tyle, że Najwyższa Izba Kontroli, co prawda w raporcie dotyczącym akredytacji – certyfikacji dla chętnych, którą też ma przejąć NFZ – zwróciła uwagę, że zgodność funkcjonowania skontrolowanych szpitali ze standardami akredytacyjnymi mieściła się w przedziale od 77  do 90 proc. Oznacza to, że wiele procedur jakościowych, funkcjonowało na papierze. I jeśli tak zostanie, będzie to na rękę świadczeniodawcom. A Naczelna Rada Lekarska podkreśla, że ocena świadczeniodawcy odbywa się już przy rejestracji podmiotu leczniczego i nie jest jasne, dlaczego potrzebna jest ocena przez płatnika, której dokonuje on przy zawieraniu umowy/kontraktu a następnie jeszcze autoryzacja i ewentualnie jeszcze akredytacja.  Zdaniem NRL to powiększanie biurokracji. Podczas rejestracji podmiotu ocenia się także tylko to, co na papierze. Jak się jednak okazuje, trudno oczekiwać, że w końcu sprawdzana będzie dokładnie jakość. Jak czytamy w Ocenie Skutków Regulacji, za autoryzację ma odpowiadać 36 nowo zatrudnionych pracowników, po dwóch w każdym z oddziałów wojewódzkich NFZ oraz czterech w centrali NFZ. Koszt zatrudnienia jednego to 7 685 zł brutto. Zakładając, że będą oni autoryzować tylko 516 szpitali z sieci, to nie będą mieli szansy na merytoryczne zweryfikowanie spełniania wymogów, zwłaszcza gdy będą też wspierać system akredytacji.