Pojęć: „informacja publiczna”, „władze publiczne" czy „inne podmioty wykonujące zadania publiczne” nie da się zdefiniować poprzez enumeratywne wyliczenie. Tymczasem według prof. Małgorzaty Manowskiej, pierwszej prezes Sądu Najwyższego, w sposób nieuprawniony poszerzają one rozumienie podmiotów obowiązanych do udostępnienia informacji publicznej.

- Inaczej należy jednak spojrzeć na pojęcie informacji publicznej inaczej na pozostałe pojęcia. Jeśli pierwsze rzeczywiście jest źródłem wielu problemów interpretacyjnych, to pozostałe w zasadzie nie. Ma to swoje odzwierciedlenie w orzecznictwie sądów administracyjnych – podkreśla prof. Agnieszka Piskorz-Ryń z Wydziału Prawa i Administracji UKSW, ekspert ds. prawa informacji publicznej.

Wniosek do TK i petycja organizacji

Pierwsza prezes Sądu Najwyższego złożyła wniosek do Trybunału Konstytucyjnego i chce stwierdzenia niezgodności z konstytucją ustawy o dostępie do informacji publicznej (udip), bo jej zdaniem poszerza ona  m.in. rozumienie podmiotów obowiązanych do udostępnienia informacji publicznej. A organizacje społeczne skierowały w tej sprawie petycje do prof. Małgorzaty Manowskiej, w której podkreślają, że jawność życia publicznego i szeroki dostęp do informacji publicznej, w tym „wiedza o tym, kto z imienia i nazwiska odpowiada za określone decyzje, to warunek sine qua non rozliczalności i odpowiedzialności władzy na każdym szczeblu”.

Apelują o wycofanie wniosku, bo efektem jego uwzględnienia przez TK będą poważne ograniczenia w dostępie do informacji ważnych dla wielu grup społecznych i zawodowych. Zauważają też inne zagrożenie - podmioty zobowiązane, do których wpływają wnioski o dostęp do informacji publicznej, nie czekając na rozstrzygnięcie TK, już ograniczają jawność. Wskazują, że do czasu rozstrzygnięcia wątpliwości przez TK, realizacja wniosków o informację może być zawieszona. „Tym samym nawet przez długi czas możemy być pozbawieni informacji o działaniach państwa” – piszą przedstawiciele organizacji do prezes SN. Pod petycją podpisało się ponad 60 organizacji, w tym Fundacja ePaństwo, Fundacja Frank Bold, Fundacja im. Stefana Batorego, Panoptykon, Kongres Ruchów Miejskich, Ogólnopolska Federacja Organizacji Pozarządowych OFOP czy Sieć Obywatelska Watchdog Polska.

 


Dodatkowy pretekst do uchylania się od obowiązku

Katarzyna Batko-Tołuć, wiceprezes Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska, członkini Rady Społecznej przy Rzeczniku Praw Obywatelskich mówi, że zagrożenie odmawiania dostępu do informacji publicznej po wniosku do TK jest realne. Jak zaznacza, jej organizacja już spotkała się z takim przypadkiem – jedna ze spółek komunalnych w odpowiedzi na wniosek o udzielenie informacji publicznej napisała, że na pytania odpowie po rozstrzygnięciu wydanym w tej sprawie przez TK.

- Będzie to więc wygodny „wytrych” dla podmiotów, które spróbują się w ten sposób uchylić od obowiązku – podkreśla. I dodaje, że są uzasadnione obawy, że to się rozpowszechni, skoro taka sytuacja zaistniała już po dwóch tygodniach od wniosku do TK. Przy czym spółka powołała się na niego, nie tłumacząc, jaki ma to związek z wyrokiem TK. – A ten wniosek nie ma żadnego zastosowania, oprócz tego, że zaistniał w mentalności – podkreśla Katarzyna Batko-Tołuć.

Sprawa już w TK, więc sobie poczekamy

- Taka odpowiedź jest absolutnie niedopuszczalna. Przepis obowiązuje i to żadne tłumaczenie. Osoba, która otrzyma taką odpowiedź, może złożyć skargę na bezczynność organu. Składa się ją za pośrednictwem organu, który dopuścił się bezczynności, a kieruje do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego właściwego dla siedziby tego podmiotu – mówi dr Marlena Sakowska-Baryła, radca prawny i partner w  Sakowska-Baryła, Czaplińska Kancelarii Radców Prawnych Sp. p. Dodaje, że sama chętnie korzysta z instrumentu, jakim są wnioski o dostęp do informacji publicznej i nie wyobraża sobie sytuacji, w której ta możliwość znika i nie może się dowiedzieć , jak funkcjonują organy.

Również według prof. Piskorz-Ryń taka sytuacja jest niedopuszczalna i naganna, zmierza bowiem do rozmontowania demokratycznego państwa prawnego, w którym dostęp do informacji jest istotnym elementem. - I chciałam w tym miejscu przypomnieć, że TK umocowany w pełni do orzekania pod względem swojego składu, stwierdził w 2006 r., że art. 5 ust. 2 udip jest zgodny z art. 47 oraz 61 w związku z art. 31 ust. 3 konstytucji - mówi.

Wygodniej dla samorządów

Iwona Janicka, członek zarządu Ogólnopolskiej Federacji Organizacji Pozarządowych i prezes Fundacji Aktywności Lokalnej, również uważa, że wniosek do TK może być wykorzystywany, zwłaszcza na niższych szczeblach władzy.

Jak podkreśla, zdarza się, że samorządy zwracają wniosek o dostęp do informacji publicznej, w celu uzupełnienia braków, pieczątek, konieczności złożenia wersji papierowej itp. - Każdy sygnał, że instytucje państwowe widzą pewną niezgodność przepisów jest bardzo niepokojący, bo może służyć jako dodatkowy pretekst do uchylania się od spełnienia obowiązku udzielenia informacji publicznej – dodaje.

Czytaj też: Uderzenie w jawność - HFPC zaniepokojona wnioskiem prezes SN do Trybunału>>

Doprecyzowanie przepisów wskazane

Zdaniem dr Sakowskiej-Baryły doprecyzowanie przepisów „zdecydowanie by nie zaszkodziło”, bo jak mówi, teraz mamy właściwie dwa porządki - niekompletny pod względem proceduralnym, określony w przepisach, dotyczący procedury dostępu do informacji publicznej i drugi, który się wykształcił na podstawie orzeczeń sądów administracyjnych. Przez to często z braku przepisów działamy na podstawie ustawy, polegając na orzecznictwie.

– Można powiedzieć, że mamy do czynienia z orzeczeniami prawnokształtującymi, co w naszym systemie prawnym nie powinno mieć miejsca - mówi. Przykładem są np. orzeczenia dotyczące udostępniania informacji przetworzonej i realizacji wniosku o jej udostępnienie, z których wynika choćby, że organ jest bezczynny, bo nie podjął korespondencji z wnioskodawcą, mimo że żaden przepis tego od niego nie wymaga. - Mogę się zgodzić, że część wypowiedzi ustawodawcy powoduje margines interpretacyjny. Odbija się to czasem na sytuacji pracowników administracji, którzy przez te niejasności nie są w stanie ocenić, do jakich informacji na ich temat dostęp zyska każdy, kto zapyta – podkreśla dr Sakowska-Baryła.

Prof. Agnieszka Piskorz-Ryń uważa, że pojęcie informacji publicznej wymaga doprecyzowania. Jak mówi, propozycje w tym zakresie formułowali przedstawiciele nauki w oparciu o dorobek sądów. - Mam tu na myśli ekspertyzę zleconą w 2013 r. przez Ministerstwo Cyfryzacji i przygotowaną przez Annę Młynarską-Sobaczewską, Pawła Fajgielskiego, Agnieszkę Piskorz-Ryń oraz Grzegorza Sibigę - mówi.

Przenikanie się sfery prywatnej z publiczną

Wniosek prezes SN jest osadzony wokół przenikania się sfery prywatnej z publiczną. Ustawa udip stanowi, że prawo do informacji publicznej podlega ograniczeniu ze względu na prywatność osoby fizycznej lub tajemnicę przedsiębiorcy. Jednak według ekspertów, w przypadku osób pełniących funkcje publiczne, ochrona jest mniejsza, w związku z pełnieniem tej funkcji. Tę granicę trudno określić i często działalność publiczna wkracza w życie prywatne.

Jak tłumaczy Katarzyna Batko-Tołuć, rzeczywiście może wkraczać w życie prywatne, ale często ma związek z tym, jak osoba pełniąca funkcje publiczne może wykorzystywać posiadane przez siebie zasoby służbowe prywatnie – jak np. marszałek Kuchciński, który latał samolotem „służbowo”, wraz z członkami rodziny. – To wkraczanie w życie prywatne osób publicznych jest czasami ważne i nie jest bez znaczenia dla jakości państwa – mówi. Jej zdaniem zagrożenie polega na tym, że instytucje, które zgłoszą w procesie prac nad wnioskiem swoje uwagi, prawdopodobnie nie złożą wniosków krytycznych w tej sprawie. W TK czekają obecnie na rozparzenie sprawy, które są zbieżne ze stanowiskiem prezes SN.

Prof. Agnieszka Piskorz-Ryń zaznacza, że podobna sprawa była już przedmiotem orzekania TK. - We wniosku dokonano niewielkich zmian w zakresie podstaw dla badania niezgodności art. 5 ust. 2 udip dodając art. 51 i odejmując art. 31 ust. 3 Konstytucji. Zastanawiać więc może, po co taki wniosek został wniesiony, chyba że wnioskodawczyni wie, że TK orzeknie po jej myśli - mówi.

Sankcji w praktyce nie ma

We wniosku prezes Manowska podnosi, że występuje wiele niepewności co do pojęć, a sankcja karna jest przewidziana. - Jednak w praktyce bardzo trudno wyegzekwować sankcję karną, ale jest to ostatnia deska ratunku. W zasadzie podmioty, jeśli się uprą, nigdy nie udostępnią nam informacji – będą utrzymywać, że wniosek nie dotyczy informacji publicznej, nawet jak sąd uzna, że jest, to wydadzą decyzję niemerytoryczną itp. – tłumaczy Katarzyna Batko-Tołuć. W rezultacie mija kilka lat, a informacji nie ma.

- Obecnie w zasadzie sankcji nie ma, bo mimo prawa złożenia zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa (art. 23 u.d.i.p.), prokuratorzy zazwyczaj nie chcą wszczynać postępowania, przez 20 lat udało się nam wyegzekwować najwyżej 10 wyroków karnych – podkreśla.