Hanna Hendrysiak: Toczy się dyskusja dotycząca konieczności dostosowania przepisów dotyczących domów wczasów dziecięcych do współczesnych realiów, bo obowiązujące dziś zasady pochodzą sprzed 60 lat. Jak wygląda sytuacja okiem dyrektora jednej z takich placówek?

Grzegorz Dziadoń: Zgadzam się, że trzeba zaktualizować i dostosować zapisy rozporządzenia określającego funkcjonowanie DWD do współczesnych realiów. Rodzą się jednak pytania o konkretne przepisy, np. dotyczące  indywidualnego, jak proponuje ministerstwo, kwalifikowania i kierowania do naszych placówek dzieci i młodzieży. Czy jesteśmy w stanie w trakcie roku szkolnego zrobić taki indywidualny nabór do domów wczasów dziecięcych? Odpowiedź  z dużym prawdopodobieństwem brzmi - nie. Przez lata, zależnie od potrzeb rynku w znacznym stopniu zmieniły się zasady funkcjonowania  takich ośrodków. Dawniej rekrutacją na takie pobyty zajmowały się kuratoria i nasze państwo ponosiło znaczne koszty organizacji takich turnusów. Dzisiaj przyjmujemy praktycznie tylko grupy zorganizowane - czy to zespoły klasowe czy grupy sportowe, harcerzy oraz grupy uzdolnionych uczniów z wielu różnych miejscowości na specjalnie dla nich zorganizowane zajęcia. Są one finansowane przez rodziców, kluby i organizacje.   Z doświadczenia wiemy, że taki indywidualny nabór możemy robić tylko w trakcie wakacji czy ferii. Wtedy robimy turnusy np. 12-dniowe.

Czytaj też: Domy Wczasów Dziecięcych trzeba dostosować do współczesności>>
 

DWD jako placówki oświatowe finansowane subwencją powinny zapewniać własnych nauczycieli, a podobno w wielu ich nie ma. Jakie tutaj rozwiązanie widzą dyrektorzy DWD?

Odpowiem pytaniem na pytanie – skoro ustaliliśmy już, że przyjeżdżają do nas zorganizowane grupy, najczęściej klasy, to który dyrektor mógłby się zgodzić, by jakaś klasa wyjechała do nas bez swojego wychowawcy? Nie mówiąc już o rodzicach. Wiem, że pada tu zarzut podwójnego finansowania – nasze domy otrzymują subwencję oświatową i nauczyciele przyjeżdżający ze swoimi wychowankami też są subwencjonowani. Jednak jako praktyk, a sam też jestem nauczycielem, uważam, że w obecnych realiach nie da się tego całkowicie uniknąć. Możemy natomiast rozważać kwestię lepszego zorganizowania pobytu uczniów w DWD. Moglibyśmy pójść w takim kierunku, że wychowawca, który przyjeżdża do nas ze swoją klasą prowadzi zaplanowane przez siebie zajęcia – realizując swoje pensum, a my go wspomagamy zajęciami z innych przedmiotów prowadzonymi przez zatrudnionych u nas nauczycieli. Jednak nie ma chyba opcji, aby finansowany był tylko jeden nauczyciel czy wychowawca bez częściowego nakładania się pracy opiekuńczej i wychowawczej na siebie, zwłaszcza jeśli chodzi o ważny aspekt zapewnienia bezpieczeństwa.

 


Problem jednak polega na tym, że niektóre DWD w ogóle nie zatrudniają nauczycieli…

Może tak też się zdarza. U nas akurat nie mamy takiego problemu, bo wszyscy prowadzący zajęcia z dziećmi i młodzieżą są nauczycielami. Jednak dziś wszędzie sytuacja się zmieniła – kiedyś "indywidualne" dzieci przyjeżdżały do nas na długi czas, maksymalnie przecież mogły być do 3 miesięcy, więc musiały mieć zorganizowaną edukację szkolną. I wtedy nauczyciele byli przygotowani do nauczania poszczególnych przedmiotów. Dziś nasi „kontrahenci”, czyli w większości szkoły, oczekują od nas czegoś innego – typowo szkolne nauczanie odeszło na plan dalszy. Realizujemy oczywiście edukację, ale np. za pomocą ścieżek edukacyjnych i warsztatów tematycznych, jednak w salach lekcyjnych nauczanie prowadzą nauczyciele przyjeżdżający ze swoimi klasami. Zaznaczam przy tym, że my jesteśmy otwarci na zmiany i możemy w trakcie spotkań wypracować nowe rozwiązania, np. aby każdego dnia 2-3 godziny realizować typowo szkolne nauczanie. Dziś to nie jest do końca sprecyzowane i rzeczywiście DWD poszły raczej w stronę ścieżek edukacyjnych czy zajęć sportowych.

Kłopotem jest też to, że zamiast dłuższych pobytów, DWD organizowały nawet 1-3-dniowe wycieczki szkolne. MEN zaproponował więc wydłużenie pobytów do 8 dni, a samorządowcy wynegocjowali skrócenie ich do 6 dni. Jak pan to oceni?

Zgadzam się, lecz pamiętać musimy, że duża większość wyjazdów szkolnych trwa właśnie 2-3 dni. Czy powinniśmy im tego zabronić? Nie, mimo iż wtedy nie wchodzi w grę subwencjonowanie. Jednak zupełnie nie rozumiem, skąd się wzięło to 8 dni, bo my organizujemy  najczęściej pobyty 5-dniowe - tak po prostu chcą szkoły. W odniesieniu do tego co obserwujemy, jeśli resort edukacji nakaże nam organizowanie pobytów nawet tylko 6-dniowych, to będzie się to wiązało ze zwiększeniem kosztów po pierwsze dla rodziców, którzy częściowo opłacają te wyjazdy, po drugie – dla nas, bo będziemy musieli opłacić naszych nauczycieli i innych pracowników w tym dodatkowym 6. dniu, a po trzecie – dla szkół, które będą do nas chciały przyjechać. Nauczyciele szkolni jeśli zostaną w DWD dłużej, w swoim czasie wolnym, np. na sobotę, to będą oczekiwali od dyrektora dnia wolnego w tygodniu. To oznacza, że inny nauczyciel  tej szkoły poprowadzi zastępstwa, a to powoduje kolejne koszty po stronie szkół macierzystych. Wydaje mi się więc, że taki zapis jest problematyczny do zrealizowania w dzisiejszych warunkach. Z jednej strony trudny jest indywidualny nabór dzieci na pobyty śródroczne, a z drugiej – raczej nie ma możliwości, żeby rodzice czy dyrektorzy szkół zgodzili się, by uczniowie przyjeżdżali do nas bez opieki szkolnej.

Czy jest jakieś salomonowe wyjście z tej sytuacji?

Moim zdaniem podwójne finansowanie częściowo jest nieuniknione - trzeba się zastanowić, jak je ograniczyć. Trzeba też myśleć, co zrobić, by domy wczasów dziecięcych nie padły po zmianie zapisów, bo takie ryzyko jest. Nasze środowisko w dużej części nie jest roszczeniowe, tylko skłonne do rozmów i kompromisu. Warto by spotkać się w gronie praktyków – dla nas najlepszym rozwiązaniem byłoby zostawienie 5 dni jako minimalnej długości pobytu uczniów w DWD. To da nam racjonalną możliwość dalszego funkcjonowania.

Sytuacja jest bardziej skomplikowana niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, również w kwestii organizowania wypoczynku w ferie i wakacje. Nauczyciel zatrudniony w szkole ma w tym czasie wolnych przynajmniej kilka dni, nawet jeśli organizuje dla uczniów jakieś zajęcia dodatkowe. Sam pracowałem w liceum, więc mówię to z własnego doświadczenia. W DWD w czasie wakacji i ferii intensywnie pracujemy, prowadzimy np. obozy narciarskie, na których fizycznie uczymy dzieci jeździć na nartach. Realizujemy więc zadania dydaktyczne. A pieniądze mamy te same, co nauczyciel szkolny. W wakacje letnie robimy nabór indywidualny i nasi nauczyciele pracują 4 tygodnie dłużej, za to samo pensum. Mają mniej wolnego i urlopów. Czy to jest sprawiedliwe? Jak więc ma się to do propozycji resortu odnośnie zniesienia subwencjonowania tego typu zajęć i szkoleń?

Konkludując, powiedziałbym, że jeśli zależy nam nauczycielom, rodzicom, wychowawcom i opiekunom, ale i instytucjom państwa polskiego, na wszechstronnej edukacji młodego pokolenia, wspierającego rozwój fizyczny i psychiczny, to musimy się liczyć  z tym, że to dużo kosztuje. To proces długofalowy i kosztowny. Możliwość wyjazdu do DWD wpisuje się w tę wizję inwestowania w młode pokolenie. Jednocześnie chcę podkreślić, że po okresie pandemii - podczas której uczniowie są praktycznie zamknięci w domach i nie mają możliwości prowadzenia aktywności sportowej czy rekreacyjnej, a spędzają mnóstwo czasu przed komputerami – domy wczasów dziecięcych będą bardzo potrzebne.