Tym bardziej że - przynajmniej obecnie - podlega on szczególnej ochronie jako funkcjonariusz publiczny i co za tym idzie jego znieważenie i zniesławienie jest ścigane z oskarżenia publicznego. Choć, co do zasady, używanie na prawo i lewo niecenzuralnego określenia mogłoby być objęte zakresem tych przepisów, to - jako że chcącemu nie dzieje się krzywda - już prawdopodobnie nie w przypadku Rafał Trzaskowskiego.

Czytaj też: „Publiczne działanie sprawcy” jako znamię przestępstwa znieważenia funkcjonariusza publicznego >>>

Restaurator ukarany za znieważenie burmistrza Złotowa>>

Żaden tam bawidamek

Swoimi wspomnieniami z liceum Rafał Trzaskowski podzielił się w podcaście Kuby Wojewódzkiego i Piotra Kędzierskiego. Zapytany o to, czy był bawidamkiem, odpowiedział, że dla niego to wyraz "z języka i frazeologii babć".

- Ale to chodziło o to, że dupiarz. Ale nie bawidamek. Kto mówi bawidamek, na Boga? -  mówił Trzaskowski. Dopytywany przez Kubę Wojewódzkiego potwierdził, że był tym pierwszym.

Czytaj też: Pojęcie funkcjonariusza publicznego w prawie karnym >>>

 

Wywołało to falę oburzenia, bo - jak zauważano - jest to nie tylko określenie dość wulgarne, ale również seksistowskie - redukujące kobiety do jednej części ciała, o czym mówił prof. Jerzy Bralczyk pytany o to przez portal naTemat.

– To nie jest słowo, którego powinien używać prezydent stołecznego miasta. Zwłaszcza dzisiaj jest to wysoce niestosowne i myślę, że kobiety, które stanowią znaczny elektorat prezydenta, mogą się czuć urażone - podkreślał prof. Bralczyk.

 

 

Kto siebie przezywa, ten się tak nazywa

Prezydent za swoje słowa przeprosił - "Niestety nieformalna konwencja rozmowy z Kędzierski&Wojewódzki sprawiła, że opisując historie sprzed 30 lat słownictwem przeniosłem się do czasów liceum. Dla takich słów nie ma i nie powinno być miejsca w przestrzeni publicznej. Wszystkich, którzy poczuli się urażeni przepraszam" – napisał na Twitterze. Na razie nie wiadomo, czy wszyscy urażeni poczuli się przeproszeni, ale jest duże prawdopodobieństwo, że określenie zostanie z Rafałem Trzaskowskim na lata i wykorzystywane w tym kontekście jednak w przestrzeni publicznej zagości. I choć jego używania nie zalecamy, to - jak wskazują eksperci - o pociągniecie sprawcy do odpowiedzialności może być trudno.

Czytaj też: Prawo właściwe dla naruszenia dóbr osobistych osoby fizycznej w Internecie >>>

 

- Moim zdaniem nazywanie Prezydenta Trzaskowskiego "dupiarzem" - oczywiście przy zachowaniu umiaru – nie będzie stanowić jego znieważenia ani pomówienia - mówi adwokat Andrzej Zorski z kancelarii PZ Adwokaci. - Po pierwsze dlatego, że sam był łaskaw siebie tak nazwać. Możemy więc domniemywać, że w jego odbiorze nie jest to określenie specjalnie pejoratywne - wszak rzadko krytykujemy sami siebie za pomocą zniesławień. Po drugie, zostało użyte w takim kontekście, że trudno jednoznacznie uznać to za coś krzywdzącego w mniemaniu odbiorców. Wciąż przecież mężczyzna, macho kojarzy się, niestety, pozytywnie w społecznym odbiorze. Pomijam już zupełnie aspekt PR-owy podejmowania akcji prawnych przeciwko domniemanym naruszycielom z tego tytułu, byłoby to mało spójne działanie, skoro sam się tak określał - uważa mec. Zorski.

WZORY DOKUMENTÓW:

 

To zależy od okoliczności

- Osoba publiczna musi mieć trochę grubsza skórę w zakresie tego jak jest opisywana, komentowana, jak się do niej inne osoby odnoszą w przestrzeni publicznej - mówi Joanna Parafianowicz, adwokat prowadząca własną kancelarię adwokacką. - Obawiam się jednak, że jeśli sam zainteresowany siebie określa - nawet w nieformalnej rozmowie - ale wypowiadając się jako osoba pełniąca funkcję publiczną w tego typu sposób, po prostu musi się liczyć z tym, że to będzie nadużywane - tłumaczy.

 

Jak dodaje, nawet miłego określenia można użyć w takim kontekście, który okaże się pejoratywny i w sposób, który może prowadzić do zniesławienia, naruszenia dóbr osobistych i odpowiedzialności karnej. -  Mam wrażenie, że w tym przypadku prezydent Trzaskowski przekroczył pewną granicę, za którą trudno mu się będzie domagać ochrony prawnej, za używanie tego typu określeń pod jego adresem. To jest zresztą pułapka mediów społecznościowych i świata, w którym żyjemy,  skracamy dystans z krzywdą dla siebie.  Rozumiem, że nie chodziło o to żeby się przedstawić w jak najgorszym świetle. Natomiast wypowiedzi publiczne, konkretne zdania, w szczególności osób publiczny w sferze publicznej mają to do siebie, że nawet wyjęte z szerszego kontekstu stanowią element, który podlega ocenie, niekiedy w oderwaniu od całości. Skoro więc sam prezydent siebie nazywa kiedyś "dupiarzem" to powinien liczyć się z tym, że to się od niego raczej już nie odklei - zaznacza.

Dodaje jednak, że wszystko będzie zależeć od okoliczności i kontekstu, w jakim zostanie użyte określenie. Jako istotne wskazuje też, że użyto je w kontekście przeszłości i to mogłoby być podstawą do ewentualnego wystąpienia przeciwko tym, którzy będą tego nadużywali.

Czytaj też: Istota naruszenia czci człowieka jako dobra osobistego >>

 

 

Cytat lub ocena

Jak tłumaczy Prawo.pl mec. Katarzyna Lejman z kancelarii Leśnodorski, Ślusarek i Wspólnicy, jeżeli w przestrzeni publicznej ktoś określa siebie samego słowami powszechnie uznawanymi za obraźliwe, to osobom trzecim wolno taką wypowiedź zacytować celem dokonania oceny lub krytyki tej konkretnej sytuacji - ale tylko w tym kontekście.

- Nie w dowolny sposób. Przykładowo to, że ktoś nazywa siebie w wywiadzie "debilem", komentując, że np. nie przewidział konsekwencji jakiejś swojej decyzji, upoważnia innych do powoływania się na tę wypowiedź i powtarzania tego stwierdzenia, o ile odbywa się to w nawiązaniu do konkretnego udzielonego wywiadu i konkretnej podanej przez tę osobę przyczyny nazwania siebie w ten sposób. Nie uchyli bezprawności naruszenia czci i dobrego imienia wypowiedzenie wobec tej osoby użytego przez nią wcześniej obraźliwego sformułowania, jeżeli w tej wypowiedzi brak będzie wyraźnych nawiązań do oryginalnych słów i kontekstu - podkreśla prawniczka.