Czytaj: Wyniki wyborów: Sejm dla PiS, Senat dla opozycji>>

 

Już w pierwszych powyborczych oświadczeniach, w niedzielny wieczór przywódcy PiS deklarowali kontynuację swojej "dobrej zmiany". Można więc spodziewać się realizacji znanych już programów, chociaż może nie być to oczywiste. Bo w sferze socjalnej, dzięki której w przeważającej mierze PiS osiągnął swój wynik wyborczy, wprawdzie wszystkie deklaracje zostały przed wyborami wyraźnie zaprezentowane, ale z ich realizacją może jeszcze być różnie.

Jest ich tak dużo, i tak "na bogato", że państwo może tego zwyczajnie nie wytrzymać. Szczególnie, że zaczyna się spowolnienie gospodarcze i w znacznym stopniu wyczerpane już zostały proste rezerwy, jak np. luka w VAT. W tej dziedzinie ekipa rządząca przez ostatnie cztery lata osiągnęła znaczące wyniki, więc teraz może już być coraz trudniej o kolejne "uszczelnienia".
Ciekawie, ale też niebezpiecznie może być, gdy władza będzie chciała i musiała rozliczać się z obietnic, a pieniędzy w budżecie państwa zacznie brakować. Żeby tylko rządzącym nie przyszło do głowy kreowanie jakichś pustych pieniędzy albo zadłużanie nas na koszt przyszłych pokoleń.

Mniej oczywiste, ale też w pewnym sensie łatwiejsze do realizacji są deklaracje PiS ze sfery ustroju, prawa i wymiaru sprawiedliwości. To nie jest "kiełbasa wyborcza", więc niezbyt wiele o tym było na konwencjach wyborczych i spotkaniach polityków PiS z elektoratem, ale nawet bez tego było i jest oczywiste, że ta partia ze swojej drogi w tej dziedzinie nie zejdzie. Zresztą wiele razy podczas kampanii wyborczej jej przedstawiciele o tym przypominali.

Prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił np., że jeśli partia zdobędzie większość konstytucyjną, to dokona zmian w ustawie zasadniczej, a jeśli nie, to będzie zmieniać mechanizmy funkcjonujące w państwie.  I wyjaśniał, że jego zapowiedź zmian ustrojowych odnosi się "do pewnego mechanizmu społecznego, który funkcjonuje w społeczeństwie, który rozdziela różnego rodzaju dobra, począwszy od dóbr materialnych, skończywszy na dobrach kulturowych, w wreszcie na prestiżu, na tym, jak poszczególni ludzie i grupy społeczne są traktowane".

 


To nie była zaskakująca deklaracja, bo przecież przez minione cztery lata PiS zmieniał ustrój państwa bez zmiany konstytucji. Trybunał Konstytucyjny nie jest już przecież sądem konstytucyjnym, wyroki Sądu Najwyższego nie mają już ostatecznego charakteru, bo może je weryfikować nadzwyczajna izba w tym sądzie, Krajowa Rada Sądownictwa nie jest już wybierana przez sędziów, wybrani przez Sejm sędziowie TK nie orzekają, a inni wybrani na ich miejsca owszem, prokuratorzy mają narzędzia do blokowania postanowień sądów. To tylko niektóre ze zmian faktycznych, które wprowadzono nie oglądając się na konstytucję. Zgodnie z zapowiedzią prezesa partii rządzącej, będą zapewne kolejne.

Prezes PiS zapowiadał też dalsze zmiany w wymiarze sprawiedliwości. Nie mówił o szczegółach, ale temat trochę rozwijał w kampanii wyborczej minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Jak mówił, mają one dotyczyć m.in. usprawnienia procedur cywilnych i karnych oraz organizacji sądów. Przypominał też, że trwają prace nad koncepcją zmian w strukturze sądów powszechnych.
Ten temat pojawił się już na początku minionej kadencji, ale nie przeszedł do fazy realizacji. Wzbudził jednak wiele emocji, bo zapowiadana nieoficjalnie likwidacja dwóch szczebli sądownictwa powszechnego musiałaby się wiązać z koniecznością ponownych powołań sędziów. W środowisku sędziowskim mówi się wręcz wprost o szykowanej czystce kadrowej w sądach.

PiS dostaje solidny mandat do dalszego wprowadzania swoich zmian, w tym w wymiarze sprawiedliwości. W Sejmie nikt nie będzie w stanie tej partii przed tym powstrzymać. No może Senat z niewielką większością opozycji będzie to trochę spowalniał. Blokady mogą też pojawić się ze strony Unii Europejskiej, a jak już się okazało, cofnięcie pod naciskiem Komisji Europejskiej i Trybunału Sprawiedliwości przepisów o obniżeniu wieku przechodzenia sędziów w stan spoczynku było, jak na razie, jedynym ustępstwem PiS w odniesieniu do zmian w sądach. No i teraz tuż po wyborach szykuje się parę istotnych zdarzeń dotyczących Polski na forum UE.

Pierwszym prawdopodobnie będzie wyrok TSUE w sprawie Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądownictwa. W poprzedzającej wyrok opinii rzecznik generalny Trybunału stwierdził, że wspomniana Izba nie jest niezawisłym sądem w rozumieniu prawa UE, a KRS nie jest prawidłowo ustanowionym organem, który może rekomendować do powołania niezawisłych sędziów. Jeśli Trybunał potwierdzi w wyroku te stwierdzenia, to już na początku kadencji PiS będzie mieć kłopot. Uznać wyrok i zmieniać te dwa organy? Dla Polski byłoby to dobre, ale dla partii to blamaż. A zignorowanie wyroku to wyruszenie na wojnę z Unią, gdzie przecież i tak polski rząd nie ma dobrej pozycji.

Czytaj: 19 listopada wyrok TSUE w sprawie niezależności Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego>>

Reakcja polskich władz na wyrok TSUE będzie jednym z pierwszych sygnałów, czego można się spodziewać w tej kadencji w sferze prawa i ustroju. Potem będą kolejne takie wyroki, bo choćby kilka dni temu Komisja Europejska skierowała do TSUE skargę w sprawie sędziowskich dyscyplinarek, a w kolejce czeka już dość długa lista pytań prejudycjalnych z polskich sądów.

Czytaj: SN po raz kolejny pyta TSUE o status nowych sędziów >>

Na pewno będzie wokół tego gorąco, ale też rządzący muszą się liczyć z tym, że wyroków Trybunału Sprawiedliwości nie da się politycznie zakrzyczeć.