W tym tygodniu resort sprawiedliwości poinformował, że stanowiska stracili szefowie prokuratur apelacyjnych z Wrocławia, Łodzi i Białegostoku. W grudniu Ćwiąkalski odwołał szefów prokuratur apelacyjnych z Warszawy, Krakowa, Katowic, Lublina i Rzeszowa oraz szefa Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Ze stanowiskami żegna się także wielu szefów prokuratur okręgowych. Minister wyjaśnia, że chodzi mu o to, żeby prokuratury nie kojarzyły się z żadnymi śledztwami politycznymi. - Nie prowadziłem wobec tych prokuratorów postępowania dyscyplinarnego, ale wiadomo, że większość z nich była wymieniana, a te prokuratury były traktowane jako te, gdzie się kieruje sprawy o charakterze politycznym" - mówił Zbigniew Ćwiąkalski na antenie TVN24.

Tymczasem sympatyzujące z obecną opozycją dzienniki piszą, że Ćwiąkalski przeprowadza w prokuraturach "polityczną czystkę", która "zaczyna przypominać czasy głębokiego PRL". Rzeczywiście zmian jest sporo i nabrały one ostatnio tempa. Jeśli w jednym komunikacie resort informuje o wymianie kilku prokuratorów apelacyjnych i następnych kilku okręgowych, to może to robić wrażenie. Ale tylko na kimś, kto ma krótką pamięć, albo polityczną amnezję. Ta przypadłość objawia się w ten sposób, że ostro widzi się i gromko krytykuje działania obecnego ministra, a zupełnie nie wspomina się, jak te same sprawy załatwiał jego poprzednik. A warto pamiętać, że Zbigniew
Ziobro wymienił 10 z 11 prokuratorów apelacyjnych i 41 z 45 prokuratorów okręgowych. To twarde fakty, których zanegować nie można. Ale można je pominąć, tak jak to robią krytycy działań obecnego szefa resortu sprawiedliwości.

Każdy, kto z jakimś dystansem obserwował działania poprzedniego ministra musiał zdawać sobie sprawę, że większość z jego nominacji ma krótkie nogi, że po zmianie władzy nowa ekipa tych ludzi szybko wymieni. Tak samo ci nominowani przez Ziobrę chyba nie mieli co do tego większych złudzeń. A jeśli mieli, to sami sobie winni.
Nie powinno więc dziwić, że nowy minister sprząta po huraganie, jakim dla wymiaru sprawiedliwości były rządy jego poprzednika. Oczywiście, to nie jest dobre dla prokuratury, tak jak dla każdej instytucji, że po każdych wyborach następuje kadrowe trzęsienie ziemi. Chciałoby się doczekać czasów, gdy politycy będą bardziej szanować kompetencje urzędników i ich lojalność wobec państwa niż zbieżność z własnymi poglądami czy chęć służenia aktualnie rządzących. Chciałoby się doczekać sytuacji, gdy zasada ciągłości w prowadzeniu spraw państwa przeważy nad zasadą politycznych łupów. Ale nie wydaje się raczej zasadne zapoczątkowanie takiej praktyki od ekipy mianowanej przez Zbigniewa Ziobro.