Rok 2018 - jak mówią policjanci - charakteryzował się nie tylko wzrostem liczby ofiar wypadków drogowych (mimo, że samych wypadków w porównaniu z latami poprzednimi było mniej), ale też tym, że były one tragiczniejsze - częstsze były zdarzenia, w których ginęła więcej niż jedna osoba. W tym roku - jak wynika z danych do których dotarło Prawo.pl - jest jeszcze gorzej. W pierwszym kwartale 2019 r., w porównaniu z tym samym okresem 2018 r. wzrosła nie tylko liczba ofiar, ale też osób rannych i samych wypadków. Kierowcy folgowali sobie jeśli chodzi o pedał gazu - zdecydowanie wzrosła liczba praw jazdy zatrzymywanych za przekroczenie o 50 km/h prędkości w terenie zabudowanym. - Brawura, bezmyślność, udowadnianie sobie kto jest lepszy na drodze - podsumowują eksperci. 

 


Prędkość i brawura nadal zabijają 

Zgodnie z najnowszymi statystykami Komendy Głównej Policji, w pierwszym kwartale 2019 r. doszło do 5 967 wypadków (w tym samym okresie 2018 - 5872), zginęło w nich 620 osób - prawie o 100 więcej niż w tym samym okresie 2018 r., a rannych zostało 7059  - (w pierwszym kwartale 2018 r. -  6944). Więcej zatrzymano też kierowców pod wpływem alkoholu - ponad 22 tys. (w 2018 r. ok. 20 tys.) i ... praw jazdy za prędkość -  6920 odebranych w pierwszych trzech miesiącach 2018 r. i  10 505 w roku bieżącym.

Z raportu za 2018 r. wynika natomiast, że najtragiczniejszymi miesiącami były październik, maj i lipiec. Wypadki jesienne były efektem pogarszających się warunków atmosferycznych, wiosenne i letnie - masowymi wyjazdami na wakacje.  Najczęściej dochodziło do nich na wąskich drogach, w terenie zabudowanym, poprzez zderzenie - głównie boczne - z drugim autem.  

Czytaj: Gmina odpowiada za wypadek, bo źle oznakowała niebezpieczny łuk drogi>>

Policjanci i eksperci przyczyn doszukują się w wielu kwestiach - jedną z głównych, niezmiennie, jest nadmierna prędkość. Dlaczego jeździmy szybko? Jak mówią, przede wszystkim z roku na rok jest coraz cieplej, zim praktycznie nie ma, a lepsze warunki pogodowe zachęcają do szybkiej jazdy. Mówiąc wprost przyzwyczajamy się, że nie ma ryzyka poślizgu i chętniej wciskamy pedał gazu. Więcej jest też samochodów coraz nowszych i coraz szybszych, które kierowcom wydają się bezpieczniejsze. Są też coraz cichsze i w niektórych nawet 200 km/h nie odczuwamy - dodają.  

Więcej na ten temat przeczytasz w książce Przestępstwo wypadku drogowego w pytaniach i odpowiedziach >

- To, że mamy wzrost ofiar śmiertelnych to już jest fakt. Przyczyn może być wiele. Z roku na rok rejestruje się średnio 600 tys. pojazdów, trudno powiedzieć ile jest wycofywanych, ale na pewno ta liczba się nie równoważy - czyli aut na polskich drogach jest więcej. Ale Polacy zapominają też o zmianach zaostrzających kary - mówi podinspektor Radosław Kobryś z Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji. I dodaje, że im dalej od ich wejścia w życie, tym mniej kierowcy  się nimi przejmują. Przykład? Choćby odbieranie prawa jazdy za przekroczenie prędkości o 50 km/ h.  W tym roku zatrzymano już ponad 50 proc. więcej praw jazdy za prędkość, niż w analogicznym okresie 2018 r. - Przepis wszedł w życie wiosną 2015 roku. I rzeczywiście, przez pierwszy okres mieliśmy duże spadki szczególnie w zakresie liczby wypadków spowodowanych nadmierną prędkością. Od pewnego czasu ta liczba cały czas zwyżkuje - mówi podinspektor Kobryś. 

Nadal wielu kierowców nie przyjmuje też do wiadomości, że ktoś - mimo możliwości - woli jechać ostrożniej i wolniej, przykładowo nie 120 a 100 km/h.  Wymuszanie zwiększenia prędkości, "spychanie" na prawy pas, próby wyprzedzania nawet "na trzeciego", jazda slalomem - są na porządku dziennym. 

 - Jeśli ktoś chce się ścigać to niech pojedzie na tor wyścigowy i zobaczy jaki jest mocny w tym zakresie. Niektórzy kierowcy traktują nasze policyjne kontrole jak zabawę w kotka i myszkę. A prawda jest taka, że bloczki mandatowe wolelibyśmy przywieźć czyste na komendę. Nikt nas nie rozlicza za liczbę mandatów. Bardzo chętnie nie będziemy ich wyjmować, tylko dajcie nam szansę - mówi Kobryś.  

Psycholog transportu dr Andrzeja Markowskiego dodaje, że problemem bywa też  wadliwe oznakowanie dróg - np. w zakresie ograniczenia prędkości.  - Bywa, że sposób oznakowania wprost uczy ludzi lekceważenia pewnych sygnałów. A kierowca chce być traktowany podmiotowo, poważnie. Poważne traktowanie wymaga też od nas poczucia odpowiedzialności, zdolności do tego żeby podjąć świadomą decyzję, że w tym właśnie momencie zachowam się zgodnie z przepisami – mówi. 

Wyłączamy zdrowy rozsądek

Zgubne dla polskich kierowców jest też przeświadczenie o swoich umiejętnościach oraz pewność, że wypadki zdarzają się innym, nie im. Po macoszemu traktują zapisane w Prawie o ruchu drogowym zasady ostrożności, szczególnej ostrożności i ograniczonego zaufania.    

- Efektem tego jest swoista niefrasobliwość jeśli chodzi np. o korzystanie z telefonu, sprawdzanie maili podczas jazdy, sms-ów. Niezwracanie uwagi na znaki informacyjne, ostrzegawcze - np. o przejściu dla pieszych, czy skrzyżowaniu - mówi Kobryś. I podaje kolejny przykład. - Często widzimy, że kierowca przed nami zachowuje się w sposób nienaturalny, np. jedzie wolniej - zamiast również zwolnić, użyć sygnału dźwiękowego, decydujemy się na wyprzedzanie i ... dochodzi do zderzenia.  Bo ten kierowca, który zwalniał szukał zjazdu w lewo, dał sygnał kierunkowskazu, ale nie został zauważony - mówi. 

Czytaj też: SA: 200 tysięcy zadośćuczynienia dla poważnie rannego motocyklisty>>

I dodaje, że dotyczy to też pieszych, którzy mając pierwszeństwo przy przechodzeniu przez przejście dla pieszych zapominają o ostrożności. - I nie mówię o sytuacji, że pieszy patrzy w telefon czy w gazetę. Jest przekonany, że skoro jeden kierowca go przepuścił to jest bezpieczny. A tymczasem kolejny kierowca może się nie zatrzymać i tak niestety często bywa – mówi Kobryś.  

W ocenie dr Markowskiego, nasze zachowanie w ruchu drogowym jest modelowanie i przez nasze własne wychowanie i przez kulturę i pewne cechy temperamentu. Przypomina, że w krajach gdzie relacje są bardziej demokratyczne, jest większa skłonność do przestrzegania przepisów ruchu drogowego. Tam gdzie struktura jest bardziej hierarchiczna - skłonność do ich łamania jest większa.

- Szwedka wystuka numer 112 i doniesie policji, że jadący przed nią samochód przekroczył prędkość. Tego typu zachowanie u nas jest trudne do wyobrażenia, chyba że dojdzie do drastycznej sytuacji drogowej, a na Wschodzie (np. w Rosji, cz krajach arabskich) nikomu do głowy nie przyjdzie, by tak zareagować.  Dlaczego? Bo dla pani Sorensen tego typu zachowanie jest dbaniem o wspólne bezpieczeństwo, dla nas donosicielstwem, a na Wschodzie pokazaniem, że mam tyle samo praw jak ta osoba, która pozwala sobie na łamanie przepisów – zaznacza. 

Kluczem zmiany w  szkoleniach kierowców i ... instruktorów

Zdaniem ekspertów szansą są zmiany w szkoleniach nie tylko kierowców ale też samych instruktorów, tak by przyszli użytkownicy dróg potrafili dostrzegać swoje błędy, zagrożenia i współpracować na drodze z innymi kierowcami. 

Czytaj: Dziecko wbiegło pod auto, rodzic nie zapłaci za szkodę>>

- Szkolenie, edukacja są w Polsce anachroniczne. Nie w ten sposób powinno wyglądać. Przepisów ruchu drogowego można się nauczyć we własnym zakresie, korzystając z komputera. Natomiast szkolenie przy zdobywaniu prawa jazdy powinno skupiać się na pokazaniu kursantom zagrożeń, które uczestnicy ruchu drogowego powodują, nauczeniu ich krytycznego spojrzenia na swoje zachowanie w ruchu drogowym i umiejętności współpracy, a nie rywalizacji  z innymi uczestnikami tego ruchu. Problemem jest to, że kadra doskonałych instruktorów ma ograniczoną wiedzę o mechanizmach ludzkiego zachowania. Trzeba więc zacząć od edukowania instruktorów – mówi Markowski. 

Zabierz kluczyki pijanemu

Celem szkoleń - jego zdaniem - jest też nauczenie wszystkich uczestników ruchu, że normy, reguły i zasady zostały opracowane po to by zwiększyć ich bezpieczeństwo. Jego zdaniem ważne są tez kampanie społeczne - choćby takie jak "zabierz kluczyki pijanemu". 

- Przed tą akcją mało komu przychodziło do głowy, że tak można się zachować. Bo to było pojmowane, jako wkraczanie w obszar zarezerwowany dla drugiego człowieka i jego suwerennej decyzji jadę, czy nie jadę. Nie odważyliśmy się lub bardzo rzadko decydowaliśmy się na zabranie kluczyków z obawy przed awanturą. Tymczasem ta akcja uświadomiła, że często ryzykowne zachowanie może przynosić coś dobrego - chronić, życie i zdrowie - zaznacza. 

Także policjanci widzą  potrzebę zwiększania świadomości. Jak mówią, wielu zdarzeń śmiertelnych można by uniknąć gdyby kierowcy, piesi, rowerzyści zwracali uwagę na tych, którzy są wokół nich.  - Przykład? Właśnie rowerzyści, którzy zapominają,  że ich pojazd jest mniejszych gabarytów, i  przemykając obok samochodów są praktycznie niewidoczni dla kierowców. A tymczasem wystarczy, że jadą z prędkością 25 kilometrów na godzinę to jest 7 metrów w jedną sekundę. Z kolei samochód jadący 50 km/h pokonuje w jedną sekundę prawie 14 metrów. Czas reakcji kierującego na przeszkodę, której się spodziewa to jedna sekunda. Co z tego wynika? Kierowca żeby nie zderzyć się z rowerzystą musiałby go zobaczyć z odległości około 20 metrów przed przejazdem dla rowerów - mówi podinspektor.

Podstawa - nieuchronność kary i konsekwencji 

Z kolei adwokat Jarosław Kusz, specjalizujący się m.in. w prawie drogowym, podkreśla że istotne jest przekonanie kierowców o nieuchronności kary i świadomość konsekwencji, które mogą ponieść. Nie ukrywa, że tymi najbardziej dotkliwymi ale też wychowawczymi są konsekwencje finansowe - czyli nawiązki na rzecz pokrzywdzonych i obowiązek naprawienia szkody. 

- W sprawach dotyczących wypadków widziałbym też potrzebę większej aktywności stron, ale i większej aktywności sądu podejmowanej z urzędu. Mam tu na myśli zwłaszcza ocenę opinii z zakresu rekonstrukcji wypadków. Często jest tak, że jakość tych opinii czy kompetencje biegłych nie są zadowalające, a sądy, nie mając wiedzy specjalistycznej, bez pomocy ze strony obrońców, pełnomocników oskarżycieli posiłkowych czy też prokuratorów - nie są w stanie odnaleźć błędów. Sytuacja taka wymaga aktywności strony, która może np. przedstawić ekspertyzę prywatną i wywołać potrzebę sporządzenia uzupełniającej lub dodatkowej opinii. Ale sądy są niestety czasami bezkrytyczne - mówi. 

 

Bazując na swoim doświadczeniu prawnik podkreśla, że szereg takich opinii jest wadliwych, nierzadko wewnętrznie sprzecznych czy nielogicznych. W jego ocenie zbyt rzadko wykorzystywane są też nowe możliwości kontrolowania kierowców - np. blokada alkoholowa, którą na wniosek skazanego można stosować po upływie połowy okresu zakazu prowadzenia pojazdów. 

- Takich wniosków jest mało, co może być efektem braku świadomości prawnej w społeczeństwie. A warto to zmienić, gdyż takie rozwiązanie może wypełniać cele związane z wychowaniem sprawcy i zapobieganiem powrotowi do przestępstwa. Oczywiście sąd musi wcześniej m.in. wnikliwie zbadać właściwości i warunki osobiste skazanego oraz dotychczasowy sposób wykonywania przez niego orzeczenia – dodaje adwokat.