Rozprawa to centralny, merytoryczny etap postępowania sądowego. Rzecz absolutnie rudymentarna: rozprawa w danej sprawie jest zawsze jedna! Wyjątkowo może się składać z wielu posiedzeń (tzw. terminów) sądu. Każde kolejne „posiedzenie” jest jednak logiczną kontynuacją tej samej rozprawy, aż do jej zamknięcia. To właśnie ustna rozprawa jest miejscem, podczas którego strony przedstawiają żądania, dowody, przesłuchiwani są świadkowie, biegli i same strony, a ostatecznie ogłaszany jest wyrok. Rozprawa odbywać się powinna jawnie i z dostępem dla publiczności. Rozprawa rozpoczyna się formalnie po wywołaniu sprawy i kończy jej zamknięciem przez sąd. Rzecz ciekawa, ustawy zwykłe, jakimi są Kodeks postępowania cywilnego i Kodeks postępowania karnego nie wymagają żadnych zmian. KPC wprost przewiduje, że obowiązkiem władzy jest takie przygotowanie rozprawy, aby nie było przeszkód do rozstrzygnięcia sprawy na pierwszym terminie. Jedynie wyjątkowo, verba legis: „tylko w razie konieczności” wolno wyznaczyć więcej niż jedno posiedzenie sądowe.
Czytaj: Przedsiębiorca jako sędzia handlowy - eksperci sceptyczni >>
Polskie tradycje międzywojenne
Przedwojenna Polska nie znała rozciągniętych latami spraw sądowych, które dziś są normą. Przypomnę jedynie dwie sprawy tytułem przykładów, intencjonalnie z dwóch różnych epok: początku i kresu Rzeczypospolitej. Sprawa zabójstwa prezydenta Gabriela Narutowicza przez Eligiusza Niewiadomskiego z 1922 roku. Do tragicznego zdarzenia doszło 16 grudnia, a już 30 grudnia o 10:45 rozpoczynała się rozprawa główna. Całą rozprawę główną przeprowadzono jednego dnia. Trwała do 20:45. Tego samego dnia zapadł wyrok skazujący Niewiadomskiego na karę śmierci. Żadnej zwłoki, żadnych półśrodków. Żadna ze stron nie wniosła apelacji – obrona na wyraźne żądanie samego Eligiusza Niewiadomskiego. Wyrok zdążył się uprawomocnić, a prokurator za pośrednictwem ministra sprawiedliwości zdążył przedstawić nowemu Prezydentowi Rzeczypospolitej akta, celem rozważenia zmiany kary (aktu łaski), jednak prezydent Stanisław Wojciechowski powodów takich "nie znalazł ani w aktach, ani w sumieniu". W tej sytuacji 31 stycznia 1923 roku na warszawskiej Cytadeli wyrok został wykonany przez rozstrzelanie Eligiusza Niewiadomskiego.
Powtórzę - do zabójstwa doszło 16 grudnia 1922 r., a do zakończenia sprawy karnej, obejmującej tak etap postępowania przygotowawczego, jak i sądowego już dwa tygodnie później. Nie minęły dwa miesiące, a prawomocny wyrok został wykonany, zaś sprawa zdążyła trafić na biurko prezydenta, celem rozważenia procedury ułaskawienia.
Drugi przykład, rok 1938 i głośna w Warszawie śmierć architekta Zbigniewa Gierszewskiego. 29 września 1938 r. znaleziono ciało denata w jego gabinecie. Całe śledztwo przeprowadzono dynamicznie, z nastawieniem „im później, tym mniejszy sens ma nasza praca”. Sprawnie zabezpieczono materiał dowodowy, przesłuchano świadków. 17 kwietnia 1939 r., ledwie 6 miesięcy po natknięciu się na zwłoki architekta, rozpoczyna się rozprawa główna. Na pierwszy termin wezwani są oczywiście wszyscy świadkowie. Sąd już na początku informuje wszystkich, że rozprawa potrwa trzy tygodnie, w zasadzie dzień po dniu. Tak też się stało. Akt oskarżenia liczył 150-stron, przesłuchano w 3 tygodnie… 136 świadków. Wyrok ogłoszono w piątek, 7 maja 1939 r. Nie minął rok od zdarzenia. To był standard etosu sądowego przed wojną: szybkość, jasność i klarowność postępowania, koncentracja dowodów i przesłuchań oraz wyrok bez tłumaczeń o niemożności prowadzenia spraw „dzień po dniu”.
Dziś kontrastuje to ze współczesną praktyką przeciągania spraw latami z powodu rozciągniętych przerw i odroczeń. Gdzie zatem dzisiaj, na gruncie przepisów prawa, leży źródło problemu?
Problematyczne rozporządzenie, zmiana w gestii ministra
Problemem jest przepis prawny jeszcze niższego, niż ustawa zwykła, rzędu. Mianowicie par. 86 Regulaminu urzędowania sądów powszechnych, który nakazuje przewodniczącemu pozostawiać wolne terminy sesyjne, umożliwiające odraczanie albo przerwanie rozprawy na okres do 6 tygodni pomiędzy „rozprawą odbytą” a „odroczoną lub przerwaną. Przypomnijmy: ani Konstytucja RP, ani KPC, ani KPK nie przewidują „rozpraw odroczonych”, ani „rozpraw przerwanych”. Rozprawa ma być jedna. Do tego jawna, zapewniać bezpośredni i ustny kontakt stron z sądem oraz stanowić jeden logiczny, skoncentrowany proces rozpoznania sprawy przed ogłoszeniem wyroku. Tak rozumiana rozprawa ma odbywać się „bez nieuzasadnionej zwłoki”. Przez ostatnie dekady doszło jednak do głębokiej dysfunkcji polegającej nie tyle na „odraczaniu”, czy „przerywaniu” rozprawy, co właśnie utożsamieniu jawnych, urzędowych posiedzeń z udziałem stron i sądu z instytucją „rozprawy”. Aby unaocznić sobie biurokratyczny spektakl, którym stały się postępowania sądowe, wyobraźmy sobie sytuację analogiczną podczas… publicznej obrony rozprawy doktorskiej. Doktorant ledwie zaczyna prezentację, a komisja… zarządza przerwę na trzy miesiące, by zastanowić się nad kolejnością pytań, bowiem wielu innych doktorantów też chce się tego dnia bronić.
Absurd? Oczywiście. A jednak w sądach widzimy ten sam „profesjonalizm”. W ten sposób prawo obywatela do rzetelnego i sprawnego procesu jest uśmiercane przez proceduralne wygodnictwo. Niektórzy powiedzą, że „6 tygodni” to i tak lepiej, niż uprzednie (przed 2019 r.) „3 miesiące”. Odpowiem przekornie, że w pierwszym projekcie Kodeksu postępowania karnego, opracowanego jeszcze przez tę najsłynniejszą, przedwojenną, Komisję Kodyfikacyjną Rzeczypospolitej Polskiej przewidywano, że maksymalny okres przerwy w rozprawie mógł wynosić 3 dni. W samym KPK z 1928 r. maksymalny okres przerwy wydłużono z 3 do 14 dni. 14 dni to ani nie 6 tygodni, ani nie 3 miesiące.
Czytaj: Adwokat Dawid Kulpa: Potrzebujemy sędziów handlowych>>
A może… wykładnia prokonstytucyjna?
Minister Żurek ma wszelkie narzędzia, by tę złą praktykę zmienić. W trybie pilnym może zmienić par. 86 Regulaminu urzędowania sądów powszechnych, kończąc z „wolnymi terminami”, służącymi odraczaniu rozpraw na miesiące, jeśli nie lata. Skoro obywatel i tak czeka na termin rozprawy głównej, niech ma też pewność, że proces będzie przebiegał skoncentrowany, dzień po dniu, bez rozbijania pamięci świadków czy osłabiania bezpośredniego poznania dowodów przez skład orzekający.
Rozprawa główna ma być chwilą intensywnej, zwartej pracy sędziów i pełnomocników, tak jak to było przed wojną, gdy uczciwość i praktyczność szły w parze. Oczekiwanie, że całą rozprawę główną uda się dziś przeprowadzić w każdej sprawie jednego dnia jest mało realne. Jednak odraczanie rozprawy w taki sposób, aby od razu, z odpowiednim wyprzedzeniem, kiedy trzeba to nawet i rocznym, zaplanować razem z pełnomocnikami od razu cały tydzień na jej rozpoczęcie, kontynuację i zakończenie, jest realne. Wprowadzenie sędziów handlowych, jak przed 1939 r., również. Poszerzenie, podobnie do przedwojennego KPC, przymusu adwokackiego w celu zaangażowania pełnomocników w sprawną organizację procesu, także jest możliwe.
Te zmiany to nie tyle sentyment za czasami minionymi, ale konieczność prawna i moralna. To prawo obywatela, które wymaga od ministra zdecydowanych kroków, nie półśrodków. Esencją prawa do rzetelnego wymiaru sprawiedliwości (substantive and procedural due process of law) jest przecież prawo „podstawowe” do rzetelnej rozprawy sądowej (right to a fair trial).
W tekście przywołany fragment wypowiedzi ministra sprawiedliwości Waldemara Żurka dla TVP info.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Linki w tekście artykułu mogą odsyłać bezpośrednio do odpowiednich dokumentów w programie LEX. Aby móc przeglądać te dokumenty, konieczne jest zalogowanie się do programu. Dostęp do treści dokumentów w programie LEX jest zależny od posiadanych licencji.










