Przepełnione brytyjskie więzienia skłoniły ich dyrektorów do wystąpienia z radykalną inicjatywą zniesienia kary pozbawienia wolności poniżej 1 roku i zastąpienia jej nadzorowaną, obowiązkową pracą społeczną.

Krajowy Komitet Wykonawczy Stowarzyszenia Dyrektorów Zakładów Karnych nawołuje do dogłębnego przeglądu polityki penitencjarnej w Wielkiej Brytanii. - Stowarzyszenie ubolewa nad rosnącą populacją więzień, która w sierpniu br. sięgnęła nowego rekordu - 84 tys. osadzonych - i uznaje ten fakt za porażkę polityki penitencjarnej. Stowarzyszenie wzywa w związku z tym rząd do radykalnego przeglądu praktyk wymierzania kary pozbawienia wolności w celu niezwłocznego zaprzestania jej stosowania na okres krótszy niż 1 rok" – można przeczytać w projekcie proponowanej uchwały.

Jeśli dyrektorzy brytyjskich zakładów karnych twierdzą, że kierowane przez nich placówki są przepełnione, to zapewne wiedzą co mówią. Ta ich inicjatywa, która zapewne w Wielkiej Brytanii będzie żywo dyskutowana, zasługuje także na uwagę w Polsce. Chociażby z tego powodu, że skoro 84 tys. więźniów to za dużo na 61-miilionową Wielką Brytanię, co mówić o 38-milionowej Polsce, w której za kratami przebywa podobna liczba skazanych. Dlaczego brytyjscy dyrektorzy zakładów karnych głośno mówią, że mają pod opieką zbyt dużo ludzi? Dlatego, że doskonale wiedzą, że w więzieniu trudno kogokolwiek poprawić, a zdeprawować całkiem łatwo. Szczególnie w zakładzie karnym ciasnym, nie stwarzającym pensjonariuszom warunków do pracy, nauki, terapii. Dokładnie tak jest również w polskich zakładach karnych. Brytyjscy więziennicy narzekają na ciasnotę bo chyba nie widzieli polskich więzień, w których trudno utrzymać nawet zaniżoną w stosunku do wymagań Rady Europy trzymetrową normę powierzchni na osobę.

Brytyjscy specjaliści od więziennictwa buntują się przeciwko warunkom, w jakich muszą wykonywać swoje zadania. Ich polscy koledzy siedzą cicho, chociaż mają do czynienia z sytuacją nieporównanie gorszą. A powinni głośno mówić, że nie są w stanie prowadzić żadnej pracy z więźniami, że o resocjalizacji w polskim systemie penitencjarnym nie ma mowy. Brytyjczycy chcą szukać jakichś nowych rozwiązań, a my nie?