Krzysztof Sobczak: Otrzymał pan nagrodę w konkursie miesięcznika "Przegląd Sądowy" na publikacje najbardziej przydatne w praktyce wymiaru sprawiedliwości za książkę "Uczestnik postępowania nieprocesowego - zagadnienia konstrukcyjne". Jednak powstała ona jako praca habilitacyjna, co oznacza, że musiała mieć charakter teoretyczny. Paradoks?

Piotr Rylski: Nie, ponieważ w postępowaniu cywilnym trudno te dwa porządki oddzielić. To jest taka nauka, że my zawsze piszemy dla praktyki. Inaczej się nie da, ponieważ postępowanie cywilne jest dynamiką, a ważne jest pokazanie, jak coś funkcjonuje. Moja praca składa się z dwóch części, z których pierwszą jest analiza dotycząca umocowania uczestnika postępowania nieprocesowego, a druga, która ja sądzę jest najciekawsza z punktu widzenia praktyki, to przegląd sposobów uzyskania statusu uczestnika, a także utraty tego statusu. Jest więc w tej książce segment teoretyczny, bardziej opisowy, statyczny i segment bardziej dynamiczny, w którym głównie wykorzystałem wszelkie orzecznictwo Sądu Najwyższego, sądów powszechnych, a także swoje doświadczenia z praktyki, bo obok pracy na uniwersytecie jestem także pracownikiem Biura Studiów i Analiz Sądu Najwyższego. A jest tyle ciekawych przypadków w praktyce, że sam bym ich nie wymyślił.

Czytaj: Nagrody Przeglądu Sądowego za książki o procedurze cywilnej>>
 

Mówiąc o dynamice zjawiska ma pan na myśli zmiany dotyczące tej instytucji, czy orzecznictwa z tym związanego?

Ta dynamika najbardziej dotyczy postaci uczestnika. Uczestnik w postępowaniu nieprocesowym musi się w jakimś momencie pojawić, zgłosić swój udział, być dopuszczonym do udziału w postępowaniu. Potem on podejmuje określone czynności, może ten status utracić, może się zmienić charakter tego uczestnictwa. Mamy więc do czynienia z ewoluowaniem tej konkretnej instytucji uczestnika w danym postępowaniu. Jest więc powstawanie - charakter - ustanie. Każda instytucja procesowa musi być rozpatrywana z punktu widzenia dynamicznego, czyli w kontekście podejmowanych czynności procesowych, które są niczym innym jak taką metodyką dla sędziego, co ma robić w określonych sytuacjach.

 


Czy to, że pańska praca została uznana za przydatną dla sądów oznacza, że mają one problemy ze stosowaniem tej instytucji?

Tak, ponieważ kwestia uczestnika postępowania nieprocesowego jest w praktyce dużym problemem. Ja nie spotkałem sytuacji, by różne sądy w identyczny sposób postępowały w odniesieniu do tej instytucji. Przykładem może być wydawanie postanowień przez sądy przy dopuszczaniu uczestników do udziału w postępowaniach. Są sądy, które to robią, ale większość sądów w ogóle nie wydaje takich postanowień. Tylko od pewnego momentu zaczyna osobie fizycznej doręczać wezwania na rozprawy. Na przykład w postępowaniu o zasiedzenie sąd włącza kogoś, nie wydając postanowienia o dopuszczeniu go w charakterze uczestnika. Co potem, na etapie drugiej instancji wywołuje problemy, bo pojawia się pytanie, czy ten ktoś był traktowany jako uczestnik, jako zainteresowany, jako świadek, czy może jako osoba trzecia.

Mogą być w efekcie problemy ze skutkami takiego postępowania?

Owszem, do Sądu Najwyższego trafia wiele takich spraw i są ogromne problemy z ich zakwalifikowaniem. W takich postępowaniach nieprocesowych, szczególnie dotyczących nieruchomości,  występuje nawet po 20 - 30 - 40 osób i czasem nie wiadomo, kto został potraktowany przez sąd jako uczestnik, kto został z tego udziału zwolniony. Praktyka w tej dziedzinie w polskich sądach jest bardzo zróżnicowana. W efekcie jest to, moim zdaniem, jedna z bardziej problematycznych w praktyce instytucji.

Wymaga ona lepszego doregulowania, czy wystarczy orzecznictwo i komentarze?

Ja obecnie bałbym się doregulowywania tej instytucji. Mimo, że przepisy o uczestniku postępowania nieprocesowego są w niezmienionej formie od okresu międzywojennego. Przygotowane były przez Komisję Kodyfikacyjną II RP w ramach prac nad kodeksem postępowania niespornego, ale przyjęte dopiero w 1945 roku i praktycznie nie były zmieniane. Jest więc kwestia pewnej praktyki, pewnego wyczucia sędziowskiego. Jest też w tym kontekście pytanie, czy potrzebne jest więcej gwarancji procesowych, czy więcej sprawności w postępowaniu. To doskonale widać w przypadku postępowań opiekuńczych, w których pojawia się pytanie, czy wydawać postanowienia o wszczęciu z urzędu. Większość sądów tego nie robi, bo boi się potem zaskarżeń tych postanowień. Do tego trzeba takie postanowienie doręczyć, co zajmuje czas, a gwarancje są wtedy iluzoryczne, to taki uczestnik, czyli rodzic, którego władzę mamy ograniczyć, często nie wie, że takie postępowanie się toczy, dopóki nie zapadnie postanowienie w jego sprawie.
Być może pytanie o zmiany w przepisach jest przed nami. Komisja Kodyfikacyjna, która do 2015 roku pracowała nad zmianami w procedurze cywilnej, nie zajmowała się wprost przepisami o postępowaniu nieprocesowym, ale gdyby taka praca została podjęta, to moim zdaniem nie może to być kazuistyka. To jest raczej kwestia rozwiązań ogólnych w ramach części ogólnej postępowania nieprocesowego. I wtedy być może parę kwestii należałoby przesądzić. Co do formy udziału, dopuszczenia, wydawania postanowień. Także w odniesieniu do następstwa procesowego, ponieważ obecnie jest z tym mnóstwo problemów na przykład w sprawach wieczystoksięgowych. Ja w książce przyjąłem stanowisko, że po zmarłym wpisanym do księgi wieczystej następstwa nie ma, tak samo zresztą stwierdził Sąd Najwyższy. Inaczej większości spraw wieczystoksięgowych nie dałoby się zakończyć.

Zanim jednak te sprawy nie zostaną doprecyzowane w prawie, sądy muszą sobie z tym radzić?

Tak, sądy muszą o tym na codzień decydować. Wydaje mi się, że nie ma bardziej praktycznej instytucji w sądach rejonowych niż właśnie kwestia uczestnika postępowania nieprocesowego.