Projekt ustawy autorstwa Ministerstwa Sprawiedliwości dotyczący tzw. sądu i rozprawy odmiejscowionej ma na celu usprawnienie postępowań prowadzonych w trybie przyspieszonym o przestępstwa i wykroczenia. Do polskiej procedury karnej zostanie wprowadzony tzw. sąd stadionowy.
W projekcie tym nie występuje oskarżony czy podejrzany. W zamian za to ustawa operuje określeniem – sprawca, czyli osoba zatrzymana na stadionie. Ustawa  w ten sposób rozstrzyga o pozycji człowieka, który jest dopiero sądzony, wbrew domniemaniu niewinności. Jest to elementarny błąd w rzemiośle legislacyjnym, co fatalnie świadczy o warunkach, w jakich powstawał ten projekt.
Projekt ustawy przewiduje, że obrońca i oskarżony będzie w trakcie rozprawy znajdować się na stadionie. W tym samym pomieszczeniu ma być asystent sędziego. Konia z rzędem temu, kto mi wyjaśni jaką rolę będzie on pełnił -  mówi Pietrzak. - Według uzasadnienia projektu jego obecność ma stanowić rękojmię prawidłowego przebiegu procesu. Ale ta osoba nie ma żadnych uprawnień. A zatem nawet jeśli kibic rozrabia, oskarżony komunikuje się w sposób nieuprawniony ze świadkiem, to asystent nie ma żadnej mocy, żadnych uprawnień, aby interweniować. Wszystkie kompetencje ma sędzia. Pytanie w jakim trybie asystent ma się komunikować z sędzią.  W związku z tym trudno mówić o zabezpieczeniu prawidłowego toku procesu. Drugiej strony, w sądzie mamy sędziego i protokolanta oraz prokuratora. Już ten podział jest niebezpieczny, ponieważ każdym przypadku źle wygląda podział: po jednej stronie sędzia i prokurator (nawet w dwóch pomieszczeniach), a po drugiej – obrońca i oskarżony. Proces kontradyktoryjny, to taki, który ma po jednej stronie prokuratora po drugiej oskarżonego i obrońcę, a niezawisły sędzia jest bezstronny. W takiej sytuacji, jest cień wątpliwości, czy prokurator nie dogadał się z sędzią. Powstaje nie doby obraz. Wymiar sprawiedliwości ma być tak zorganizowany, aby przekonać społeczeństwo, że wyroki są sprawiedliwe.

Skonstruowany w ten sposób proces, nigdy nie stworzy takiej pewności.  Warto przy tym zauważyć, że adwokat i oskarżony nie mają dostępu do akt. Sędzia może odczytywać niektóre fragmenty akt, co jest niewystarczające. Zasada bezpośredniości nakazuje, aby wszystkie dowody były przeprowadzone bezpośrednio przed sądem. Inaczej sądem ocenia się wiarygodność osoby, gdy widać jak się ona zachowuje. A to jest zaburzone  w wypadku telekonferencji. Ponadto mogą nastąpić zakłócenia techniczne sprzętu odtwarzającego. Tego nikt nie skalkulował. Należy policzyć koszty pomieszczeń na stadionach, niezależnie od tego należy zapłacić dodatkowo za konwoje ze stadionu na komisariat i z powrotem.  Tym razem konwojowane będą akta, a nie oskarżony. Jeśli sprawcy będą odsyłani na badania psychiatryczne, dalszy ciąg rozprawy odbędzie się w sądzie. Nie ma wielkich szans, aby te procesy zaczynały i kończyły się na stadionie.

Mamy więc do czynienia z projektem, który stwarza iluzję efektywności, ale obawiam się, że jest to gniot legislacyjny. Skutkiem takiego sądzenia będą skuteczne apelacje i uchylenia wyroków I instancji, a nawet skargi do Trybunału Konstytucyjnego lub Trybunału Praw Człowieka. 

Zródło: Radio TOK FM