— Orzecznictwo Europejskiego Trybunału jest jednoznaczne — tam, gdzie w Sądzie Najwyższym pojawiają się neo-sędziowie, nie powstaje sąd w rozumieniu prawa, a Polska musi wypłacać odszkodowania. Łącznie przekazaliśmy ponad 5,5 mln zł na ugody zawarte przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych, a w kolejce są setki kolejnych spraw — poinformował minister na specjalnej konferencji, dodając, że im więcej sędziów powołanych po 2018 r. będzie pojawiać się na salach rozpraw, tym więcej takich spraw będzie się pojawiać.

Czytaj: Wadliwie powołany sędzia zapłaci państwu odszkodowanie?>>

Minister zapowiada pozwy

Szef resortu sprawiedliwości zapowiedział inicjowanie pozwów regresowych wobec sędziów powołanych od 2018 r. z Sądu Najwyższego.

Dla mnie jest to całkowicie nieakceptowalna sytuacja, gdy budżet państwa musi wypłacać odszkodowania z tytułu wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka tylko dlatego, że dana osoba uczestniczyła w posiedzeniu na sali rozpraw — powiedział minister.

Minister Żurek zapowiada takie pozwy od momentu objęcia teki ministra. Pomysł pojawił się jednak już wiosną tego roku. Stowarzyszenie Sędziów Polskich Iustitia przedstawiło wówczas listę 20 pilnych działań w zakresie przywracania praworządności do realizacji do 2026 roku. Zaproponowało wśród nich, by Skarb Państwa występował z roszczeniem regresowym wobec sędziego z SN powołanego przy udziale KRS ukształtowanej po grudniu 2017 r., jeśli jego wyrok był podstawą skargi do ETPCz, a ta skarga skutkowała konkretną kwotą zasądzoną lub przyznaną na podstawie ugody.

— Mamy ogromną liczbę spraw, w tym momencie kilkaset, przed ETPCz związanych z problemem naruszenia przez Polskę prawa do sądu ze względu na udział w składzie orzekającym osób powołanych na stanowiska sędziowskie z udziałem neo-KRS. W takich sprawach skarżącym wypłacane są, na mocy ugody zawartej ze stroną polską, odszkodowania sięgające ok. 10 tys. euro za sprawę — mówiła wówczas sędzia Urszula Żółtak z Sądu Okręgowego Warszawa-Praga, wiceprezes warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia". Dodawała, że sprawy te dotyczą jednej zasadniczej kwestii — sąd był niewłaściwie obsadzony, w składzie była osoba wadliwie powołana z udziałem KRS ukształtowanej na podstawie ustawy z grudnia 2017 r.

— Liczba tzw. neo-sędziów wzrasta, więc i problem narasta. Odszkodowania w oparciu o wyrok czy ugodę wypłacane są ze Skarbu Państwa, czyli płacimy za to my wszyscy — uzasadniała. Przypomnijmy, że Iustitia wskazywała, iż jak najbardziej są do tego podstawy.

Osoba, która jest funkcjonariuszem publicznym, pełni funkcję sędziego, nie może zasłaniać się nieznajomością prawa. Już w wyroku z 19 listopada 2019 r. TSUE wyraźnie wskazał na wadliwość powołań na stanowiska sędziowskie z udziałem KRS ukształtowanej na podstawie ustawy z 2017 r. Od tego czasu w szeregu orzeczeń sądów polskich i europejskich podnoszono, że KRS nie spełnia warunków określonych w Konstytucji, jest upolityczniona, a proces powoływania na stanowiska sędziowskie z jej udziałem jest obarczony wadą. W tym kierunku wypowiadała się uchwała trzech połączonych Izb SN z 2020 r., a następnie wiele orzeczeń sądów polskich i europejskich, w tym także ostatni wyrok ETPCz Wałęsa przeciwko Polsce z listopada 2023 r., który czeka na wdrożenie. Trudno więc argumentować, że osoba powołana na stanowisko sędziowskie nie miała wiedzy i świadomości, że jej powołanie było wadliwe. Dlatego wykazanie zawinionego zachowania oparte jest na realnych przesłankach — zaznaczała sędzia Żółtak.

Prawnicy od początku podzieleni

— Pomysł jest interesujący. Wystąpienie z regresem jest jak najbardziej możliwe. Jest to postępowanie cywilne, stąd tzw. neo-sędziowie nie będą mogli chować się za immunitetem. Rozstrzyganie w tych kwestiach powinno należeć do sądu, oczywiście prawidłowo obsadzonego zgodnie z artykułem 45 Konstytucji. Stąd uważam, że za bycie przez kogoś tzw. neo-sędzią nie powinni płacić obywatele z budżetu państwa, bo to jest bez sensu — mówił dr hab. Marek Chmaj, konstytucjonalista (Kancelaria Chmaj i Partnerzy spółka partnerska).

Dodawał, że może to dotyczyć też sędziów sądów powszechnych powołanych od 2018 r. — Przy czym będzie musiał pochylić się nad tym sąd rozstrzygający w danej sprawie. Ewentualnie, w przypadku rozbieżności w orzecznictwie, decyzję podejmie Sąd Najwyższy — już w legalnym składzie — podsumował.

Czytaj: Sędzia wiedział, że jest „neo", więc zapłaci państwu? Pomysł trudny w realizacji>>

Inaczej oceniał to prof. Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego. Jak podkreślał, w sprawie ewentualnych roszczeń wobec sędziów SN powołanych po 2018 r. można mówić jedynie o podstawach politycznych, ale podstaw prawnych nie ma żadnych. — Przede wszystkim dlatego, że pojęcie „neo-sędzia" nie jest pojęciem ustawowym i z punktu widzenia obowiązującego prawa ci sędziowie, aczkolwiek moim zdaniem powołani wadliwie, są sędziami. Dopóki nie będzie w tej sprawie odpowiedniego przepisu ustawy, indywidualne poglądy dotyczące ich statusu nie mają żadnego znaczenia prawnego. W związku z tym sugestia dotycząca roszczeń regresowych, nie oparta na prawie, jest istotnym naruszeniem konstytucyjnej niezawisłości sędziowskiej, a z tego punktu widzenia nie powinna mieć miejsca — mówił profesor. — Sądownictwo działa na podstawie prawa, tak jak wszystkie organy władzy publicznej. W związku z tym indywidualne poglądy, poglądy o charakterze politycznym, nie mają znaczenia prawnego — potrzebne są zmiany ustawowe — zaznaczał.

Na problem z podstawą prawną zwracał też uwagę w rozmowie z Prawo.pl prof. dr hab. Piotr Kardas z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wskazywał, że korzystanie z modelu roszczeń regresowych w stosunku do sędziów SN napotykać będzie na różnego rodzaju trudności argumentacyjne. — Co istotne, nie mamy w Polsce żadnego, stwierdzonego formalnie stanowiska rozstrzygającego problem sprzeczności ustawy o KRS z 2017 r. z Konstytucją, bo nie ma TK i nikt takiego stanowiska nie przedstawił. Jest też problem ze skonkretyzowaniem podstawy niezgodności tej ustawy z Konstytucją, czyli wskazaniem reguły lub zasady konstytucyjnej, z którą niezgodne są regulacje zawarte w znowelizowanej w 2017 r. ustawie o KRS. Najprościej byłoby oczywiście wykazać, że Konstytucja zawiera nakaz takiego kształtowania ustawy o KRS, które gwarantuje sędziom samopowoływanie swoich przedstawicieli do KRS. Tak treściowo brzmiąca norma oznacza daleko idący korporacjonizm, stąd być może pojawia się pewien sceptycyzm w tym zakresie — mówił.

Tuż po upublicznieniu pomysłu Iustitii przypominał, że problemem jest także to, iż istnieje cały czas domniemanie konstytucyjności ustawy, które ma charakter domniemania ustrojowego. — Możemy je obalić poprzez orzeczenie sądu konstytucyjnego, co jest obecnie niewykonalne, albo podważyć jednostkowo w ramach mieszanego modelu kontroli konstytucyjności prawa, czyli w orzeczeniach sądów powszechnych, SN lub NSA. I takich orzeczeń nie ma — podsumowywał prof. Kardas. Wskazywał również, że budowanie roszczenia regresowego wymaga bardzo dobrej podstawy, m.in. stwierdzenia, że od jakiegoś momentu sędziowie SN mają świadomość, iż podejmując czynności orzecznicze, czynią to w sposób sprzeczny z Konstytucją, z Europejską Konwencją Praw Człowieka i Podstawowych Wolności, z prawem UE.  Do tego trzeba by ocenić aktywność państwa, by odpowiedzieć na pytanie, czy organy władzy publicznej uczyniły wszystko, żeby zapobiec sytuacji wydania orzeczenia, które w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej nie powinny być wydane.