Warszawski sąd rozpatrzył w poniedziałek apelację złożoną przez Instytut Pamięci Narodowej do wyroku sądu pierwszej instancji z marca 2014 r. Wyrok jest prawomocny i pozwala na wznowienie postępowania przed sądem pracy, gdzie Gietka domaga się uchylenia dyscyplinarnego zwolnienia ze stycznia 2010 r. i przywrócenia jej do pracy w IPN.

Kobieta została wyrzucona po tym, jak pion lustracyjny Instytutu zarzucił jej nieprawdę w oświadczeniu lustracyjnym, w którym napisała, że nie współpracowała z SB w czasach PRL. Według IPN miała być współpracującym z pionem obserwacji SB kontaktem operacyjnym.

W ocenie sądu dokumenty i dowody przedstawione w sprawie przez prokuratora z IPN nie dają żadnych podstaw do stwierdzenia, że Gietka kiedykolwiek podjęła tajną świadomą współpracę ze służbami specjalnymi PRL. "Na pewno nie są nimi zawarte w aktach dwa oświadczenia o zobowiązaniu się do zachowania w tajemnicy faktu i treści rozmów z funkcjonariuszem SB. Nie przesadzajmy, są to dwa różne oświadczenia woli - nie jest to zobowiązanie do współpracy" - podkreślił sędzia sprawozdawca Paweł Rysiński.

Sędzia powiedział, że dowodem nie może być też notatka funkcjonariusza SB z sierpnia 1989 r. z przeprowadzonej rozmowy z Gietką na temat sytuacji w pracy, skoro w tym miejscu nie pracowała już od lutego 1989 r. "To podważa nie tylko ten dokument wytworzony przez funkcjonariusza, ale wszystkie inne" - podkreślał Rysiński.

Przypomniał, że lustrowana nie zaprzeczyła tylko treści jednej notatki SB z grudnia 1998 r., gdzie Gietka mówiła, że ma więcej pracy i zabiera ją do domu, bo kierowniczka, którą zastępuje, jest na urlopie i z utęsknieniem czeka na święta.

"Funkcjonariusz zapisał, że złożył jej życzenia świąteczne. Ta jedna notatka może oddawać prawdziwy przebieg tego spotkania w pracy lustrowanej, ale co jej treść ma wspólnego z zakresem ustawy lustracyjnej?" - pytał sędzia w uzasadnieniu orzeczenia. "Nie ma w tym nic tajnego, co to ma wspólnego ze zwalczaniem opozycji, Kościoła katolickiego, wolnych związków zawodowych" - dodał.

Zaznaczył, że Gietka nie wiedziała, że przychodzący do niej do pracy i straszący utratą zatrudnienia funkcjonariusz w aktach uczyni z niej osobowe źródło informacji - kontakt operacyjny. "Ustawa lustracyjna mówi o świadomej współpracy, a nie sytuacji zwykłej w tamtych czasach - gdy do dowolnego urzędu mógł przyjść funkcjonariusz SB i wypytywać o dowolne rzeczy" - podkreślał sędzia.

Dokumentom wytworzonym przez SB nie można bezgranicznie dawać wiary; muszą znaleźć potwierdzenie w innych dowodach, a jeśli są realne, oczywiste wątpliwości, należy je rozpatrzyć na korzyść obwinianego, tak jak dokonał tego sąd pierwszej instancji – dodał sędzia Rysiński. (PAP)