Kilka lat temu Stanisława Szymula potrzebowała pieniędzy i w tajemnicy przed mężem skorzystała z internetowej oferty pożyczki. Rafał K. zaproponował jej wówczas udzielenie pożyczki 40 tys. zł pod zastaw hipoteki. U notariusza kobieta podpisała jednak umowę dotyczącą sprzedaży domu za 120 tys. zł. Była przekonana, że po zwróceniu pieniędzy dokument nie będzie obowiązywał. Jak twierdziła, takie były zapewnienia pożyczkodawcy, który wręczył jej harmonogram spłaty rat. Wartość domu wyceniona przez biegłego wyniosła 800 tys. zł.
Tymczasem nowy właściciel usiłował doprowadzić do wyprowadzenia się Stanisławy Szymuli i jej męża z domu. W ogłoszeniach szukał hałaśliwych lokatorów, którzy by utrudnili im życie, zdemontował okna w domu, w końcu sprzedał go innej osobie.
Szymulowie usiłowali odzyskać dom, jednak prokuratura dwukrotnie umarzała śledztwo w tej sprawie, nie dopatrując się przestępstwa. Proces cywilny zakończył się unieważnieniem przez sąd okręgowy aktu notarialnego, jednak w wyniku apelacji sąd apelacyjny zmienił ten wyrok, uznając, że nie ma podstaw do unieważnienia aktu notarialnego i że faktycznie doszło do sprzedaży domu.
W wyniku kasacji sprawa trafiła do Sądu Najwyższego, a ten uchylił niekorzystny dla Szymulów wyrok i sprawę skierował do ponownego rozpoznania w sądzie apelacyjnym.
W piątek sąd apelacyjny utrzymał w mocy wyrok sądu pierwszej instancji, unieważniający akt notarialny sprzedaży domu. Uznał, że Stanisława Szymula co prawda miała świadomość, że podpisuje akt notarialny dotyczący umowy sprzedaży domu, ale - jak uzasadniał sąd - "nie obejmowała swoim wewnętrznym przekonaniem, że przenosi własność bezpowrotnie". Zgodnie z zapewnieniami Rafała K. była przekonana, że ta własność do niej wróci. Działała zatem w błędzie co do skutków czynności prawnej.
Ponadto – według sądu – uznanie ważności aktu notarialnego stanowiłoby naruszenie norm współżycia społecznego, ponieważ wartość domu kilkanaście razy przewyższała wartość udzielonej pożyczki.
"Sprawiedliwości zwyciężyła" – mówił po ogłoszeniu wyroku Wiesław Szymula, telefonując do chorej żony. "Wierzyłem, że będzie dobrze, wierzyłem od samego początku, że to było zaplanowane oszustwo. Jestem szczęśliwy, że sprawiedliwości stało się zadość. Mam świadomość, że jeszcze nie koniec, ale przynajmniej będę się czuł w domu bezpiecznie" – powiedział dziennikarzom. Wyjaśnił, że z powodu tej sprawy żona dwukrotnie doznała załamania nerwowego i trafiła do szpitala, a obecnie jest ciężko chora. "Gdyby nie media i poparcie opinii społecznej, to prawdopodobnie bym się załamał i straciłbym wszystko" – dodał, dziękując wszystkim, którzy dodawali mu sił do walki.
"Najważniejsze, że sąd jednak podzielił stanowisko sądu pierwszej instancji i uznał całą apelację pozwanego za bezskuteczną, bezzasadną. To jest najistotniejsze w tej sprawie, że w końcu pokrzywdzeni Szymulowie doczekali się sprawiedliwego orzeczenia sądowego, bo był taki moment, że czuli się bardzo pokrzywdzeni przez wymiar sprawiedliwości. Sąd apelacyjny dzisiaj naprawił tę niesprawiedliwość" – powiedział reprezentujący Szymulów mec. Józef Klamerus.
Jak wyjaśnił, obecna sytuacja jest bardzo skomplikowana, ponieważ pozwany Rafał K. sprzedał dom i teraz Szymulowie będą musieli wystąpić o unieważnienie tej sprzedaży. "W mojej ocenie będzie to łatwe w oparciu o wyrok, który dzisiaj zapadł" – dodał adwokat.
Wyrok jest prawomocny. Pozwanego Rafała K. nie było w sądzie. Przed krakowskim sądem toczy się proces karny, w którym Rafał K. odpowiada za nękanie Szymulów.