Projekt przygotował resort sprawiedliwości. 7 czerwca związkowcy z sądów i prokuratur, protestujący przed ministerstwem, przekazali 45 uwag do tej regulacji. Wiceminister Michał Wójcik w rozmowie z Prawo.pl podkreślał, że ma ona charakter rewolucyjny.  - Oznacza, że pracownicy sądów i prokuratur będą otrzymywali wyższe wynagrodzenie. Będą funkcjonariuszami publicznymi i będą mieli przewidzianą jasną ścieżkę awansu. Jeśli nie ma na to zgody, to jesteśmy gotowi rozmawiać o tym w następnej kadencji - zaznaczył. 

Związkowcy domagają się też podwyżek - choć w zakresie ich wysokości się różnią. "Solidarność" Pracowników Sądownictwa mówi o 450 zł jeszcze w tym roku (do 200 zł zapisanych w ustawie budżetowej) i 500 zł w kolejnym, Ad Rem i związkowcy prokuratury od początku żądali 1000 zł dodatkowo w 2019 r. 

 


Rozmowy ostateczne? 

Obecne akcje protestacyjne związkowców pracowników wymiaru sprawiedliwości trwają od połowy grudnia. Od dramatycznej sytuacji - mówią jednak od dawna. Związki nie są zgodne i podejmują działania na własną rękę, ale ich postulaty są podobne. 

Od 7 maja  m.in. "Solidarność" Pracowników Sądownictwa i  Związek Pracowników Prokuratury protestują przed resortem sprawiedliwości. "Solidarność" od początku pokładała nadzieję w projekcie ustawy o pracownikach wymiaru sprawiedliwości, jej przedstawiciele włączyli się w prace specjalnego zespołu nad założeniami. 

Po przedstawieniu im projektu - nie kryli rozczarowania. Duże emocje budziły m.in. wynagrodzenia. Początkowo resort proponował uzależnienie mnożnika od płacy minimalnej, w końcu przystał - tak jak było w założeniach - na przeciętną krajową. Problem tkwi jednak - jak mówią związkowcy - w szczegółach regulacji. 

Czytaj: Będzie wojna o ustawę o pracownikach sądów i prokuratur>>

Związkowcy nieoficjalnie mówią, że spodziewają się, iż na spotkaniu 2 lipca usłyszą ze strony ministerstwa ostateczne decyzje. Nadal liczą, że ich uwagi do projektu zostaną uwzględnione.  

- Na spotkanie zostali zaproszenie przedstawiciele wszystkich związków zawodowych. Z naszej strony oczywiście będzie w nim uczestniczył cały sztab. Sposób, w jaki zwołano to spotkanie traktujemy jako kolejne naruszenie niezależność związków zawodowych. Choćby dlatego, że dyktuje nam się, ile osób ma wziąć udział w spotkaniu - mówi Edyta Odyjas, przewodnicząca "Solidarności" Pracowników Sądownictwa i sztabu miasteczka. 

Nie ukrywa, że i związkowcy i pracownicy tracą cierpliwość. - Rozmowy dotyczące projektu ustawy o pracownikach wymiaru sprawiedliwości przedłużają się. Mamy takie poczucie, że nie traktuje się nas poważnie. Zgłosiliśmy do projektu szereg uwag. Do tej pory nie mamy odpowiedzi. Protestujemy tu przecież, przed resortem, już 54 dni - mówi.    

 Nie chodzi tylko o pieniądze

Sztab miasteczka w specjalnym oświadczeniu zaprzeczył też, by w protestach chodziło jedynie o kwestie finansowe. 

- Strona związkowa wskazywała przede wszystkim na brak gwarancji odpowiedniego przygotowania do służby brak stażu i łatwość w omijaniu procedury konkursowej, stabilności zatrudnienia, niezależności w powierzonych zadaniach, które są  niezbędnymi elementami statusu funkcjonariusza publicznego - wskazano. 

Zaznaczono, że mieli też zastrzeżenia do zapisów dotyczących kar porządkowych (a w rzeczywistości dyscyplinarnych), zaczerpniętych z innych pragmatyk służbowych, nie zapewniając przy tym ani postępowań wyjaśniających, ani funkcjonowania komisji dyscyplinarnych. W myśl projektu urzędnik ma ponosić odpowiedzialność porządkową za naruszenie obowiązków służbowych, nieprzestrzeganie ustalonej organizacji i porządku w pracy, przepisów bezpieczeństwa, higieny pracy, przepisów przeciwpożarowych, przyjętego sposobu potwierdzania przybycia i obecności w pracy oraz usprawiedliwiania nieobecności. 

Czytaj: 
Pat w sprawie pracowników sądów - projekt ustawy odbiega od ich oczekiwań>>
Protest pracowników sądów - MS idzie na ustępstwa?>>

Karami mają być upomnienie, nagana, nagana z ostrzeżeniami i obniżenie wynagrodzenia zasadniczego. Przy czym kara finansowa - mogła by być nakładana na okres od  1 miesiąca do 3 miesięcy, w wysokości od 10 do 30 proc. wynagrodzenia zasadniczego. Dodatkowo, urzędnik ukarany karą inną, niż upomnienie, przez pięć lat nie mógłby otrzymać wyższej stawki wynagrodzenia. 

- Resort sprawiedliwości zapewniał, że jego zamiarem było objęcie pracowników ochroną przysługującą funkcjonariuszom, więc w drodze dialogu doszło w tym zakresie do porozumienia i Ministerstwo zobowiązało się przeredagować ten przepis. Zapisy dotyczące dodatkowych kar - właściwych dla funkcjonariuszy publicznych, Ministerstwo ma przeanalizować pod kątem zgodności z Kodeksem pracy - dodano. 

Problem ze stabilnością zatrudniania

Związkowcy podnoszą też, że projekt nie wprowadza jasnych zasad zatrudnienia. Mają one być - jak wynika z regulacji - określone w drodze rozporządzenia. W ustawie zapisano wymogi stawiane kandydatom na urzędników. Zgodnie z nią, obsadzenie wolnego stanowiska ma się odbywać na podstawie konkursu, awansu, ale też zapisana jest możliwość obsadzenia wolnego stanowiska z pominięciem konkursu - w szczególnie uzasadnionych przypadkach. 

- W praktyce dojdzie do likwidacji konkursów i otworzy się droga do nepotyzmu i zatrudniania rodziny czy znajomych w sądach oraz prokuraturze. Obecne przepisy chronią przed tym lepiej - ocenia Porozumienie.

Wątpliwości budzą też propozycje regulujące na jakich zasadach urzędnik może podejmować dodatkowe zatrudnienie. Może to zrobić za pisemną zgodą kierownika jednostki - pod warunkiem, że zajęcia ani sposób zarobkowania nie będą sprzeczne z jego obowiązkami i nie będą podważać zaufania do sądu albo prokuratury. 

W czasie dotychczasowych rozmów - jak zapewniło Porozumienie - ministerstwo zobowiązało się do wykreślenia części spornych zapisów. - W sprawie regulacji dotyczących czasu pracy i wynagradzania za pracę w godzinach nadliczbowych stanowisko stron pozostaje rozbieżne. Strona rządowa zobowiązała się rozważyć, czy należy tworzyć odrębne zasady regulujące czas pracy w sądach i prokuraturach - dodano. 

Zamieszanie ze stawkami

Zgodnie z projektem, system wynagrodzeń urzędników ma polegać na wprowadzeniu, jako podstawowego, wynagrodzenia zasadniczego, określanego w 22 stawkach opartych na kwocie przeciętnego wynagrodzenia, w drugim kwartale roku poprzedniego, ogłaszanego w Dzienniku Urzędowym RP „Monitor Polski". Pierwsza stawka ma wynosić 60 proc. tak określonego wynagrodzenia i będzie to podstawa do ustalania wysokości stawek od drugiej do jedenastej. Druga stawka ma stanowić już 110 proc. pierwszej,  trzecia - 120 proc. pierwszej , kolejna - odpowiednio 130 proc. - i tak aż do jedenastej w wysokości 200 procent.

Od jedenastej, 200-procentowej stawki, będą liczone kolejne - od stawki dwunastej do dwudziestej drugiej. Przy czym dwunasta stawka to 112 proc. wynagrodzenia jedenastej stawki, a dwudziesta druga to... 232 procent. Zasadą ma być też, że urzędnikowi z chwilą zatrudnienia przyznaje się wynagrodzenie zasadnicze w najniższej stawce dla danego stanowiska. Tylko w uzasadnionych przypadkach kierownik jednostki, zatrudniając go, może przyznać stawkę wyższą od tej najniższej dla danego stanowiska, jeżeli - jak uzasadniono - przemawia za tym dotychczasowe doświadczenie zawodowe lub szczególne kwalifikacje. 

Wyższa stawka uzależniona ma być od oceny pracy, uzyskania wyższych kwalifikacji, a kierownik jednostki może ją przyznać w ramach posiadanych środków i nie wcześniej, niż po czterech latach od przyznania poprzedniej. 

- Innymi słowy, w kwestii awansów niewiele się zmienia. Bo nadal uzależnione są od tego, czy są na nie aktualnie pieniądze, czy nie. Już teraz pracownicy sądów, którzy powinni dostać awans, czekają bo pieniędzy nie ma - mówi nieoficjalnie jeden ze związkowców.  I dodaje, że perspektywa możliwości uzyskania wyższej stawki, nie wcześniej niż po czterech latach, może oznaczać, że na "godne pieniądze" pracownicy sądów będą czekać latami. - To nie jest śmieszne, ale można powiedzieć, że maksimum będzie można uzyskać po 88 latach pracy - nie sądzę żeby ktokolwiek dotrwał nawet do połowy - dodaje.