Autor artykułu opublikowanego na łamach "Gazety Wyborczej" przypomina, że reforma wejdzie w życie na początku lipca 2015 r. - Choć zawiera sporo rozwiązań dobrych, to tworzona była w dużej mierze pod hasłem tzw. zwiększenia kontradyktoryjności procesu, mającej go rzekomo ulepszyć. Proces taki prowadzony jest w formie sporu między stronami, który jest rozstrzygany przez sędziego. Ten charakterystyczny dla USA czy Anglii model świetnie się prezentował w filmach takich jak "Dwunastu gniewnych ludzi" czy "Ludzie honoru". Nie stanowi on jednak żadnego remedium na kłopoty wymiaru sprawiedliwości w Polsce. Przez część przyjętych zmian skuteczne zwalczanie przestępczości i sprawiedliwy proces karny przestaną być możliwe - pisze prokurator.
Jego zdaniem w efekcie niektórych zmian łatwo dojdzie do kuriozalnych sytuacji. - W poważnej sprawie o zabójstwo, tragiczny wypadek drogowy czy dotyczącej malwersacji finansowych ważne dowody mogą zostać przeoczone lub w ogóle nie ujrzeć światła dziennego. Podczas rozprawy niewystarczająco przygotowany prokurator będzie przesłuchiwał pobieżnie przepytanych przez policję ważnych świadków, po upływie długiego czasu od zdarzenia niepamiętających wielu szczegółów. Sędzia zaś, z mocy prawa drastycznie ograniczony w swej inicjatywie dowodowej i pozbawiony wiedzy o całościowym biegu śledztwa lub dochodzenia, otrzyma tylko część materiałów, a o innych, które mogą być istotne, ale przeoczone przez strony, nie będzie miał pojęcia. I tak zaopatrzony zmuszony będzie rozstrzygać ludzkie dramaty niczym wędrowiec szukający we mgle właściwego kierunku. Czy na pewno o takie ulepszenie nam chodzi? - pyta autor.
Więcej: http://wyborcza.pl>>>>