Judyta Papp: Po co w ogóle jest ochrona własności intelektualnej?
Elżbieta Traple:
Zadała Pani koszmarnie trudne pytanie. Na ten temat napisano stosy książek, przeprowadzano studia ekonomiczne, aby zbadać, jakie jest ekonomiczne znaczenie ochrony własności intelektualnej i jej wpływ na rozwój twórczości. Klasyczne wyjaśnienie – to teoria nagrody i zachęty lub umowy społecznej. Przyznanie twórcom ochrony prawnej ma stymulować rozwój i upowszechnianie twórczości: społeczeństwo szanuje ochronę prawną utworu, w zamian za jego udostępnienie, co poszerza wiedzę, masowe uczestnictwo w kulturze i sprzyja twórczości. Istnieje też teoria słusznościowa: skoro ktoś zarabia na cudzej twórczości, to udział w tym zarobku powinien mieć także twórca, a to powinno się zabezpieczyć przez przyznanie praw wyłącznych.
Słynne jest podobno autentyczne wydarzenie w XIX w. w jednej z restauracji paryskich, gdzie muzycy postanowili nie zapłacić za posiłek dopóki właściciel lokalu nie zapłaci za ich muzykę, odtwarzaną w tym lokalu. W XIX w. niewielu artystów i pisarzy utrzymywało się ze swojego zawodu, duża część zajmowała się jednocześnie inną działalnością. W czasach rewolucji francuskiej pojawiła się koncepcja własności intelektualnej jako przedmiotu jednego z podstawowych praw człowieka. W zasadzie dopiero na początku XXI wieku rozgorzała tak intensywna dyskusja na temat sensu ochrony własności intelektualnej, co niewątpliwie jest połączone z bardzo szybkim rozwojem Internetu. Zwolennikom całkowitego otwarcia Internetu wydawało się w pewnym momencie, że można i należy znieść wszelkie bariery dostępu do tego, co pojawia się w Internecie. Zapominano o tym, że niczego nie ma za darmo: zawsze trzeba płacić za korzystanie z czyjejś pracy, usługi. Dzisiaj mamy, na przykład – wyraźne przesłanie komercyjne: chcesz oglądać za darmo – nie wyłączaj dostępu dla reklam. Pozostaje oczywiste pytanie, czy z tych reklam opłacone są również podmioty, które dostarczyły treści do rozpowszechniania? I tu ujawnia się zasadnicza rola normująca prawa autorskiego! We współczesnym świecie dobra niematerialne odgrywają tak istotną rolę – nie tylko kulturową – ale także ekonomiczną, że nie jest możliwe pozostawienie ich statusu poza prawną regulacją. Problem polega tylko na tym, aby ustanawiać rozsądne granice ochrony, takie, które biorą pod uwagę – z jednej strony uzasadnione interesy twórców, zaś z drugiej strony – usprawiedliwione interesy użytkowników. Wbrew pozorom, nie istnieje pomiędzy nimi zasadnicza sprzeczność: jedni i drudzy są zainteresowani powstawaniem i upowszechnianiem wartościowych treści. Jest zatem obowiązkiem ustawodawcy, by właściwie wyważyć te – w istocie – wzajemnie dopełniające się, wspólne interesy.

Spróbujmy sobie wyobrazić współczesny świat bez ochrony praw własności intelektualnej: czy twórcy musieliby żyć z wykonywania innych zawodów albo z zasiłków dla biedaków?
Sądzę, że przede wszystkim nie doszłoby do rozwoju tak zróżnicowanego rynku usług medialnych. Przecież z praw autorskich nie korzystają wyłącznie twórcy, twórca jest tylko początkiem ekonomicznych powiązań: dalej droga wiedzie do usługodawców, którzy określone treści udostępniają odbiorcom. Chodzi zatem o to, aby ustanowić takie reguły postępowania, które zapewnią, że usługodawca uczciwie podzieli się swoim zyskiem z twórcą. Nie jest to proste, często pada zarzut, że w gruncie rzeczy prawo autorskie nie tyle chroni twórców, co dużych przedsiębiorców, producentów, którzy narzucają twórcom warunki udostępniania ich utworów. Jednak na tym polega rola ustawodawcy, aby odpowiednio wkroczyć z regulacjami, zapewniającymi stronom równowagę interesów w stosunkach umownych. Ustawodawca musi także pamiętać, że dochody twórcy nie są tak regularne, jak w stosunku stałego zatrudnienia. Twórca jest najczęściej osobą „samozatrudniającą się' i wobec tego musi osobiście pilnować uzyskiwania należnych mu wynagrodzeń.

Na czym polega różnica między kradzieżą utworu a kradzieżą zegarka, czy telefonu komórkowego?
'Kradzież utworu' może mieć różne oblicza, może to być typowy plagiat lub rozpowszechnianie cudzego utworu w postaci pirackich kopii, np. przez ich sprzedaż na giełdzie lub umieszczenie do powszechnego dostępu w Internecie. Plagiat jest przede wszystkim szkodliwy moralnie dla poszkodowanego autora, rozpowszechnianie pirackie – godzi zaś w jego uzasadnione i prawnie chronione interesy majątkowe.
Podobnie jak zabór zegarka, również pirackie rozpowszechnianie utworu jest kradzieżą, z tym, że w przypadku kradzieży utworu – straty dla uprawnionego mogą być nieporównywalnie większe. Kradzież w tym przypadku, polega na pozbawieniu uprawnionego korzyści z wykonywania jego praw autorskich. Utwór twórcy – jako dobro niematerialne – ma tę właściwość, że może z niego korzystać wiele podmiotów w tym samym czasie i w różnych miejscach, stąd możliwość udzielania przez uprawnionego wielu licencji. Jeśli utwór zostanie udostępniony, np. w Internecie, bez zgody uprawnionego (kopia piracka), tym samym zmniejsza się zainteresowanie legalnym jego zakupem (w przypadku Internetu zakupem dostępu do niego). Jeżeli w Internecie pojawi się przed premierą kinową kopia piracka filmu, to producent traci na późniejszej sprzedaży biletów kinowych i nie będzie mógł zamortyzować nakładów poczynionych na produkcję.

  Elżbieta Traple
Ochrona gry komputerowej. Aktualne wyzwania prawne>>>

Prawo do autorstwa utworu jest podstawowym osobistym prawem jego twórcy, wymienionym jako pierwsze w katalogu osobistych praw autorskich, wskazanych w art. 16 Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Autorstwo jest najistotniejszym prawem osobistym jakie posiada twórca. Jednak w Polsce prokuratorzy i sądy bardzo niechętnie uznają tę szkodę. Z czego to wynika?
Rozumiem, że chodzi Pani o naruszenia dóbr osobistych przez bezprawne udostępnianie utworów, z pominięciem autorstwa. Rzeczywiście, w praktyce można zauważyć tendencję do traktowania takiego naruszenia jako mniejszej wagi. Jednak dla każdego twórcy istotne jest to, aby jego dorobek artystyczny był znany pod jego nazwiskiem, bo to kreuje jego pozycję w świecie. W polskim systemie prawa cywilnego mamy dosyć wyraźny podział na szkodę majątkową i wynagradzaną w pieniądzu krzywdę moralną. W przypadku naruszenia praw własności intelektualnej, możliwe jest dochodzenie jednej i drugiej jednocześnie, o ile dojdzie do naruszenia tego, co jest istotą dobra osobistego autorskiego, tj. ojcostwa utworu (w dzisiejszych czasach poprawności politycznej, należałoby powiedzieć: ojcostwa lub macierzyństwa). Nie dalej, jak 17 marca b.r. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wydał wyrok (w wyniku skierowanego do niego przez sąd krajowy pytania prejudycjalnego), zgodnie z którym poszkodowany naruszeniem prawa własności intelektualnej, który żąda wyrównania szkody majątkowej, może także żądać zrekompensowania szkody osobistej, jeśli ją poniósł. Pytanie zostało skierowane przez sąd hiszpański, który powziął wątpliwości, czy poszkodowany przez naruszenie praw własności intelektualnej, może żądać obok odszkodowania za szkodę majątkową – zadośćuczynienia za krzywdę, wyrządzoną tym samym czynem. TS orzekł, że odpowiedni przepis dyrektywy w przedmiocie egzekwowania praw własności intelektualnej należy interpretować w ten sposób, że osoba poszkodowana, która dochodzi odszkodowania z tytułu szkody majątkowej na podstawie sumy opłat licencyjnych, honorariów autorskich lub opłat, które byłyby jej należne, w razie wystąpienia przez naruszającego o zgodę – może dodatkowo żądać zadośćuczynienia za wyrządzoną jej krzywdę. Wyrok ten bardzo mocno nadaje równorzędną rangę wyrównaniu w pieniądzu szkody niemajątkowej, która następuje w przypadku pominięcia autorstwa i majątkowej, która wchodzi w grę w sytuacji bezprawnego rozpowszechnienia utworu. W przypadku naruszenia autorskiego dobra osobistego nie jesteśmy w stanie wyliczyć w pieniądzu powstałej szkody niemajątkowej, ale nie jest to sytuacja różna od tej, z jaką mamy do czynienia, gdy dochodzi do naruszenia innego dobra osobistego, chronionego w kodeksie cywilnym.

Rząd UK prowadzi wiele działań edukacyjnych i uświadamiających społeczeństwo, o potrzebie ochrony praw autorskich, wiele instytucji zostało do tej ważnej działalności powołanych. Polska ustawa o prawie autorskim jest napisana względnie logicznie, dlaczego w dalszym ciągu brakuje działań, by społeczeństwu uświadomić, co jest zabronione, a co jest dozwolone?

Działania takie powinny być podejmowane już na poziomie nauczania szkolnego, a potem studiów. Urząd Patentowy RP prowadzi wiele akcji skierowanych do szkół, podobne działania mogłoby podejmować Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Należy uczyć, jak odróżnić źródło legalne od nielegalnego. Wielu użytkowników Internetu płaci za dostęp do określonych materiałów uważając, że płaci za prawa autorskie, tymczasem pieniądze trafiają wyłącznie do kieszeni pośrednika. Na arenie europejskiej powstaje wiele cennych inicjatyw dotyczących jak najszerszego udostępniania utworów, znajdujących się w publicznych zbiorach muzealnych i bibliotecznych, powstał projekt Europeana i wiele krajowych programów, udostępniających zdigitalizowane materiały edukacyjne nieodpłatnie lub za bardzo niską opłatą. Szkoda, że szkoły tak rzadko z nich korzystają , bo przy okazji mogłyby także uczyć rozpoznawania tego co legalne a co nielegalne.
Jednak Pani opinia na temat tego, że polska ustawa o prawie autorskim jest napisana względnie jasno wydaje się być zbyt optymistyczną. Nie dotyczy to tylko polskiej ustawy. Generalnie mamy do czynienia z dość dużym skomplikowaniem tej materii, ze względu przede wszystkim na nowe metody prowadzenia biznesu w świecie cyfrowym. Co do jednego mogę się z Panią zgodzić: polska ustawa wyraźnie wymaga zgody uprawnionego na każde rozpowszechnianie, które ma charakter udostępniania publicznego, przy czym, np. sieci społecznościowe są traktowane jako miejsce rozpowszechniania publicznego.

Zatem skąd bierze się przeświadczenie, ze autor ma obowiązek swoje prace podpisywać i szpecić znakami wodnymi?
W przypadku utworów sztuk plastycznych opatrzenie każdej kopii nazwiskiem może być trudne, niewątpliwie trudniejsze niż w przypadku innych utworów, bo tu umieszczalibyśmy sygnaturę autorstwa bezpośrednio na oryginale lub kopii. W stosunku do obrazów jest to powszechnie przyjęty zwyczaj, inaczej niż w odniesieniu do fotografii. W ustawie Prawo autorskie z 1952 uzależniano ochronę praw do fotografii od oznaczenia jej autorstwa. Rodziło to wiele problemów, gdyż nie było jasne, w jakiej postaci ma ono nastąpić. W ustawie z 1994 roku., obecnie obowiązującej, zrezygnowano z tego wymogu ze względów praktycznych, a także z tego powodu, ze fotografia uzyskała w pełni status takiego samego utworu, jak inne dzieła sztuk plastycznych. W związku z tym każdy, kto chce pobrać z Internetu i rozpowszechnić utwór (podpisany czy nie podpisany) musi się upewnić, czy podlega on ochronie i komu przysługują prawa do niego. Nie ma żadnych podstaw, aby ograniczać ochronę w stosunku do utworów, które ich twórcy udostępniają bez podpisu. W dzisiejszym stanie świadomości społecznej o prawie autorskim, nie można także twierdzić, że ktoś , kto rozpowszechnia cudzy nie podpisany utwór, nie ponosi winy za naruszenie prawa autorskiego z tego powodu, iż mógł przypuszczać, że utwór jest niczyj.

Dlaczego utwory filmowe, muzyczne czy fotograficzne, dostępne w Internecie, są traktowane jako dobro ogólne, pozbawione autorstwa twórców tych utworów i ochrony ich praw?
Wydaje się, że wpływa na to cały szereg czynników. Po pierwsze, jeśli do czegoś mamy dostęp za darmo, to myślimy, iż jest to w domenie publicznej. Po drugie, rozpowszechnianie w mediach społecznościowych przez dłuższy czas (do wydania pierwszych wyroków) było traktowane jako użytek osobisty, nie podlegający zasadom prawa autorskiego. Po trzecie, przekopiowanie czegokolwiek z Internetu jest tak łatwe i szybkie, że niewielu użytkowników zastanawia się, czy kopiuje z legalnego źródła.

Czy obowiązująca ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych gwarantuje dostateczny poziom ochrony praw autorskich?
To znowu bardzo trudne i obszerne pytanie. Za obszerne jak na ten wywiad. Niemniej odpowiem, że istotna jest nie tylko nowelizacja polskiej ustawy autorskiej, ale także przyglądnięcie się mechanizmom dochodzenia praw. Skuteczność ich dochodzenia zależy także od przepisów prawa procesowego, o czym, niestety, często się zapomina. Komisja Europejska podjęła działania, zmierzające do nowelizacji dyrektywy o wdrażaniu praw własności intelektualnej (tzw. dyrektywy enforcement). Polska, niestety, nie wdrożyła wszystkich przepisów w tej chwili obowiązującej dyrektywy, jak również dyrektywy o harmonizacji prawa autorskiego w społeczeństwie informacyjnym. Chodzi o przepisy, zobowiązujące państwa członkowskie do umożliwienia wydawania przez sądy nakazów w stosunku do podmiotów trzecich (tj. tych , które nie są bezpośrednimi naruszycielami), ale które w swojej działalności gospodarczej świadczą usługi, wykorzystywane przez inne podmioty do naruszania praw. Chodzi tu przede wszystkim o podmioty określane mianem Internet Service Provider. W tej kwestii wpłynęła na Polskę skarga do Komisji Europejskiej. Jest to także problem braku należytej implementacji dyrektywy o handlu elektronicznym. Prace nad nowelizacją polskiej ustawy o handlu elektronicznym były prowadzone przez klika ostatnich lat, ale utkwiły w martwym punkcie. Tymczasem w wielu krajach europejskich zapadają wyroki nakazujące pośrednikom podejmowanie działań zapobiegających dalszym naruszeniom. Jest to problem na tyle prawnie skomplikowany, że nie podejmuję się tutaj jego bliższego wyjaśniania. Niemniej wystarczy generalna konkluzja, że poziom ochrony przed naruszeniami w Internecie istniejący w Polsce – istotnie odbiega od poziomu w innych krajach Unii.
 

  Magdalena Krekora,Elżbieta Traple,Marek Świerczyński
Prawo farmaceutyczne>>>

Co by Pani zmieniła w polskiej ustawie o prawie autorskim, aby lepiej chronić twórców?
Niezbędny jest cały szereg zmian. Niewątpliwie kompletnie nie funkcjonuje w Polsce system zatwierdzania tabel wynagrodzeń dla organizacji zbiorowego zarządu. Takie ciało jak Komisja Prawa Autorskiego, działająca przy Ministrze Kultury i Dziedzictwa Narodowego, w zasadzie ma niewiele do powiedzenia, gdyż nie może narzucić żadnego rozwiązania, podczas gdy w innych krajach działają specjalne sądy ustalające stawki, tam gdzie mamy do czynienia z masowym użytkiem. W rezultacie mamy w tym przedmiocie kompletny paraliż i wieloletnie spory sądowe, co czyni poniesione przez twórców szkody, jeszcze bardziej krzywdzące. W niektórych krajach europejskich funkcjonują także urzędy upoważnione do zwalczania piractwa i one nadzorują wykonywanie specjalnej procedury tzw. procedury notice and take down, czyli procedury usuwania dostępu do nielegalnych treści w Internecie. W Polsce, niestety, doprowadzenie do usunięcia dostępu do konkretnego pliku nie likwiduje problemu – system zgłaszania naruszeń jest niezmiernie uciążliwy i czasochłonny, a ostatecznie nie ma wystarczająco silnych podstaw, jak wspomniałam wyżej, do nałożenia na usługodawcę nakazu podjęcia określonych działań przeciwko dalszym naruszeniom praw do tego samego utworu. Najczęściej – mimo zgłoszenia naruszenia – ten sam utwór jest nadal obecny na różnych stronach.

Jakich praktycznych skutków można się spodziewać po słynnym orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego z 23 czerwca 2015 roku, (SK 32/14)?
No cóż, skutki są jasne, odpadła możliwość uproszczonego ustalania odszkodowania z uwzględnieniem elementu prewencji i korzyści osiąganych z naruszenia przez naruszyciela. Zgodnie z dyrektywą w zakresie praw własności intelektualnej – odszkodowanie ma pełnić funkcję nie tylko kompensacyjną, ale także odstraszającą! Zryczałtowany model odszkodowania miał służyć pomocą poszkodowanym, aby nie musieli wykazywać wysokości szkody, co niejednokrotnie mogłoby się okazać bardzo trudnym zadaniem z dowodowego punktu widzenia (poszkodowany nie ma dostępu do ksiąg rachunkowych naruszyciela). Jednokrotność stosownego wynagrodzenia w wielu przypadkach będzie nieadekwatna do sytuacji, gdyż nie spełni elementu prewencji, a nadto stawia w niekorzystnej sytuacji tych użytkowników, którzy uczciwie płacą za korzystanie z utworów. Ich pozycja konkurencyjna jest dużo słabsza. Aspekt tzw. zryczałtowanego wynagrodzenia omawiano bardzo szczegółowo przy okazji opracowywania projektów ustawy z 1994 r. Podnoszono wówczas, że naruszyciel, który zobowiązany byłby do zapłaty jednokrotności stosownego wynagrodzenia - byłby częściej skłonny do podejmowania ryzyka korzystania bez licencji, gdyż niewiele by ryzykował. Wydaje się, że głównym zarzutem wobec zasądzania trzykrotności stosownego wynagrodzenia (stosowanego tylko w przypadku zawinionego naruszenia) był brak swobody decyzji sądu w tym przedmiocie. Podkreślano, że każda sytuacja jest inna i sąd winien mieć możliwość ustalenia należnego odszkodowania według własnej oceny. Wydaje się, że polski ustawodawca nie powinien rezygnować z możliwości dochodzenia odszkodowania w kwocie wyższej niż stosowne wynagrodzenie, gdyż zasądzenie jednokrotności stosownego wynagrodzenia często nie będzie w stanie pokryć odsetek z tytułu opóźnienia w zrealizowaniu świadczenia (trzeba brać pod uwagę fakt, że kwota stosownego wynagrodzenia jest ustalana dopiero w wyroku) oraz spełnić koniecznej funkcji prewencyjnej. Tak zasądzone wynagrodzenie często nie pokryje nawet kosztów dochodzenia praw. Rozstrzygnięcie, przyjęte we wspomnianym wyroku, było ponadto bardzo mocno ukierunkowane na konkretny stan faktyczny, będący przyczyną wniesienia skargi konstytucyjnej, co, moim zdaniem, nie jest poprawne, gdyż Trybunał nie rozstrzyga konkretnej sprawy, tylko bada zgodność przepisu z konstytucją. Przypomnijmy, że skarżącym był przedsiębiorca, prowadzący działalność gospodarczą, opartą na korzystaniu z praw autorskich zarządzanych przez organizację zbiorowego zarządzania. Trybunał uznał, że współcześnie nie można uznać twórcy za podmiot mający słabszą pozycję rynkową i że to przedsiębiorca jest tę słabszą stroną wobec organizacji zbiorowego zarządu. Jak się wydaje, Trybunał zapomniał, że są także twórcy, którzy indywidualnie zarządzają swoimi prawami i że skutki orzeczenia ich także dotykają. Rozumiejąc w pełni zastrzeżenia natury konstrukcyjnej podnoszone w przedmiocie obowiązującej w art. 79 ustawy gradacji roszczeń, jestem zdania, że możliwość zasądzenia dwukrotności powinna zostać utrzymana tam, gdzie mamy do czynienia z zawinionym działaniem. Oczywiście można twierdzić, że poszkodowany ma do wyboru także inne roszczenia, jak np. o wydanie niesłusznie uzyskanych korzyści lub roszczenia odszkodowawczego na zasadach ogólnych, ale jeśli chcemy utrzymać możliwość odszkodowania ryczałtowego (co wynika jasno z dyrektywy enforcement), to jest to pozbawione sensu kształtowanie go, jako jednorazowego stosownego wynagrodzenia.

Czy w konkluzji uzasadnienia wyroku, TK - odsyłając poszkodowanych twórców do dochodzenia swoich roszczeń cywilnych w postępowaniu karnym, bierze pod uwagę realną praktykę funkcjonowania tego systemu prawnego?
Od lat reprezentuję jako adwokat interesy Stowarzyszenia Filmowców Polskich i w imieniu tego Stowarzyszenia prowadzę procesy o naruszenie praw autorskich. Wielokrotnie kwestia drogi karnej była rozważana, jednak należy pamiętać, że postępowanie karne jest dużo bardziej bolesne dla naruszyciela niż postępowanie cywilne, z tego względu Stowarzyszenie dotąd decydowało się wszczynać wyłącznie postępowania cywilne. Jest dla mnie zaskakujące, że Trybunał Konstytucyjny wskazał jako poprawniejszą drogę postępowań karnych. Postępowanie karne oczywiście ma swoje zalety, przede wszystkim jest zdecydowanie tańsze, ale wiedza na temat prawa autorskiego jest wśród prokuratorów zdecydowanie niższa. Nie ma się czemu dziwić, bo to margines ich działalności i pewnie traktowany jako margines w trakcie szkolenia. Myślę, że po wyroku Trybunału wzrośnie jednak liczba spraw karnych, wnoszonych przez uprawnionych, skoro Trybunał wyraźnie taką ścieżkę wskazał.

Jeśli ta ścieżka nie zaprowadzi donikąd... A jakie znaczenie mają prawa własności intelektualnej - w kontekście wspierania innowacji i rozwoju kultury?
Wiadomo, że tam, gdzie istnieje wysoki poziom ochrony, sprawdza się na ogół inwestycja w innowacje. Jednak powiedzmy sobie szczerze, że współcześnie nikt nie potrafi podać rozsądnej definicji innowacji – tak to pojęcie zostało rozciągnięte. Stało się słowem-kluczem dla przemówień politycznych, wniosków o dofinansowanie różnych projektów, które tylko w tytule mają 'innowacje' i słowo to używane jest także w całkowitym oderwaniu od technologii. Kultura jest oczywiście mocno powiązana z nowymi sposobami myślenia o środkach komunikowania, a więc – w tym sensie – z innowacjami, ale trzeba także pamiętać, że prawa własności intelektualnej czasem 'rozpychają się' nadmiernie. W przypadku prawa autorskiego jest tak wtedy, gdy sądy przyznają ochronę przedmiotom, które w gruncie rzeczy nie spełniają przesłanek ochrony. Dochodzi wtedy do inflacji pojęcia 'twórczość' – ze szkodą dla prawdziwych twórców i społeczeństwa. Musimy także poszukiwać racjonalnych granic przyznawanej ochrony, gdyż nadmierne jej rozszerzenie może powodować zbyt duże zawężenie swobody twórczej. Np. w Polsce od zawsze korzystaliśmy ze swobody parodii, podczas, gdy w innych krajach należało takie ograniczenie praw autorskich dopiero wprowadzić. Zatem, owszem, prawa własności intelektualnej są podstawą inwestycji w nowe środki komunikowania, ale prawa te muszą być rozsądnie skonstruowane.

Trendy technologiczne oraz globalizacja gospodarki i wymiany kulturalnej, stwarzają nowe - otwarte - warunki tworzenia i demokratyzują dostęp do twórczości artystycznej. Jak zbudować w Polsce dobrze prosperujący system prawny, stymulujący kreatywną aktywność i jednocześnie sprzyjający powszechnemu uczestnictwu w życiu kulturalnym?
I znowu zadaje Pani niezmiernie trudne pytania, nad którymi głowią się naukowcy i praktycy nie tylko w Polsce. Rzeczywiście – demokratyzacja dostępu do rozpowszechniania własnej twórczości jest ogromna, Internet nie wymaga od nas wielkich nakładów, abyśmy mogli udostępnić swój utwór szerokiej publiczności. Twórca nie jest już narażony na tak dużą zależność od wydawcy, czy producenta jak kiedyś. Młody początkujący twórca chciałby mieć swobodny dostęp do jak największej ilości utworów nieodpłatnie, móc je remiksować, wklejać, łączyć z własną twórczością, ale po pewnym czasie staje po drugiej stronie barykady i zaczyna zauważać, iż jego utwory są tak samo – bez jego wiedzy i zgody wykorzystywane i wtedy zmienia mu się na ogół punkt widzenia. Stymulacja kreatywnej aktywności, z nauczaniem, gdzie leżą granice korzystania z cudzej twórczości, powinna następować już w szkole, ale o to, jak wiadomo, bardzo trudno w naszym obecnym systemie edukacyjnym, opartym na testach i schematach, w określonych ściśle ramach kwalifikacji. Myślę, że Pani pytanie zmierza do tego, jak wyważać określone interesy. Na to, niestety, są potrzebne także fundusze publiczne. Od dawna prawo unijne przyznaje np. twórcom prawo do wynagrodzenia z tytułu wypożyczeń bibliotecznych (Polska właśnie dopiero teraz implementuje obowiązującą w tym przedmiocie dyrektywę). Państwo, które chce wspierać czytelnictwo, powinno jednak zapewnić społeczeństwu bezpłatny dostęp do zbiorów bibliotecznych. Rozwój w tym zakresie nie powinien się jednak odbywać kosztem twórców, stąd muszą się znaleźć publiczne środki na wypłatę im stosownej rekompensaty – także jako wyrazu czytelniczego sukcesu. Nikt nie żąda, aby dostawcy – np. prądu – dostarczali go nieodpłatnie bibliotekom, podobnie musi być z utworami chronionymi prawami autorskimi.

Prawa własności intelektualnej oraz możliwość uzyskiwania dochodów z twórczości, dają twórcom swobodę pracy twórczej i środki do życia. Zawody pracy twórczej, podlegające ochronie lepiej i szybciej rozwijają się. Co trzeba zrobić, aby w Polsce szanowano twórczość jak każdą inną społecznie ważną działalność gospodarczą?
Oczywiście nie mam recepty na taką świadomościową ewolucję, ale wydaje się, że nie można zamykać oczu na kradzieże, jedynie z tego powodu, że to 'tylko' utwór, a nie np. samochód. Lekceważenie takich spraw prowadzi do braku poszanowania reguł i norm współżycia w ogóle: prawo nie stosowane, istnieje jedynie na papierze, prawo nie wykonywane – przestaje pełnić swoją porządkującą nasze życie funkcję. Sytuacją najbardziej demoralizującą jest podtrzymywanie stanu prawnej fikcji...

A polskie wnioski z ostatniej opinii rzecznika generalnego, z dnia 24 listopada 2016 roku, w sprawie egzekwowania praw własności intelektualnej w kwestii zgodności przepisu prawa krajowego z wykładnią art. 13 dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady 2004/48/WE?
24 listopada b.r. Rzecznik Generalny (AG) wydała opinię w sprawie dotyczącej polskiego prawa autorskiego i interpretacji unijnej dyrektywy w przedmiocie egzekwowania praw własności intelektualnej. Orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości UE w tej sprawie  będzie  miało wpływ nie tylko na prawo polskie ale także na  inne europejskie  regulacje w zakresie prawa autorskiego. Moim zdaniem, niestety  zaprezentowane uzasadnienie  stanowiska zajętego w opinii jest wewnętrznie niespójne. Pani Rzecznik stwierdza, że krajowa regulacja, zgodnie z którą uprawniony może żądać w procesie o naruszenie praw autorskich sumy równej dwukrotności lub trzykrotności  wynagrodzenia, jakie należałoby mu się, gdyby podmiot uprawniony udzielił zgody na korzystanie, nie jest sprzeczna z dyrektywą. Jednakże jednocześnie  podnosi, że uprawniony, który chce skorzystać z takiej możliwości powinien udowodnić, że  jego sprawa jest „szczególna” w tym sensie, iż żądanie wielokrotności normalnie stosowanego wynagrodzenia jest właściwe i proporcjonalne do poniesionej szkody. Takie stanowisko prowadzi do wylania dziecka z kąpielą – idea wynagrodzenia ryczałtowego nie jest w zasadzie w stanie obronić się obronić.

Judyta Papp: Jest to postępujące zabieranie twórcom (słabszej grupie) praw. Pani Rzecznik prezentuje to dość nieskładnie, bo ma świadomość w jakim to kierunku zmierza. Obecny system prawny jest na tyle wadliwy, że sprzyjanie silnym korporacjom nie sprawia większej trudności. Tylko czym byłby świat bez twórców? Bez ich dzieł i sprawczych idei, które antycypują cywilizacyjne przemiany...

Traple Konarski Podrecki i Wspólnicy - Kancelaria Prawna www.traple.pl
Judyta Papp Ltd. www.judytapapp.com