Lektura książek postmodernistycznych prowadzi mnie bowiem do wniosku, że postmodernizm jest nacechowany niechęcią do wszystkiego i wydaje się kwestionować  wszystko, w szczególności naród, państwo, rodzinę, także prawo albo domaga się natarczywie  konstrukcji, dekonstrukcji i rekonstrukcji tych pojęć i instytucji prawnych, a ostatecznie niewiele z tego wynika. No i co to jest za kierunek filozoficzny, który mówi, że coś jest po czymś. Że jest po modernizmie, ale co z tego wynika? Nie bardzo wiadomo, więc ja mam do tego kierunku dystans. Nie przekonują mnie poglądy postmodernistów o domniemanym kryzysie państwa i suwerenności, ponieważ zwykła obserwacja otaczającego świata dowodzi, że jest inaczej (przykład Stanów Zjednoczonych przeczy tej tezie) - narodu, ponieważ nacjonalizmy raczej się umacniają niż słabną. Albo o kryzysie prawa, ponieważ prawo było i będzie, a współcześnie jest chyba w większym stopniu niż w czasach „nowoczesności” regulatorem zachowań człowieka, zwłaszcza w sytuacji radykalnego osłabienia lub zaniku imperatywów moralnych (ludzie coraz częściej zachowują się przyzwoicie nie dlatego, że wymaga tego etyka, lecz dlatego, że nakazuje to prawo, co doskonale obrazuje problem równego traktowania - stwierdza prof. Andrzej Wróbel. Więcej>>>