Uczestniczący w debacie konstytucjonalista prof. Wiktor Osiatyński z uznaniem wypowiadał się o kierunku proponowanych zmian. Podkreślał, że prawo do zgromadzeń należy do podstawowych praw obywatelskich. - Jest ono szczególnie ważne dla grup mniejszościowych, zmarginalizowanych, które nie mają reprezentacji w parlamencie i nie mają szansy na przedstawienie swoich racji w innej formie - mówił prof. Osiatyński.
Sławomir Pyźlak, prawnik z MSWiA podkreślał, że przygotowana w tym resorcie nowelizacja ma za zadanie lepsze zapewnienie korzystania przez obywateli konstytucyjnego prawa do zgromadzeń. Zwracał jednak uwagę, że problem ten ma dwa aspekty: prawo określonej grupy do manifestowania swoich opinii i prawo do bezpieczeństwa innych osób, nie biorących udziału w zgromadzeniu.
Na ten problem zwracała też uwagę Ewa Gawor z Urzędu Miasta st. Warszawy, która przypomniała, że konstytucja mówi o zgromadzeniach pokojowych. - Wiele lat tym się zajmuję i jeszcze nie widziałam zgłoszenia o demonstracji niepokojowej. Tak twierdzą organizatorzy nawet wtedy, gdy doskonale wiedzą, że uczestnicy zabierają ze sobą styliska od kilofów, kamienie, czy opony do podpalenia - mówi dyr. Gawor. Jej zdaniem pożądane też byłoby określenie, kiedy kończy się pokojowy charakter demonstracji, a także to, jak godzić prawo do zgromadzeń z prawami mieszkańców. - Tego mi brakuje w projekcie - mówi Ewa Gawor.
Nawiązując do uwag zgłaszanych zarówno do obowiązującego prawa jak i do proponowanych zmian inspektor Adam Pałafij z Komendy Głównej Policji stwierdził, że polskie przepisy dotyczące zgromadzeń mieszczą się w europejskich standardach. Jego zdaniem problem tkwi w niewłaściwym stosowaniu tego prawa. Podkreślał też, że policja nie jest zainteresowana rozpędzaniem demonstracji. - Wolimy przejść całą trasę obok demonstrujących, bez potrzeby interweniowania - mówił insp. Pałafij. I dodał, że taka "obsługa" zgromadzenia jest tańsza od sytuacji, gdy policja musi interweniować.









