Jak zauważają eksperci Fundacji, która monitoruje tego typu zmiany, w uzasadnieniu do projektu autorzy wprost powołują się na inspirację ustawą hazardową, która jest – jak przypominają - krytykowana za stwarzanie możliwości do nadużywania prawa właśnie przy blokowaniu stron.

Projekt przygotowywany obecnie w KNF ma wprowadzić rejestr domen internetowych zamieszczonych na liście ostrzeżeń publicznych Komisji Nadzoru Finansowego, obejmującej strony związane z działalnością, co do której złożone zostało zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Regulacja wymierzona ma być w nieuczciwe podmioty działające na rynku Forex. Zamieszczenie danej strony na liście KNF będzie automatycznie oznaczać wpisanie do rejestru, a w konsekwencji – obowiązek zablokowania dostępu do niej przez operatora w przeciągu 48 godzin. Wpis zależeć będzie od podjęcia uchwały przez KNF, od której przysługiwać będzie sprzeciw.

Według ekspertów Fundacji Panoptykon, ten mechanizm z wielu względów nie może być skuteczny w ograniczaniu dostępu do nielegalnych treści, a jednocześnie pociąga za sobą poważne ryzyka związane z naruszeniem poufności korespondencji, zbieranie dodatkowych danych o użytkownikach internetu i obciążenia dla przedsiębiorców. - Nie minęło pół roku od przyjęcia w Polsce pierwszej ustawy, która przewiduje blokowanie stron internetowych, a już mamy kolejny projekt. To efekt, przed którym wielokrotnie ostrzegaliśmy, krytykując podobne pomysły w przeszłości. Przekroczenie Rubikonu, jakim było dopuszczenie politycznej ingerencji w infrastrukturę komunikacyjną internetu, powoduje, że każdy kolejny krok będzie, niestety, mniej szokujący dla społeczeństwa i łatwiejszy dla władzy. Czy zaczniemy protestować dopiero, kiedy ta forma cenzury dosięgnie gazet internetowych? – pisze Weronika Adamska z Fundacji Panoptykon.